Do tej pory w cyklu artykułów opisujących istotne wskaźniki gospodarcze zająłem się wskaźnikami obrazującymi sytuację w skali makro, w której uwzględniłem PKB, inflację, stopy procentowe, sprzedaż detaliczną i produkcję przemysłową. W poprzedniej części opis dotyczył wskaźników rozwoju gospodarczego. One inaczej niż dane makro pokazywały gospodarki w węższym spektrum, ale za to miały mniejsze opóźnienie i były podstawą do tworzenia przyszłych prognoz wzrostu lub recesji. Informacje o wielkościach ISM czy PMI dają znacznie bardziej kompleksowy obraz sytuacji, jeżeli połączymy je z danymi dotyczącymi rynkupracy.
Rozwinięte gospodarki w zależności od kraju bazują od 60 do 80 proc. na sektorze usług, których rozwój jest niezbędny do notowania wzrostu gospodarczego. Obywatele mogą korzystać z tych usług, jeżeli tylko będzie ich na nie stać. Do tego potrzebna jest praca i wiążące się z nią zarobki, które można przeznaczyć na konsumpcję, inwestycje bądź oszczędności. Każda z tych dziedzin bezpośrednio wpływa na sytuację makroekonomiczną wpierw poszczególnych regionów i krajów, a w konsekwencji całego gospodarczego świata. Podobnie jak we wszystkich poprzednich opisach, skupię się na wskaźnikach dotyczących amerykańskiego rynku pracy, ponieważ w praktyce tylko on jest uwzględniany przez inwestorów giełdowych. Informacje z pozostałych krajów są traktowane jedynie jako pochodna sytuacji w najważniejszej gospodarce świata.
Employment Report
Pierwszym i zarazem najważniejszym raportem opisującym sytuację amerykańskiego rynku pracy jest publikowany przez Bureau of Labor Statistic w każdy pierwszy piątek miesiąca kompleksowy zestaw danych. Istotność Employment Report wynika z różnego ujęcia rynku pracy, jaki jest tam prezentowany. W skład raportu wchodzi pilnie obserwowana ogólna stopa bezrobocia dla USA oraz jej wielkości dla poszczególnych stanów. Im niższa wartość tego odczytu, tym lepiej, przy czym bezrobocie w granicach 3-4 proc. uznaje się za naturalne. Obecnie stopa bezrobocia osiągnęła 8,1 proc. i jest najwyższa od 1983 roku. Jeszcze dramatyczniej wyglądają prognozy, które mówią, że koniec roku przyniesie dalszy wzrost do 10 proc.
Kolejną daną ujętą w zestawieniu jest zmiana zatrudnienia w sektorze pozarolniczym (non-farm payrolls). Ten wskaźnik uwzględnia zmiany, jakie zachodzą w ponad 400 tysiącach firm obejmujących swoją skalą działania ponad 500 gałęzi gospodarki. Wartością graniczną w tym przypadku jest 150 tysięcy osób. Uznaje się, że wyższy odczyt wskazuje na rozwój, a mniejszy na kurczenie się gospodarki. O tym, jak zła jest obecnie sytuacja w USA, najlepiej świadczy fakt, że odczyt non-farm payrolls za luty wyniósł minus 651 tysięcy. Tyle miejsc pracy zostało zlikwidowanych w miesiąc, a odczyty negatywne utrzymują się od grudnia 2008. W skład całego raportu wchodzą również szczegółowe dane dotyczące wynagrodzenia. Są to informacje o średniej długości tygodnia pracy i średnich zarobkach za godzinę. Obie dane powstają przez ankietę 60 tysięcy gospodarstw domowych i niosą ze sobą istotne konsekwencje. Wyższe średnie zarobki (dziś 18,47 $/h) wpływają na większą chęć zakupów i na przyszłą wartość inflacji. Długość pracy, którą szacuje się w lutym 2009 na 33,3 h/tydzień, implikuje przyszłą wielkość produkcji i zarobków. Dodatkowo długość pracy pokazuje przyszłe trendy na rynku, ponieważ przedsiębiorstwa najpierw wypłacają nadgodziny, a dopiero później zwiększają zatrudnienie.
Oprócz comiesięcznego raportu na rynki finansowe w każdy czwartek docierają dane pokazujące liczbę nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych w USA. Ten wskaźnik z uwagi na częstość publikacji oraz obejmowanie stosunkowo krótkiego okresu jest podatny na jednorazowe wydarzenia i przez to często generuje mylne interpretacje. Przez dużą wrażliwość za ważniejszy uznaje się odczyt czterotygodniowej średniej wskaźnika, która wygładza obowiązujący trend. Niewątpliwym plusem tej informacji jest jej aktualność, ponieważ dotyczy poprzedniego tygodnia, więc można ją porównać niemal do bicia serca gospodarki. Niestety, indeks posiada istotną wadę, którą jest brak rozbicia nowych bezrobotnych na poszczególne sektory. Jedyna informacja, jaką uzyskujemy, to sumaryczna wielkość, która dodatkowo poddawana jest późniejszym weryfikacjom.
