Światowe parkiety, rynek nieruchomości i inne tradycyjne formy inwestowania znajdują się w głębokim kryzysie. Coraz mniej inwestorów wierzy w programy ratunkowe. Nie ma złudzeń, że czeka nas trudny czas. Czy to oznacza, że skończył się czas inwestowania? A może wręcz przeciwnie: korzystając z niskich cen, warto właśnie teraz otwierać pozycje przynajmniej na tych mniej narażonych na spadki rynkach?
Diagnoza zapaści
Gdyby ktoś rok temu kupił za 1000 USD akcje renomowanej kanadyjskiej firmy telekomunikacyjnej Nortel, miałby dzisiaj niespełna 50 USD. Podobną wartość ma po roku 1000-dolarowy portfel akcji linii lotniczej Delta Airlines, która jeszcze pięć, sześć lat temu konkurowała o miano największej linii lotniczej świata. Akcje innego (niegdyś) giganta high tech, amerykańskiej firmy Enron, kupione rok temu za te same 1000 USD są dziś warte 16,50 USD. Jeszcze gorzej wyszlibyśmy, kupując za 1000 USD rok temu akcje WorldCom ? dzisiaj są one warte zaledwie 5 USD. Gdybyśmy jednak rok temu za 600 USD kupili kilkaset butelek wina, a za 400 USD kilkaset puszek (aluminiowych) piwa, łącznie wydając na to tysiąc ?zielonych?, i wszystko to wypili, to sprzedając dzisiaj te opakowania w skupie surowców wtórnych, mielibyśmy ponad… 214 USD. Wniosek: pijmy, zamiast inwestować!? To wcale nie żart. Taki jest obraz dzisiejszego rynku inwestycyjnego. Tym bardziej że po aferze Bernarda Madoffa, jednego z najbardziej renomowanych menedżerów, byłego szefa rady nadzorczej giełdy NASDAQ, który sprzeniewierzył 50 mld USD ulokowanych u niego przez najmożniejszych tego świata, jak Steven Spielberg czy Mortimer Zuckerman (wydawca i nowojorski deweloper), a także wielkie amerykańskie i zagraniczne centrale związkowe, banki, w tym Santander, Unicredit (właściciel naszych Pekao SA i BPH), koreańskie fundusze emerytalne, szwajcarskie i amerykańskie firmy ubezpieczeniowe odebrał rynkowi jakąkolwiek nadzieję na oddech.
Mniej więcej półtora roku temu przedstawiałem ponure nastroje światowych inwestorów, którzy byli zdezorientowani i nie wiedzieli, w co lokować pieniądze, ale w porównaniu z tym, co wydarzyło się od tego czasu, a zwłaszcza w ciągu ostatnich trzech, czterech miesięcy wtedy panował jeszcze boom. Od tamtej chwili indeks giełdy nowojorskiej (Dow Jones, S&P) stracił prawie 40 procent, nie lepiej ma się niemiecki DAX czy wskaźnik Nikkei obrazujący sytuację na parkietach Japonii, a trzeba pamiętać, że ten ostatni ? w stosunku do swych rekordowych notowań sprzed 20 lat ? stracił już blisko 80 proc. Od 40 do 50 proc. potraciły giełdy: londyńska, paryska, w Amsterdamie, technologiczny NASDAQ, nie mówiąc o stratach poniesionych przez indeksy w Warszawie, Bangkoku czy Moskwie. Jeśli nie liczyć parkietu w Harare (Zimbabwe), gdzie dzięki hiperinflacji ceny nominalne niektórych akcji rosną w tempie powyżej 10 proc. na godzinę, pozostałe giełdy świata są w dramatycznym spadku
Nie tylko akcje i obligacje są w złej sytuacji.
Podobny marazm panuje na rynku nieruchomości. O rynku amerykańskim, brytyjskim czy hiszpańskim szkoda nawet mówić. Ceny dołują, chętnych do kupowania brak. Mimo spadku wartości mieszkań i domów o ok. jedną trzecią w ciągu ostatniego półtora roku, rekordowo niskich stóp procentowych, a także realnego zagrożenia hiperinflacją zainteresowanie nieruchomościami jest tam nadal bliskie zeru. A pamiętajmy, że mówimy o trzech najbardziej dynamicznych rynkach na świecie. Inwestorzy stronią nawet od nieruchomości w Toskanii czy w Rzymie, w San Francisco, na Wyspach Bahama, w Tokio, Makao, Hongkongu i innych tradycyjnych rynkach dla smakoszy. Zdarzają się, ale bardzo sporadycznie transakcje kupna superluksusowych penthousów na dolnym Manhattanie, pamiętajmy jednak, że jeszcze rok temu do kondominiów o powierzchni powyżej 600 mkw. i cenie kilku milionów dolarów ustawiały się kolejki chętnych. Inwestorzy gardzą nawet ranczami w tak atrakcyjnych do niedawna lokalizacjach, jak argentyńska Patagonia, Mato Grosso i Bahia w Brazylii czy zachodnia Australia. Mimo ustawodawstwa promującego biopaliwa i uprawy przemysłowe, a także wysokich subsydiów na ich produkcję, ceny gruntów rolnych w Teksasie, Meksyku, Kanadzie spadły od 20 do 30 proc. Można powiedzieć, że gdyby nie Szanghaj i kilka innych szybko rozwijających się ośrodków przemysłowych Chin, rynek nieruchomości na całym świecie przeżywałby kryzys.
