Ceny w Polsce zaczynają wariować. Inflacja rośnie niemal wszędzie, co może sugerować, że jej przyczyny są wyłącznie natury globalnej. Dlaczego jednak Ministerstwo Finansów zamiast zahamować skalę lawinowych podwyżek cen regulowanych: gazu energii, paliw, akcyz, w tym oleju napędowego, które potęgują wzrost cen produkcyjnych, usług, kosztów utrzymania i widząc, co się dzieje na rynku paliw i żywności na świecie udaje, że nic nie może? Żaden z bogatych krajów starej Unii nie zdecydował się w ostatnim okresie na skokowe podwyżki nośników energii – z wyjątkiem Polski.
Janusz Szewczak – Inflację na poziomie 3,5 proc., zaprojektowaną przez RPP oraz zakładaną inflację na rok 2009 na poziomie 2,9 proc., można włożyć między bajki. Dziś wynosi ona 4,4 proc., a to dopiero początek marszu w górę. Na jesieni może wzrosnąć do poziomu 5,5 – 6 proc., zwłaszcza jeśli dalej będą rosły ceny regulowane, w tym energii i gazu.
Wyższa akcyza, wyższe ceny
Niepoważne są zapewnienia ministra rolnictwa Marka Sawickiego, że ceny żywności wzrosną w tym roku o zaledwie o 5 – 6 proc. Tylko w pierwszym półroczu niektóre produkty żywnościowe zdrożały od kilkunastu do kilkudziesięciu procent, np. cena ryżu wzrosła o 150 proc., masło zdrożało o ok. 27 proc., pieczywo o ok. 15 proc., mleko o 17 proc., papierosy o 13 proc. W związku z podwyżką akcyzy na papierosy z 25 proc. do 31 proc. cena paczki Marlboro King Size wzrośnie z 8,20 zł, aż do 12 zł. Tańsze Sobieskie zdrożeją z 6,80 zł, do 10,30 zł. Oznacza to, że ceny papierosów wzrosną średnio o 30 –
50 proc., a w Polsce pali ok. 10 mln ludzi.
Droga żywność
Znacząco podrożeje jesienią wieprzowina z powodu tzw. świńskiego dołka, sprzed paru miesięcy. Drób już podrożał o 25 proc. Drożeją: chleb, makaron, ciasta, a nawet truskawki w szczycie sezonu. Plony zbóż w Polsce z powodu suszy mogą być niższe aż o 30 – 35 proc. niż planowano. Rosną ceny pszenicy, jęczmienia i owsa. Pamiętajmy, że blisko 1/3 kraju objęta jest dziś klęską suszy. W USA, powódź w spichlerzu w stanie Main, wywinduje z pewnością ceny kukurydzy i pszenicy na rynkach światowych do niebotycznych poziomów.
Ciężkie życie rolnika
Drożeją nawozy. Od początku 2008 r. średnio już o ok. 30 proc., a amoniak nawet o 40 proc. Olej opałowy, powszechnie używany w polskim rolnictwie, zdrożał o ok. 20 proc. i cena rośnie nadal. Ceny pasz wzrosły o 12 proc., maszyny rolnicze 7 – 10 proc. Cena akcyzy na LPG z 695 zł za tonę wzrośnie od 1 stycznia 2009 r. do 1 100 za tonę, czyli o ok. 70 – 80 proc. Drożeją prąd i gaz – które stanowią blisko 2/3 kosztów produkcji nawozów azotowych. Ceny żywności wzrosną więc nie o 5 – 7 proc., jak chciałby minister rolnictwa, ale o zdecydowanie więcej, między 10 – 15 proc., jeśli nie jeszcze więcej i to licząc średnio.
Nowe opłaty
Zapowiada się też, że w tym roku podrożeje stal. Mówi się o 30-proc. podwyżce. Węgiel koksowniczy już zdrożał o 200 proc., koks o 175 proc., złom aż o 75 proc. Drożeje również węgiel, w tym roku mamy już 11-proc. podwyżkę. Według GUS tylko w maju br. ceny energii wzrosły o 10 proc., a w czerwcu o kolejne 3 proc. Zbliżamy się do poziomu 15 proc. Już w tym roku opłaty za wywóz śmieci wzrosły od 50 – 100 proc., a od stycznia wzrosną o kolejne 30 proc. w związku z nowymi opłatami – klimatyczną i z tytułu emisji gazów cieplarnianych. Ceny gazu i oleju napędowego wzrosły w tym roku znacząco. Za gaz dziś płacimy ok.
