Jeszcze nie przebrzmiały echa zeszłorocznego transferu zespołu sales-traderów z Domu Maklerskiego Banku Handlowego do nowo powstałej Ipopemy Securities, a już szykuje się kolejne głośne przejście na rynku kapitałowym. Tym razem obiektem zainteresowania jest cały zespół analityków Centralnego Domu Maklerskiego Pekao. Na jego czele stoi Sobiesław Pająk – numer jeden jeżeli chodzi o media i IT. Zwycięzca wielu rankingów tworzonych na podstawie głosów zarządzających funduszami. W CDM Pekao pracuje od końca 2001 roku. Wcześniej przez cztery lata tworzył raporty w Wood & Company.
Do tej pory była to informacja nieoficjalna, o której plotkowali tylko jego koledzy z innych biur maklerskich, ale w rozmowie z "Forbesem" Sobiesław Pająk potwierdził, że rezygnuje z pracy w CDM Pekao. Nie chce się chwalić planami. Zastrzega, że ostateczny wybór nowego pracodawcy jeszcze nie nastąpił.
– Zostanę na rynku kapitałowym – tylko tyle może zdradzić. Jedno jest pewne: na brak ofert nie będzie narzekał.
– Sobiesław Pająk to człowiek-instytucja, o bardzo dobrej reputacji. Każdy broker chętnie widziałby go w swoim zespole.
Z pewnością brakuje palców u ręki, aby zliczyć propozycje, które dostał w ostatnim czasie – ocenia Leszek Fibakiewicz, head hunter z Capital Search International, który rynek pracy dla maklerów i analityków zna od podszewki. Tego transferu jednak nie prowadzi i sam zastanawia się, gdzie trafi Pająk.
Inni analitycy spekulują, że Pająk razem z trzema osobami z CDM Pekao (Sylwią Jaśkiewicz, Michałem Sobolewskim i Maciejem Wewiórskim) przejdzie do Domu Maklerskiego IDMSA. Takiego scenariusza nie potwierdzają jednak ani sami zainteresowani, ani Rafał Abratański, wiceprezes krakowskiej firmy inwestycyjnej. Pająk ani pozostała trójka, która już od kilku tygodni nie pracuje w Pekao, nie chcą nawet zdradzić, czy przechodzą do innej firmy całym zespołem. Zanim byli analitycy CDM pojawią się w nowym lub nowych miejscach, muszą minąć okresy zamknięte, w trakcie których obowiązuje ich zakaz konkurencji – sprytne zagranie, cementujące więź między pracownikami a pracodawcą. W przeszłości zdarzało się, że okresy zamknięte stosowane w umowach przez niektóre firmy brokerskie (mogą one wynosić nawet 12 miesięcy) skutecznie blokowały przejścia ich ludzi do innych instytucji. Nowy pracodawca nie mógł tak długo czekać, a makler czy analityk nie chciał być miesiącami poza rynkiem.
Z drugiej strony zakaz konkurencji na pewnych etapach rozwoju rynku wcale nie musiał być źle postrzegany przez pracowników. Tak było np. podczas bessy, która przyszła po hossie internetowej. Rynek był wtedy w bardzo słabej kondycji. Domy maklerskie nie myślały o zatrudnianiu nowych osób, a raczej o cięciu kosztów. Ci, którzy wtedy godzili się na okresy zamknięte, mieli pewność, że nawet jeżeli pracodawca zechce się z nimi rozstać, to przez kilka, kilkanaście następnych miesięcy, kiedy ciężko będzie znaleźć nową pracę, i tak będą dostawać pensję.
Teraz rynek jest inny. Poprawiać zaczęło się w 2003 roku. Wtedy jeszcze dogorywały zmęczone rynkiem niedźwiedzia krajowe oddziały znanych zagranicznych firm inwestycyjnych. W lutym Credit Suisse First Boston został przejęty przez DM BZ WBK, a kilka miesięcy później Dom Maklerski PKO BP szykował się do przejęcia HSBC. I przejął go, ale bez najcenniejszego aktywa – maklerów. Bartka Godlewskiego, Sebastiana Kossakowskiego i Wojciecha Wośko z HSBC przechwycił DM BZ WBK, który dzięki temu zbudował solidny zespół sales-traderów. Kupno HSBC przez PKO BP bez tych ludzi było jak kupno auta bez silnika.
