Ze względu na różnorodność rynków światowych obligacje zagraniczne dają szansę dywersyfikacji ryzyka inwestycyjnego. Jej efekt jest szczególnie widoczny w wypadku posiadania portfela obligacji denominowanych w różnych walutach, których kursy są nieskorelowane (a więc wahania jednej waluty nie mają wpływu na drugą) lub skorelowane ujemnie (gdy jedna się wzmacnia, druga słabnie).
Nie ma żadnych przeszkód formalnych ani technicznych w nabywaniu zarówno przez polskie przedsiębiorstwa, jak i inwestorów
indywidualnych, euroobligacji na rynkach światowych. W Unii Europejskiej sprzyja temu jedna z podstawowych zasad wspólnoty – swoboda przepływu kapitału. Inwestować w euroobligacje można przez domy maklerskie czy banki funkcjonujące w naszym kraju.
– Aby kupować euroobligacje na przykład za pośrednictwem BRE Banku, wymagane jest posiadanie rachunku powierniczego oraz walutowego dla przeprowadzania rozliczeń – wyjaśnia Michał Michalski, diler obligacji na rynkach zagranicznych BRE Banku. – Ze względu na ryzyko kursowe euroobligacje są papierami wartościowymi wygodnymi dla osób osiągających przychody w tej walucie – dodaje Michalski.
Handel euroobligacjami można prowadzić, nie wychodząc z domu, używając platform transakcyjnych oferowanych przez wielu brokerów lub dostawców usług finansowych. Pewnym ograniczeniem mogą być jedynie stosunkowo wysokie nominały papierów.
Czynniki ryzyka, jakie trzeba wziąć pod uwagę przy inwestowaniu w euroobligacje:
– sytuacja finansowa emitenta,
– sytuacja makroekonomiczna i polityczna w kraju emitenta,
– sytuacja ekonomiczna i polityczna w skali globalnej,
– zmienność na rynkach finansowych,
– zmienność stóp procentowych,
– zmiany kursów walut,
– zmiany prawa podatkowego.
Informacje o obligacjach, emitencie, jego sytuacji ekonomicznej dostępne są w prospektach emisyjnych i okresowych raportach finansowych. Są one publikowane w lokalnej prasie, w kraju notowań obligacji o zasięgu krajowym oraz na stronach internetowych emitenta i giełdy, na której są notowane.
Podstawową informacją jest rating emitenta oraz państwa, w którym ma on siedzibę. Samodzielne nabywanie papierów wartościowych podmiotu zagranicznego bez oznaczonego ratingu obarczone jest bardzo wysokim ryzykiem, niekiedy niewartym obiecywanej premii. Poziom stóp procentowych w kraju emitenta ma z kolei podstawowy wpływ na ceny obligacji. Wzrastające w ostatnim czasie stopy procentowe za oceanem i w Europie już negatywnie odbijają się na kursach obligacji o stałym oprocentowaniu. Mogą natomiast wzrosnąć przychody odsetkowe z obligacji o oprocentowaniu zmiennym, najczęściej uzależnione właśnie od stóp procentowych lub rentowności krótkoterminowych skarbowych papierów wartościowych.
Dla potencjalnego inwestora istotnym wyzwaniem jest także zapoznanie się z ograniczeniami w kupowaniu euroobligacji w obrocie pierwotnym. Często dotyczą one osób będących rezydentami wskazanych w prospekcie emisyjnym krajów. Na przykład zakaz kupowania obligacji niezarejestrowanych w Stanach Zjednoczonych obowiązuje rezydentów tego kraju. Przepis ten może stanowić przykre ograniczenie dla naszych rodaków, którzy oprócz polskiego mają również obywatelstwo amerykańskie lub mieszkają na stałe w USA.
Niestety, dochodami z euroobligacji pozaskarbowych należy podzielić się z fiskusem. Podatek od otrzymanych odsetek wynosi 19 procent. Tak samo są opodatkowane zyski wynikające ze zmiany wartości obligacji po przeliczeniu na złote, po aktualnym kursie wymiany. W praktyce może dojść do sytuacji, że obowiązek podatkowy powstanie nawet w wypadku spadku kursu obligacji – zadecyduje o tym zmiana kursu waluty. Kiedy ten lapsus prawny zostanie poprawiony – pokaże przyszłość.
– W ostatnich latach pojawiły się nowe możliwości inwestycyjne związane z euroobligacjami. Dają je produkty strukturyzowane oparte na tych instrumentach – mówi Michalski. – Przykładem może być siedmioletnia strukturyzowana euroobligacja denominowana w dolarach, o oprocentowaniu 7 proc., pod warunkiem że 6M LIBOR będzie kształtować się w wyznaczonym przedziale. Euroobligacje strukturyzowane mogą być także powiązane z innymi rodzajami ryzyka wynikającymi z poziomów kursów walutowych, cen surowców oraz indeksów giełdowych – wyjaśnia Michalski.
Produkty strukturyzowane wykorzystujące euroobligacje szybko zdobywają popularność. Wynika to z możliwości dostosowania ich do indywidualnych preferencji i poziomu akceptacji ryzyka różnych grup inwestorów.
Wobec specjalistycznej wiedzy, niezbędnej przy samodzielnym inwestowaniu w euroobligacje, oraz dużych nakładów pracy analitycznej być może lepiej pozostawić ten trud specjalistom od zarządzania funduszami zagranicznych papierów wartościowych. Na polskim rynku funkcjonuje już kilka funduszy inwestujących w zagraniczne obligacje, jak na przykład: AIG FIO Zagranicznych Obligacji, BPH FIO Europejskich Obligacji, Pioneer Obligacji Dolarowych FIO czy ING FIO Zagranicznych Funduszy Euro.
Jak przyznaje Krzysztof Kożuchowski, zarządzający Funduszami ING Investment Management, obecnie inwestycje funduszy w zagraniczne papiery dłużne nie przynoszą satysfakcjonującej stopy zwrotu, nie przekracza ona bowiem 4 procent. Dodatkowo dla polskiego inwestora stopa zwrotu przeliczona na złote jest jeszcze niższa z powodu stałej tendencji umacniania się polskiej waluty do euro. To powoduje, że rynek tych funduszy w Polsce jest w stagnacji.
– Dobra koniunktura na giełdzie papierów wartościowych skłania inwestorów do wybierania bardziej ryzykownych instrumentów, w tym kupowania jednostek funduszy inwestujących przynajmniej częściowo w akcje – twierdzi Kożuchowski. – Rynek inwestycji w fundusze euroobligacji stałby się atrakcyjny, gdyby na giełdę zawitały “niedźwiedzie”, czyli doszłoby do spadków, lub nastąpiło znaczne osłabienie złotego – uważa zarządzający ING Investment Management.
Tu należałoby zastanowić się, czy obecny poziom optymizmu co do koniunktury giełdowej nie jest nadmierny – pamiętamy, jak kilka miesięcy temu, w krótkim okresie, portfele inwestorów na GPW schudły o ponad 20 procent. Choć nie ma może bezpośrednich i jasnych przesłanek wskazujących na trwałe odwrócenie trendów na giełdzie czy radykalną deprecjację polskiej waluty, która ma za sobą już niejedną burzę polityczną oraz wydaje się dobrze zahartowana i przygotowana na rozwój wydarzeń nadchodzącej jesieni, to daleko idąca ostrożność wydaje się na miejscu.
Autorem jest Pan Jan Mazurek
Tekst pochodzi z listopadowego numeru miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl
Przejdź na górę strony >>> kliknij