Dobrym zwyczajem w świecie finansów na zakończenie roku jest przeprowadzenie analizy zjawisk, jakie miały miejsce w minionym czasie. Równie powszechne, lecz bardziej ciekawe jest antycypowanie przyszłości. Wielu uważa, że takie prognozy nic nie wnoszą – przecież ktoś, kto rzekomo wie coś, czego inni nie wiedzą, może na swej wiedzy zbić niemałą fortunę nie dzieląc się tym z nikim.
Po co więc to robić? Takie prognozy rzadko są w 100% celne, zatem tego typu publikacje dają chociażby niezbędne rozeznanie, a wejście w nowy rok jest ku temu najlepszą okazją. Nie ma co ukrywać, że 2007 był niezwykle ciekawy, niemniej będzie w 2008 i pewnie w 2009. Zresztą lata przed 2007 również były interesujące. Warto zatem poukładać to wszystko sobie i ze świeżym spojrzeniem wrócić w wir światowych rynków finansowych w 2008 roku. Zebranie najciekawszych rzeczy jest zatem naszym obowiązkiem, co niniejszym czynimy.
Ogólne spojrzenie
Każdy, kto uważnie obserwował sytuację w ostatnim kwartale mijającego roku, wie, że zbyt optymistycznie w najbliższym czasie może nie być. Chodzi o globalny wzrost gospodarczy. Zwolni. Analitycy na całym świecie spierają się jedynie jak duże będzie to zjawisko. A przyczyny? Praktycznie te same, które ostudziły atmosferę na giełdach akcji: recesja w sektorze budowlanym w Stanach i pochodnych, jakimi są utrudnienia związane z restrykcyjnymi ruchami wśród dostawców kapitałów. Jeżeli banki przestają nawet sobie ufać w ramach rynków pieniężnych, w jakiej sytuacji mogą być przedsiębiorcy szukający finansowania? Nie należy zapominać o rosnących cenach energii, skąd droga do inflacji nie jest długa, ani kręta. Jakimi prognozami operują analitycy? Są niemal zgodni, iż globalny wzrost nie przekroczy 5% w skali roku. Żeby być fair: To nie jest zły wynik, ale sam fakt spowolnienia budzi niepokój. Trzeba zatem posłuchać również drugiej strony. Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, uważa, że nadchodzący rok będzie co najwyżej nieznacznie słabszy niż obecny. Należy podkreślić, iż ostatnie zawirowania na rynkach finansowych nijak mogą mieć odniesienie do stanu gospodarek – jest na to po prostu za wcześnie. Zatem pod względem przyrostu bogactwa należy pozytywnie, jeżeli nie euforycznie wyrazić swoje zdanie na temat 2007 roku.
Choć nie ma jeszcze wyraźnego rozstrzygnięcia, uczestnicy rynków zapamiętają lekcję płynącą z krachu na rynku subrime mortgages. Niemniej zdania są podzielone, jak surowa może ona być. Błąd może polegać na tym, iż doszukując się katastroficznych implikacji dla światowej gospodarki, można zapomnieć o rozwiązaniach dla przyczyn niepokoju. Czym one jednak są? Najczęściej pada słowo „kryzys”, jednak w opinii Tommaso Padoa Schioppa pełniącego funkcję ministra finansów Włoch (wywiad dla FT.com) jak również wielu innych, mamy do czynienia jedynie z zawirowaniami.
Warto jednak zwrócić uwagę w nadchodzącym roku na wewnętrzny popyt gospodarek wschodzących, gdyż to właśnie on może być czynnikiem wzrostowym, który pozytywnie zaskoczy analityków i uczestników rynku,. Już teraz widać, iż „dzikie tygrysy” Azji czy Europy Centralnej i Wschodniej są bezpieczną przystanią dla kapitałów. Nie wolno jednak ulec złudzeniu, są to nadal agresywne rynki, więc kilka fal optymizmu za oceanem może spowodować gwałtowną ucieczkę, której implikacje będą bolesne dla tych krajów. W aspekcie popytu wewnętrznego należy zwrócić uwagę na kraje, gdzie ten potencjał w myśl liczebności obywateli jest wręcz gigantyczny. Bogacący się z dnia na dzień Chińczycy oraz Hindusi już rozpędzają się w wydawaniu, a najlepsze dopiero przed nami. Co może zaburzyć te śmiałe wizje?
