Ostatnie dni obfitują w informacje dotyczące przyszłych emerytów, a dokładniej sposobu wypłaty i wysokości świadczeń emerytalnych, jakie będą wypłacane według nowych zasad od stycznia przyszłego roku.
Kontrowersje budzi zarówno brak ustawy regulującej sposób wypłat, jak też prognozy co do wysokości przyszłych świadczeń. Można wręcz stwierdzić, że to ta druga kwestia dla przyszłych emerytów ma znacznie większe, znaczenie niż to, kto dokona wypłaty.
Nowe szacunki wysokości świadczeń mówią o tym, iż nowe emerytury mogą być nawet o połowę niższe niż obecnych emerytów. Wszystko za sprawą tzw. stopy zastąpienia pensji emeryturą. Dziś ten wskaźnik wynosi 70%. Po zmianach jakich dokonano 10 lat temu wprowadzając OFE może być on nawet o połowę mniejszy. Przykładowo dzisiejszy emeryt, który zarabiał ok. 4 tys. zł brutto, może liczyć na ok. 2,8 tys. zł emerytury. W nowym systemie będzie to niecałe 2 tys. zł brutto. Gorzej, jeśli ktoś zarabia obecnie 2,5 tys. brutto, wówczas jego przyszłe świadczenie nie będzie wyższe niż 1 tys. zł.
Zmiany w obowiązującym systemie wypłat są odpowiedzią na niekorzystne zmiany demograficzne. Szybko przybywa osób, które przechodzą na emeryturę, a maleje liczba osób płacących składki. O ile obecnie osoby w tzw. wieku poprodukcyjnym stanowią zaledwie 16% społeczeństwa, to w roku 2030 będzie ich już 30%. Dla porównania, ilość urodzeń dzieci spadła w ostatnich 20 latach z ponad 700 tys. rocznie do ok. 350 tys. obecnie. Tak duże dysproporcje pogłębia dodatkowo coraz dłuższa średnia życia. Wymusi to znaczne ograniczenie świadczeń, gdyż pula płaconych składek będzie maleć, a ilość uprawnionych rosnąć. Obecnie Fundusz Ubezpieczeń Społecznych otrzymuje dotacje z kasy państwa. Po zmianach, jakie zawarto w reformie emerytalnej w 1999 roku, ma się to zmienić. Emerytura ma zależeć wyłącznie od środków zgromadzonych na indywidualnym koncie środków.
Rząd mówi wprost.
Tylko osoby długo pracujące mają szansę na godziwe świadczenia. Z tym, że trzeba zarabiać znacznie powyżej średniej krajowej, aby z odprowadzanych składek zgromadzić wystarczająco wysoki kapitał. Tymczasem Polacy pracują krótko i zarabiają mało, przez co kłopoty w przyszłości wydają się murowane.
Choć ustawowy wiek emerytalny wynosi dla kobiet 60, a dla mężczyzn 65 lat, to w praktyce zwłaszcza panie przechodzą na wcześniejszą emeryturę, o ile tylko mają taką możliwość.
Rząd, chcąc pozbawić licznych przywilejów emerytalnych kolejne grupy zawodowe, tłumaczy się dobrem obywateli i próbuje wyjaśniać, iż dzięki temu będą mieć wyższe świadczenia.
Kobieta i mężczyzna przechodzący na wcześniejszą emeryturę, wg przedstawionych symulacji mogą liczyć na świadczenia rzędu 40% dla kobiet i 45-50% dla mężczyzn, licząc od kwoty obecnego wynagrodzenia. Stosując się do zaleceń rządu i pracując do osiągnięcia wieku emerytalnego, przyszły emeryt otrzyma kwotę większą o kilka procent. Rozwiązaniem wydaje się więc wydłużenie wieku emerytalnego o kilka lat, jak również wyrównanie go dla kobiet i mężczyzn. Proponowanym przez kraje zachodnie wiekiem jest tu 67 lat.
Pytanie, ile kobiet uda się nakłonić do pracy o 12 lat dłuższej niż obecnie. (55 lat to obecnie wiek uprawniający do wcześniejszej emerytury + 12 lat do osiągnięcia przyszłego wieku emerytalnego 67 lat).