330 – 350 USD za 1000 m3, ale niedługo ceny mogą sięgnąć poziomu 380 – 400 USD za 1000 m3.
Lepiej tylko na papierze
Wskaźnik inflacji bez cen energii i żywności jest aż o 60 proc. niższy. NBP wprowadza właśnie nową miarę liczenia inflacji bazowej – bez energii, gazu i kosztów kredytu. Będzie więc ona lepiej wyglądać na papierze, ale czy będzie lepiej w rzeczywistości? Rosnące ceny żywności i paliw w Polsce, wyższe podatki, zwłaszcza te akcyzowe, dopełniają czary goryczy. Dużo wyższe i lawinowo rosnące koszty utrzymania powodują, że przeciętna polska rodzina ponosi koszty dwa razy wyższe niż wskazuje na to oficjalny i publikowany wskaźnik inflacji, dziś na poziomie 4,4 proc. (jeśli chodzi o maj). Można więc bardzo odpowiedzialnie stwierdzić, że realna inflacja i realne koszty ekonomiczne utrzymania to są dziś w mojej ocenie 8 – 9,5 proc.
Manipulowanie statystyką
Wydaje się, że inflacja jest świadomie zaniżana, jeśli chodzi o statystykę i sposób jej liczenia, m.in. dlatego, żeby nie trzeba było waloryzować świadczeń, głównie świadczeń emerytalnych, rentowych, jak również płac w sferze budżetowej. Z tego wynika również, że będziemy mieli efekt drugiej rundy w Polsce – czyli efekt dalszego wzrostu inflacji, wywołany żądaniami
płacowymi, rosnącymi kosztami produkcji. Rosną bowiem koszty pracy i wskaźniki ceny dóbr produkcyjnych.
Stopy rosną, inflacja też
RPP już siedem razy podnosiła stopy, a z pewnością w czerwcu po raz kolejny wywinduje je do poziomu 6 proc., co spowoduje, że trzymiesięczny WIBOR wzrośnie do poziomu 7,5 proc. Nawet jeśli NBP podniesie je po raz kolejny w czerwcu i dalej je będzie podnosić w sierpniu i ewentualnie na jesieni to niewiele to da w walce z inflacją. Ta ani drgnie i będzie dalej piąć się w górę. Prędzej RPP, za namową podpowiadaczy Leszka Balcerowicza i analityków bankowych, wygasi wzrost gospodarczy – schłodzi polską gospodarkę, wywołując tzw. efekt Rostowskiego.
Groźba bankructw
Skokowe podwyżki stóp procentowych i rosnący koszt kredytów, rat kredytowych może wywołać falę bankructw zadłużonych już około 1,5 mln polskich obywateli, którzy już dziś mają problemy ze spłatą swoich długów. A kredytów hipotecznych wzięliśmy już na kwotę ponad 120 mld zł. Jeśli koszty rat kredytowych tylko w tym roku wzrosną o 30 proc., wielu tego nie wytrzyma, a zadłużeni jesteśmy już na ponad 250 mld zł.
Walka z wiatrakami
Ceny ropy i żywności, które w decydującej mierze odpowiadają za nadmierny i
systematyczny wzrost inflacji leżą zdecydowanie poza sferą oddziaływania
polityki monetarnej, co widać zarówno na przykładzie Polski, gdzie stopy są
systematycznie i wysoko podnoszone, jak i na przykładzie USA, gdzie stopy są
systematycznie i znacząco obniżane, są wręcz realnie ujemne. Inflacja w obu
krajach idzie systematycznie w górę. Rośnie więc w dużej mierze, niezależnie
od kosztów pieniądza. Gdyby to rozumiały RPP i Ministerstwo Finansów, gdyby
uświadomiono sobie, że w naszym przypadku stałe podwyżki stóp procentowych
raczej nakręcają psychozę, zżerają nasze lokaty i oszczędności, napędzają
działania spekulacyjne i w konsekwencji uderzają w polską giełdę i we wzrost
gospodarczy, to może wcześniej poradzilibyśmy sobie z tym problemem.