Z kolei poznański broker na efekty nie musiał długo czekać. Do 2006 r. jego obroty na rynku akcji zwiększały się rok w rok o średnio 100 procent. W tym samym czasie cały rynek rósł o 60 procent. Z niewiele ponad 5-proc. udziału w obrotach w 2002 r. w 2006 r. dobił do 11,8 proc., co dało mu drugie miejsce wśród wszystkich domów maklerskich działających na GPW. Lepiej wypadł wtedy tylko CDM Pekao (2006 r. zakończył z 12,6-proc. udziałem). W tym roku CDM na powtórzenie sukcesu nie ma co liczyć. O miano lidera z DM BZ WBK walczy natomiast ING Securities, który także nie bał się inwestować w analityków i maklerów. Wśród ostatnich cennych nabytków tego domu maklerskiego jest Tomasz Ossig.
– Jeden z najwyżej notowanych sales-traderów na naszym rynku – uważa Fibakiewicz, który pracował przy jego transferze. Ossig do ING trafił z CDM.
Nie tylko on opuścił brokera z grupy Pekao. Czyżby były to konsekwencje braku konkretnych decyzji dotyczących łączenia działalności maklerskiej w grupie UniCredit w Polsce (oprócz CDM tworzą ją jeszcze UniCredit CA IB oraz BM BPH)? Z Centralnego Domu Maklerskiego odszedł też Artur Szeski, uznany analityk sektora bankowego,
i inni maklerzy obsługujący inwestorów instytucjonalnych – Wojciech Jóźwik, Leszek Mackiewicz i Paweł Cylkowski. Ten ostatni trafił do DMBH, który pod koniec 2006 r. borykał się z poważnymi problemami, ponieważ cały jego zespół sales-traderów ze Stanisławem Waczkowskim na czele przeszedł do Ipopemy Securities. Ten transfer był największym wydarzeniem minionego roku.
W jednej chwili udział DMBH w obrotach na GPW spadł z około 20 do poniżej 10 procent. Z kolei Ipopema trafiła do pierwszej piątki najaktywniejszych brokerów, z udziałem w rynku wahającym się od 7 do 9 procent.
– Wielu osobom wydawało się, że po tym wydarzeniu Handlowy polegnie, wypadnie z czołówki. Jednak mimo tak rozgrzanego rynku zdołał szybko odbudować zespół i choć z mniejszym udziałem w obrotach, cały czas jest w ścisłej czołówce domów maklerskich. Za to należy mu się uznanie – uważa Leszek Fibakiewicz. Choć, jak zaznacza, nie zawsze wysokie obroty to tylko zasługa lokalnych maklerów. – Duży wpływ na pozycję domów maklerskich ma też ich zaplecze w Londynie. Kilka lat temu silny zespół sales-tradingowy na emerging markets, którym do dziś kieruje John Roberts, zbudował ING. Dzięki temu polski ING Securities dostaje dużo zleceń od międzynarodowych inwestorów – twierdzi.
– Bardzo dobrego sales-tradera w Londynie, Mikea Reeda, miało też KBC. Niedawno odszedł z tej firmy do Lehman Brothers. Ciekawe, jakie będzie to miało przełożenie na obroty KBC Securities na GPW? – zastanawia się nasz rozmówca.
Rok 2005 na rynku kapitałowym też miał swoje wielkie wydarzenie. Wtedy CA IB Securities podkupił zespół analityków z DM BZ WBK, którym kierował Tomasz Bardziłowski. Jest on członkiem zarządu UniCredit CA IB Polska, a podlegający mu zespół analityków, oprócz specjalistów z ING Securities, uważany jest za najlepszy w Polsce.