W Polsce ceny mieszkań spadają wolniej, a w niektórych prime location, jak sąsiedztwo krakowskiego Rynku, Zakopane, Sopot, warszawskie Łazienki i Powiśle) nawet rosną (patrz tekst ?Luksus tanieje wolniej?). Trend jest jednak spadkowy. Pogłębiają go trudności kredytowe. Wyjątkiem są grunty rolne, których posiadanie daje prawo do subsydiów unijnych, ale dopłaty do gruntów skończą się za 4?5 lat i wtedy trzeba liczyć na siebie.
Będzie gorzej
Nowojorscy marchandzi, a także dealerzy luksusowych jachtów w Nicei, Monte Carlo czy na Key West skarżą się ostatnio, że nawet milionerzy liczą dziś kasę i się targują. Zdaniem komentatora CNBC stagnację przeżywa rynek dzieł sztuki i innych dóbr luksusowych. Obroty londyńskiego Christie?s i innych domów aukcyjnych, mimo ogromnego wzrostu cen i presji inflacyjnej, spadają. O ile wartość arcydzieł wciąż rośnie, o tyle ich sprzedaż jest żmudna, a poszukiwanie kupca trwa niekiedy latami.
Co prawda ceny złota i kamieni szlachetnych rosną, ale jest to wyłącznie skutek panicznego popytu. Ludzie boją się trzymać gotówkę, inflację czuć w powietrzu. Ekonomiści Instytutu Misesa z Alabamy mówią już nawet o hiperinflacji. Dość powiedzieć, że w połowie grudnia inwestorzy kupowali obligacje amerykańskiego skarbu państwa przy ujemnej rentowności, a dokładniej, przy oprocentowaniu zero, płacąc do tego marżę maklerską. Kryzys, któremu na imię inflacja, pożera wszystko ? majątek ruchomy, nieruchomości, dzieła sztuki, konta emerytalne, a nawet kolekcje wytwornych win, których wartość (w cenach stałych) nie rośnie od ubiegłego sezonu. Po wklepaniu w google.com pytania: jaka będzie najlepsza lokata inwestycyjna na nadchodzący rok ? najczęstsza odpowiedź brzmi: NONE! Nie ma czegoś takiego jak dobra inwestycja w najbliższym roku czy dwóch.
Żywioł
Czy naprawdę jest aż tak źle? Moim zdaniem: i tak, i nie. Panująca przez ostatnie 15?20 lat rozrzutność banków centralnych w podaży pieniądza i tani kredyt przyzwyczaiły inwestorów do szybkiego zysku. W swojej pysze, której dorównuje tylko ich beztroska ignorancja, nabrali przekonania, że inwestowanie polega na ?koszeniu kasy?, a ryzyko i strata to pojęcia z innej bajki. Zatracono zdrowy rozsądek, zapominając, że od bezpiecznych pieniędzy są banki i lokaty terminowe, zaś wszelkie inne papiery (mniej lub bardziej wartościowe), spekulacje gruntami czy handel dziełami sztuki to nie maszynka do robienia pieniędzy, lecz ryzykowne, długoterminowe przedsięwzięcie, w które należy wchodzić mądrze, wyłącznie z pieniędzmi, bez których nasz standard życia nie ulegnie pogorszeniu.
Tym bardziej że wskutek zmasowanej interwencji rządu i instytucji państwowych (bank centralny, redystrybucja, regulacje, cła etc.) inwestor nie wie, na czym naprawdę stoi. Podejmowanie decyzji w takiej sytuacji nie jest łatwe. Potrzebna jest do tego wiedza, wyobraźnia, odpowiedzialność i cierpliwość. Kryzys nie potrwa wiecznie. Jeśli horyzont czasowy naszych inwestycji jest krótszy niż pięć lat, należy o inwestowaniu zapomnieć. Jeśli jednak inwestujemy na studia dla dzieci, które mają obecnie 2?3 lata, na emeryturę, która nastąpi za 20?25 lat, czy po prostu mamy luźne pieniądze, bez których możemy się obejść, można zacząć już kupować akcje, pod warunkiem, że reprezentują one firmy silne, solidne, działające w branżach o pomyślnych perspektywach (high-tech, bioinżynieria, energetyka, wyroby konsumenckie, przemysł farmaceutyczny etc.). To samo odnosi się do nieruchomości, do ziemi rolnej i każdej innej lokaty. Z tego powodu odradzam inwestowanie pieniędzy na czarną godzinę, zwłaszcza w tradycyjne ?schrony inflacyjne?, takie jak złoto, kamienie szlachetne antyki, dzieła sztuki itp. Henry Hazlitt w ?Inflacji? przypomina, że z chwilą nadejścia trudnych czasów pozbywamy się tych precjozów za pół darmo. Na inflację nie ma silnych. Inflacja to brutalny i bezwzględny żywioł, grabież zafundowana nam przez chciwych polityków, która nie oszczędza nikogo. Można, co najwyżej, łagodzić jej skutki.
Jak? Czytając książki, ucząc się, podnosząc kwalifikacje, stając się bardziej konkurencyjnym od innych. Dlatego najlepszą inwestycją na trudne czasy jest dobra edukacja, praca nad silną wolą i charakterem, kreatywność ? inwestowanie w siebie lub/i we własny biznes. Dopiero z chwilą zakończenia kryzysu albo tuż przed jego końcem, uzbrojeni w wiedzę, odporni na panikę i stres możemy poszaleć. Jeśli się do tego nie przygotujemy, zostaną nam jedynie puszki po piwie i butelki, z tym, że do ich zbierania będzie więcej chętnych, skupów coraz mniej i gigantyczny kac.
Jan M. Fijor , www.fijor.com
Kurier Finansowy
www.alebank.pl/kurier-finansowy