Jesień protestów
Ten rok, mimo wszelkich działań może się zakończyć inflacją na poziomie 6 –
6,5 proc., a może nawet 7 proc. Według Merrill Lynch inflacja w Polsce będzie
na poziomie 5,8 proc. w sierpniu, a potem będzie spadać. Wątpię w te spadki,
gdy przyjdzie płacić pierwsze jesienno-zimowe rachunki za prąd, gaz,
ogrzewanie, czynsze mieszkaniowe, czy rachunki za tankowanie i żywność. Ten
niezbyt optymistyczny scenariusz trzeba przyjąć jako realistyczny i
długotrwały. Przed nami jesień protestów. Czeka nas ciężki rok, wszyscy chcą
podwyżek od sędziów po pielęgniarki, które znowu mogą rozbić białe miasteczko
w Alejach Ujazdowskich. I choć Polacy zarabiają nieco więcej, to nadal 2/3
zarabia poniżej średniej krajowej.
Szukanie rozwiązań
Przywódcy takich krajów jak: Hiszpania, Francja czy Wielka Brytania już po
pierwszych protestach społecznych na dużą skalę grup zawodowych uzależnionych
od drogiej ropy, zareagowali natychmiast, uspokajając nastroje społeczne.
Włochy chcą wprowadzenia „podatku Robin Hooda” dla firm paliwowych, by móc
rekompensować najbiedniejszym wzrost opłat za energię. Podobnie zareagowała
Francja. Nasi politycy wychodzą z założenia, że skoro rząd i rządząca partia
ma 50 proc. poparcia, to nic nie trzeba robić. A tu już nie wystarczy obniżka
akcyzy na paliwo. Warto zacząć działać, blokując choćby kolejne zapowiadane
podwyżki cen gazu i paliw. Można by znieść np. akcyzę na elektryczność –
archaiczne, bardzo inflacjogenne i szkodliwe rozwiązanie.
{mosgoogle}
Drożej niż na Zachodzie
RPP powinna się zastanowić nad skrajnie przewartościowanym złotym. Jesteśmy
najdroższym krajem Europy, zbyt drogim dla wielu Polaków, a już na pewno dla
wielu emerytów. Już dziś warto rozważyć zwiększenie podaży żywności, np.
poprzez uruchomienie rezerw żywności. Tymczasem nad polskim morzem jest dziś
drożej niż w Grecji, nic więc dziwnego, że tego lata przyjedzie do Polski o 3
– 4 mln turystów mniej i to nie tylko z powodu Schengen, ale też z powodu
szalejących cen. Donald Tusk skrytykował prezydenta Francji za propozycję
obniżenia VAT-u na paliwa, zarzucając mu polityczne podejście. A przecież
zachodnie paliwo jest tańsze od tego z polskich rafinerii. Benzyna i olej
napędowy kupione na giełdzie w Rotterdamie i sprzedawane w Polsce, byłyby
tańsze niż te sprzedawane przez nasze rodzime koncerny. Dziwne to, ale
niestety prawdziwe.
Działania zamiast obietnic
Polski rząd ustami doradcy premiera, Michała Boniego, zapewniał niedawno protestujących pod kancelarią premiera, że rząd ma już strategię gospodarczo-społeczną do 2020 r. Problem w tym, że już w najbliższych dniach i tygodniach, trzeba będzie podjąć trudne i wyprzedzające decyzje. Obietnice cudów nie rozwiążą drożyzny i rosnących kosztów utrzymania polskich rodzin.
Autor Janusz Szewczak jest niezależnym analitykiem gospodarczym www.GazetaFinansowa.pl
Przeczytaj również:
Inwestowanie w sztukę dla nielicznych czy dla wszystkich,
Czy nasze pieniądze są bezpieczne
Menu strony porady publikacje blog aukcje kredytowe
{rdaddphp file=wstawki/newsletter.php}