Importerzy i eksporterzy mają poważne problemy finansowe z powodu osłabienia złotego. W trudnej sytuacji znalazły się także dziesiątki tysięcy podmiotów gospodarczych, które zawarły transakcje terminowe, mające rzekomo zabezpieczyć je przed ryzykiem walutowym.
Jak wynika z ustaleń Instytutu Edukacji Konsumentów na Rynku Kapitałowym jest bardzo prawdopodobne, że sytuacja ta ma charakter zaplanowanych i zorganizowanych działań, zbliżonych pod względem modus operandi do sławnego ataku spekulacyjnego George Sorosa na funta szterlinga w 1992 r., na którym Soros zarobił około miliarda dolarów.
Mniej ryzyka?
Transakcje walutowe, które firmy zawierały z bankami miały zabezpieczać je przed ryzykiem kursowym. W tym celu podmioty zawierały m.in. umowy na opcje walutowe oraz transakcje forwardowe. Najczęściej transakcje odbywały się na zasadzie zawarcia kontraktu terminowego w wyniku którego zostało nabyte prawo kupna (opcja kupna – call) lub sprzedaży (opcja sprzedaży – put) waluty po określonej z góry cenie i w określonym czasie. Odpowiednio dobrany kontrakt opcyjny mógł posłużyć do minimalizacji ryzyka, że zmiana kursu PLN/EUR wpłynie negatywnie na rentowność przedsiębiorcy, który np. otrzymuje płatności od klientów w euro, ale swoim pracownikom i podwykonawcom płaci w złotówkach.
Zawiłe umowy
Kryzys na międzynarodowych rynkach finansowych spowodował istotne zmiany kursu PLN/EUR, PLN/USD i innych walut względem złotówki w wyniku, których instrumenty mające zabezpieczyć przedsiębiorców przed ryzykiem kursowym przynoszą im znaczne straty. Dodatkowo, w obliczu aktualnej sytuacji, nieznane stały się perspektywy kształtowania tych kursów w przyszłości. Jak się okazuje wiele banków nie informowało firm o ryzyku, jakie niesie zawieranie opcji walutowych. Ponadto kontrakty te były zapisane w sposób na tyle zawiły i jednostronnie korzystny dla banków, że klienci, nawet przy zachowaniu należytej staranności, nie byli w stanie ustalić, jak znaczną ekspozycję na ryzyko przyjmują na siebie.
Celowo ukrywano prawdę?
Jak twierdzi mecenas Robert Nogacki z Kancelarii Skarbiec.Biz, istnieją bardzo poważne przesłanki, aby uznać, że niektóre banki nie tylko wykorzystywały błędne wyobrażenia klientów o umowach łączących ich z bankiem, ale wręcz świadomie wprowadzały w błąd swoich klientów. Na szczęście, jak twierdzi Nogacki, dokumentacja transakcyjna wielu kontraktów jest na tyle niejasna, że możliwe jest interpretowanie jej w sposób korzystny dla klientów, dzięki czemu można istotnie zmniejszyć ich zobowiązania. – Myślę, że w niektórych wypadkach możliwa jest minimalizacja obciążeń do poziomu całkowicie akceptowalnego dla przedsiębiorców – mówi Nogacki.
To nie działalność maklerska
Nogacki pozostaje natomiast sceptyczny wobec wysuwanej przez wiele osób argumentacji, że banki nie dopełniły swoich obowiązków wynikających z przepisów o firmach inwestycyjnych.
– Wykonywanie przez banki operacji związanych z niedopuszczonymi do obrotu zorganizowanego maklerskimi instrumentami finansowymi (np. opcje walutowe) nie stanowi działalności maklerskiej. Nie jest mi znany ani jeden wypadek, w którym banki zawierałyby sporne kontrakty opcyjnie za pomocą swoich biur maklerskich. Dlatego też do banków, w zakresie emisji tych opcji nie stosuje się przepisów o firmach inwestycyjnych, w tym także rozporządzenia z dnia 28 grudnia 2005 r. w sprawie trybu i warunków postępowania firm inwestycyjnych oraz banków powierniczych – tłumaczy Nogacki.
Kinga Stachowiak,
Prezes Instytutu Edukacji Konsumentów na Rynku Kapitałowym dla www.GazetaFinansowa.pl
{mosgoogle}