Raporty ADP i Challengera
Poprzednie raporty są sporządzane przez rządowe instytucje, a na tak olbrzymim rynku jak amerykański nie mogło zabraknąć prywatnych firm monitorujących pracowniczą część gospodarki. Do najważniejszych raportów rynki zaliczają dane z firm ADP i Challengera, przy czym podejście do problemu w każdej z firm jest różne. ADP informuje o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym na podstawie danych z 430 tysięcy firm, w których zatrudnionych jest ponad 24 mln pracowników. Tak duża próba badawcza powinna dobrze odzwierciedlać trendy w głównych branżach i stanach, a mimo to raport ADP notuje znacznie różnice od danych prezentowanych przez rządowy Departament Pracy. Ewidentną wpadkę widać było odczytach za grudzień 2008. ADP poinformowało wtedy, że zmieniło metodologię tworzenia raportu, aby lepiej oddawał on zmiany w oficjalnych danych. Próba zmniejszenia różnicy skutkowała tym, że ADP prognozował utratę niemal 700 tysięcy miejsc pracy, a tymczasem non-farm payrolls w Employment Report podał odczyt na poziomie minus 524 tysięcy. Kierunek się zgadzał, ale skala odchylenia była znaczna. Niewielkim usprawiedliwieniem ADP jest fakt, że w przeciwieństwie do rządowych danych nie obejmuje on zmiany zatrudnienia w państwowych agencjach. Raport Challengera podaje natomiast liczbę planowanych zwolnień w firmach i im mniejszy jest odczyt, tym bardziej optymistyczna powinna być reakcja rynków. W praktyce jednak raport później podlega dużym weryfikacjom danych z poprzednich miesięcy, co powoduje, że inwestorzy z powściągliwością traktują podawane informacje.
Dochody i wydatki konsumenta
Pisząc o rynku pracy nie można pominąć kwestii bezpośrednio wynikających z zatrudnienia, a więc dochodów i związanych z nimi wydatków. Raport ten publikowany w ostatnim tygodniu każdego miesiąca mierzy zmiany w poziomie dochodów osobistych i wydatkach konsumenckich Amerykanów. To najszerszy indeks opisujący zawartość portfeli obywateli, który uwzględnia dochody ze wszystkich źródeł, czyli nie tylko pracy, ale również np. dywidend, inwestycji, nagród lub zasiłków. Przydatne jest prezentowanie dochodu w rozbiciu na sektory produkcji, usług, publiczne itp. co pozwala lepiej zobrazować kondycję poszczególnych branż.
Wraz z raportem o dochodach publikowany jest wskaźnik PCE. To indeks wydatków osobistych, na który składają się wydatki poczynione na dobra trwałe, dobra nietrwałe i usługi. Wielkość wydatków można co prawda szacować na podstawie danych z Employment Report, ale nie są tam uwzględnione inne formy dochodu niż praca. Warto podkreślić, że PCE reprezentuje największą część realnego PKB, więc nie dziwi fakt, że amerykańska rezerwa federalna (FED) uważa wskaźnik PCE za istotniejszy od inflacji i chciałaby widzieć go na poziomie 1-2 procent.
Wzrost dochodów powinien przekładać się na większe wydatki i większą konsumpcję. Tego w tej chwili potrzebuje amerykańska gospodarka, która dławi się brakiem nowego kapitału. Zmianę mentalności z rozrzutnej na oszczędną widać również w jednym ze składników PCE, którym jest stopa oszczędności (tzw. savings rate). Pokazuje ona, jaki procent realnego dochodu (ang. Real Disposable Income) jest oszczędzany i jeszcze niedawno jej wielkość była bliska zeru. Teraz przekracza 5 proc. dochodu i jest najwyższa od 1995 roku. Widać, że społeczeństwo amerykańskie boi się kryzysu, bo zaczyna odkładać pieniądze, a dotychczas zajmowało się tylko ich wydawaniem. Raport o dochodach i wydatkach wraz z informacją o PCE ma jednak znaczącą wadę umniejszającą ich rolę na rynkach kapitałowych. Termin publikacji powoduje, że są to jedne z ostatnich ogłaszanych w miesiącu wskaźników i gracze uznają je za mało aktualne, choć dostarczające wielu informacji.
Podsumowanie
Rynek pracy jest jednym z najdokładniej opisywanych w gospodarkach. Głównie wynika to z faktu, że wszystkie czynniki na nim zachodzące są obiektywnie i niezależnie od siebie mierzalne. Dzięki temu mamy dostęp do informacji bieżących (tygodniowa ilość bezrobotnych) oraz długoterminowych trendów (stopa bezrobocia). Dodatkowo można analizować wielkość dochodów wynikających z zatrudnienia, a to przekłada się na przyszłe wydatki, które napędzają gospodarkę. Bez wątpienia rynek pracy jest fundamentem wzrostu gospodarczego. Wszystkie publikowane informacje służą jednak tylko temu, aby analitycy i ekonomiści mogli lepiej zrozumieć zachodzące procesy i postawić prawdopodobny przyszły rozwój wydarzeń. Jednak w sytuacjach tak nieprzewidywalnych jak obecnie wyraźnie widać, że rację miał Mark Twain mówiąc: ?Stawianie prognoz jest rzeczą trudną, szczególnie tych dotyczących przyszłości?.
Paweł Cymcyk, A-Z Finanse
dla www.GazetaTrend.pl