Obawy przyszłych emerytów budzą również kolejne ograniczenia co do losu przyszłych świadczeń. Wraz ze zbliżającym się terminem wypłat emerytur z nowego systemu, rząd wycofuje się ze składanych obietnic. I tak przyszłe emerytury z OFE będą dziedziczone tylko w połowie, nie ma być emerytur małżeńskich, ani możliwości jednorazowej wypłaty zgromadzonych środków. Ponieważ projekty do ustawy regulującej sposób wypłat świadczeń z przyszłego systemu emerytalnego ciągle czekają na sejmową debatę, trudno stwierdzić, jaką ostatecznie formę przyjmie ta ważna ustawa. Głosowania nad ustawą mają się odbyć we wrześniu br, a w styczniu mają ruszyć wypłaty. Pośpiech nigdy nie jest wskazany, zwłaszcza w tak ważnej sprawie.
Przyszłe emerytury topnieją w oczach.
Inflacja oraz stale rosnące koszty życia sprawiają, że pieniądze szybko tracą na wartości. Pomimo iż są inwestowane w OFE, to jednak ostatni rok bessy na Giełdzie Papierów Wartościowych pokazał, że fundusze zamiast stałych zysków mogą ponosić straty.
W latach takich jak 2008 rok, czyli rok rosnących stóp procentowych i spadków na giełdzie, przyszli emeryci ponosić będą realne straty. Pytanie, ile takich lat rozumianych jako spadkowe przyszli emeryci będą musieli jeszcze doświadczyć.
Straty w pojedynczych latach nie są groźne dla najmłodszych członków OFE.
Jeśli jednak poważna korekta trafi się na dwa, trzy lata przed przejściem na emeryturę, straty rzędu 10% mogą być warte kilkanaście tysięcy złotych, licząc od zgromadzonego przez lata kapitału.
Wówczas czasu na ich odrobienie może zabraknąć.
Problemem OFE jest nie tylko uzależnienie od panującej koniunktury giełdowej, ale również niska płynność naszego rynku akcji. OFE względnie bezpiecznie mogą inwestować jedynie w akcje dużych spółek. W przeciwnym razie zakup większego pakietu rodzi niebezpieczeństwo trudności jego sprzedania podczas pogorszenia koniunktury.
Innym znaczącym utrudnieniem są ścisłe limity inwestycyjne, jeśli chodzi o inwestycje na zagranicznych rynkach oraz dostęp do nowoczesnych instrumentów finansowych.
Bez stosownych zmian w zasadach funkcjonowania OFE, począwszy od zmniejszenia pobieranych prowizji, a na rozszerzeniu możliwości i limitów inwestycji kończąc, będą się one dusić nie spełniając pokładanych w nich nadziei.
Przyszłe emerytury będą realnie mniej warte niż dzisiaj
Po uwzględnieniu inflacji, wysokich opłat manipulacyjnych oraz cyklicznych spadków na GPW może się okazać, że pieniądze z OFE nie starczą na wiele lat wypłat świadczeń. Jedyną korzyścią będzie wówczas to, że przyszli emeryci otrzymają jakieś pieniądze na własność. Gdyby nie było OFE otrzymaliby je w ramach pensji, i zostałyby skonsumowane na bieżące wydatki.
W wariancie pesymistycznym, ale coraz bardziej realnym, osoby o niskich zarobkach otrzymają w przyszłości świadczenia tak niskie, że może im starczyć na opłacenie czynszu, który stale rośnie (gaz, prąd będą stale drożały), i na niewiele więcej. Zostaną skazane na ubóstwo, o ile nie dostaną wsparcia ze strony bliskich. I choć państwo gwarantuje minimalny poziom świadczenia, to trudno uznać go wystarczający do godnego życia. Obecnie owe minimum to 683 zł miesięcznie. Nie o takiej jednak starości marzą z pewnością przyszli emeryci.
Autor: Tomasz Bar, www.FinanseOsobiste.pl