Z punktu widzenia pracodawców sytuacja na rynku pracy cały czas jest trudna. Nie dość, że brakuje wykwalifikowanych ludzi, to rosną oczekiwania finansowe tych, którzy już pracują. – Kilka lat temu kompetentny makler, z dobrą reputacją – ani gwiazda, ani nowicjusz – zarabiał 12-15 tys. zł brutto. Teraz około 30 tys. złotych. Od roku 2003 do teraz pensje sales-traderów i analityków mogły się nawet potroić – szacuje Fibakiewicz.
Same pensje teraz nie grają jednak dużej roli. Najbardziej liczą się premie. Te dla sales-traderów zależą od obrotów, które rosną z roku na rok. Mało który makler godzi się teraz na premię uznaniową. A ponieważ obroty z roku na rok są coraz większe, kalkulowana na ich podstawie wysokość bonusu może przerastać samych pracodawców. – Nagle szefowie domów maklerskich stwierdzają, że te pieniądze są tak duże, iż makler czy analityk zarobi więcej niż zarząd. W centrali kogoś może to zdziwić – mówi nasz rozmówca. Krążą plotki, że największe premie za zeszły rok dochodziły do 1 mln euro.
Dlaczego ci ludzie tyle zarabiają?
– Mają olbrzymi wpływ na biznes.
Z dnia na dzień potrafią go rozwinąć lub położyć. Prywatna Ipopema w kilka tygodni prześcignęła np. działający w grupie bankowej KBC Securities, który od paru lat stara się o udziały w polskim rynku – tłumaczy Fibakiewicz.
{mosgoogle}
Domy maklerskie zrobią wiele, aby przejąć dobrego sales-tradera. Czasami godzą się nawet wykupić jego premię z dotychczasowego domu maklerskiego. Powszechna jest bowiem zasada, że premia lub jej część jest wypłacana np. w połowie kolejnego roku. Jeśli ktoś w tym czasie zmieni pracę, traci te pieniądze. Niektórzy pracodawcy potrafią jednak w pełni zrekompensować tę stratę swoim nowym maklerom czy analitykom.
Oprócz wykupów w grę wchodzą też premie gwarantowane, czyli – obojętnie jaki by był wynik, makler i tak dostanie bonus nie mniejszy niż z góry określony. Gwarancje mogą wybiegać nawet dwa lata do przodu.
– Na rozwiniętych rynkach takie mechanizmy działają od lat. W Polsce na dobre pojawiły się dwa, trzy lata temu, gdy rynek stał się o wiele bardziej agresywny – twierdzi Leszek Fibakiewicz. – Ale na tym można się przejechać. Dopóki trwa hossa, wszelkie wykupy lub gwarancje nie są kłopotliwe, bo brokerów na to stać. Wcześniej czy później ktoś jednak kupi drogich ludzi, wykupi ich premie, zagwarantuje wysokie bonusy, a rynek siądzie. Ciężko będzie mu się wtedy wywiązać z umowy – obawia się nasz rozmówca. Zanim to jednak nastąpi, na rynku może dojść do kolejnych ciekawych transferów.
Plotki głoszą, że dalszy ciąg zmian może nastąpić w DB Securities. Dalszy, bo w ostatnich miesiącach kilka osób już odeszło. Między innymi Renata Klita, która na początku roku trafiła do buy side'u (tak potocznie określa się fundusze inwestycyjne i emerytalne; domy maklerskie to sell side), a dokładnie do Pioneer Pekao IM. Tutaj jednak nie zabawiła zbyt długo, bo już przenosi się do Credit Suisse First Boston w Londynie.
– Prowadzę projekt, który może zaowocować pojawieniem się w Polsce nowego zagranicznego domu maklerskiego. Trzeba będzie zbudować zespół sales-traderów i analityków – rąbka tajemnic dotyczących swoich nowych operacji uchyla Fibakiewicz. Być może to właśnie będzie wydarzeniem 2008 roku?
Autorem jest Pan Grzegorz Uraziński
Tekst pochodzi z październikowego numeru miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl
Przejdź do początku tekstu >>> kliknij
Przejdź do spisu treści 300 porad/artykułów
Przejdź do katalogu polecanych publikacji
Przejdź do bloga
Przejdź do forum