O ministrze Rostowskim można mówić wiele rzeczy, pewnie sporo negatywnych, ale sposób prezentacji projektu budżetu na przyszły rok był strategicznym majstersztykiem.
Przypomnijmy więc sobie zeszły weekend. Informacja o astronomicznym deficycie wyszła na światło dzienne w piątek już po zamknięciu rynków finansowych, które nie mogły szybko i emocjonalnie zareagować na negatywną informację. W czasie soboty i niedzieli medialne towarzystwo bardzo się wyszumiało, ale nie brakowało spokojnych głosów mówiących, że zaprezentowana dziura budżetowa wcale nie jest takim zaskoczeniem jak zwykło się uważać. W poniedziałek rynki się otworzyły, a raczej lekko przebudziły, pozostając w swoistym letargu. Dlaczego? Otóż za sprawą Święta Pracy Amerykanie odpoczywali i nie mogli, jak to zwykle było, pokierować światowymi notowaniami. Wynik owej mieszanki każdy już zna ? złoty, jak również rynek długu bardzo spokojnie zareagowały na wydawałoby się kasandryczne wieści. Rynek akcji w ogóle przeszedł obojętnie wokół całej medialnej otoczki przyszłorocznego budżetu.
Było wiadomo
Dlaczego tak się stało i czy rzeczywiście 52,2 mld zł deficytu nie odciśnie się piętnem na notowaniach złotego czy rentowności polskich obligacji? Prawda wydaje się taka, że owy astronomiczny deficyt w większości był już uwzględniony w cenach, a w dużej części przyczyniła się do tego KE. Wiele osób już o tym nie pamięta, ale to właśnie ona zaprezentowała kilka miesięcy temu swoje prognozy, mówiące o ogromnym deficycie sektora finansów publicznych. Uczestnicy rynku mieli wiele czasu na dostosowania. Z samymi dostosowaniami wiele wspólnego miał minister finansów, który prezentując przyszłoroczny budżet, bardzo go urealnił. Co więc zrobił Jacek Rostowski? Włączył do budżetu centralnego wydatki na drogi oraz dotacje na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Wcześniej owe dotacje wywędrowały do szerszej kategorii finansów publicznych, tym samym nie wpływając na deficyt budżetu centralnego.
Sprawny zabieg
Warto się zastanowić, dlaczego minister zrezygnował z wcześniej uprawianej skomplikowanej księgowości i zdecydował się na ujawnienie szerokiemu audytorium (ekonomiści wiedzą o tym bowiem od dawna) problemów budżetowych? Odpowiedź znajdziemy w artykule 79. Ustawy o finansach publicznych, która mówi, że jeśli państwowy dług publiczny przekroczy 50 proc. (co jest praktycznie pewne w bieżącym roku), to rząd przygotowuje budżet na 2011 r. ?w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów budżetu państwa nie może być wyższa niż analogiczna relacja z roku bieżącego? (art. 79, par. 1a). Oznacza to, że gdyby rząd zaproponował niższy deficyt na 2010 r., to wiązałby sobie ręce wspomnianą relacją na rok 2011, co nie byłoby zbyt mądre, wiedząc, że to rok wyborczy. Wielkie brawa Panie Ministrze, ocena ze strategii na pięć z plusem.
Bohater rynków?
Powyższe dywagacje prowadzą do prostej konkluzji. O problemach budżetowych państwa polskiego wszyscy wiedzą od dawna. Prostym na to dowodem jest spokój agencji ratingowych po upublicznieniu projektu budżetu. Skoro wszyscy wiedzą, że jest źle, to może być tylko lepiej, a do polepszenia doprowadzi nie kto inny jak Jacek Rostowski, który ma przedstawić czteroletni plan wychodzenia z zadłużenia do 2014 r. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Jeżeli owy plan będzie dobry i uzdrowi chore finanse publiczne, to rynki będą ministra finansów nosiły na rękach, jeżeli jednak nie, to odwdzięczą się silną przeceną, która tym razem się nam wszystkim upiekła.
Łukasz Bugaj, autor jest analitykiem Xelion – Doradcy Finansowi dla www.GazetaFinansowa.pl