1.Ogromny apetyt mieszkańców „państwa środka” może im mocno zaszkodzić w postaci ogromnej inflacji. Wskaźnik CPI z poziomu 1,5% w 2006 roku znajdzie się najprawdopodobniej w okolicach 6,5% na koniec roku bieżącego. „Apetyt” Chińczyków można odczytać dosłownie, gdyż jak podaje „The Economist” przeciętne spożycie mięsa na mieszkańca z 20 kg w 1985 wzrosło do 50 kg w roku obecnym (zapotrzebowanie na paszę dla zwierząt wzrosło zatem kilkunastokrotnie), jak również jako „apetyt na energię”. Na szczęście wzrost gospodarczy, który mimo iż według prognoz wyhamuje, utrzyma się powyżej 10% w najbliższych latach.
2.Ogólny stan gospodarki Indii, który w myśl podstawowych wskaźników (wzrost gospodarczy na poziomie 8,5 %; CPI 4,5%-5,0%) nie wywołuje obaw, lecz może objawić się w skali mikro, która opiera się na ogromnie popularnej dotychczas metodzie przerzucania do tego kraju produkcji czy niektórych usług. Problem leży mimo wszystko w ogromnej presji płacowej wyższego szczebla pracowników oraz zastoju w sferze jakości usług. Można powiedzieć, że Hindusi spoczęli zbyt szybko na laurach.
Nie wolno zapominać, iż Indie i Chiny to nie jedyne rynki zaliczane do grupy emerging. Śledząc chociażby kraje Ameryki Południowej, można również zauważyć prawie dwucyfrowy wzrost, jakimi poszczycić się może Wenezuela czy Argentyna. Niemniej inflacja, która w tych krajach „galopuje” również dwucyfrowo skłania ku ostrożnym krokom. Pozostaje oczywiście kwestia ogromnego ryzyka politycznego Inwestorzy międzynarodowi nie odwrócą się również od naszego środkowo-wschodniego regionu Europy, gdzie tylko globalny kryzys może zaszkodzić stabilnym i wysokim parametrom gospodarczym. Nasi wschodni sąsiedzi według większości analityków mogą już w 2008 osiągnąć wzrost na poziomie 10%, borykając się niestety również ze znaczną inflacją. (CPI dla Rosji obecnie oscyluje w rejonie 10%, Ukrainy 8%).
Nie ma zatem na tyle wyraźnych argumentów, by stwierdzić, że wschodzące rynki zawiodą inwestorów w nadchodzącym roku. Kwestia, co będzie z członkami G7 i „starymi członkami” UE pozostaje otwarta. Na tą chwilę mogę jedynie zalecić wyjątkową ostrożność.
Głębsze spojrzenie przez pryzmat inflacji
W 2008 roku może dojść od ciekawego zjawiska. Gdy jedna część globu charakteryzować się będzie mniejszą dynamiką przyrostu cen (kraje rozwinięte), inna będzie walczyć o zniwelowanie tego zjawiska (reszta świata). Z czego to wynika? Skład koszyka, w którym dla Chin udział żywności i energii wynosi ponad 40% sugeruje, iż wskaźnik CPI jest niezwykle wrażliwy. Można również zauważyć na podstawie minionych lat, iż drastycznie wrosła wrażliwość rynków wschodzących na ceny surowców. Ich wzrost rozpędza inflację w tych krajach. Obraz jest łagodniejszy, jeżeli chodzi o rozwinięte kraje. Udział żywności i energii dla anglosaskich krajów to jedyne 17% i ok. 25% dla strefy euro.
Silnie oddziaływującym czynnikiem jest presja płacowa. Nie dziwi fakt, iż zjawiska te najsilniej eksponowane są w krajach zamieszkałych przez głodnych dobrobytu mieszkańców. Dla wschodzących gospodarek nie byłoby wyraźnych przeciwwskazań gdyby nie fakt dość niskiej produktywności z pracy. Każdy się domyśla jak jest i jak się zapowiada. Ryzyko inflacji będzie jednym z częściej powtarzanych sformułowań w nadchodzącym roku.
Ropa
Moim zdaniem nie będzie już tak „klarownego” roku jak 2007. „Klarowność” ta objawia się na „wzrostowym wykresie”. W styczniu za baryłkę płacono w okolicach 50$, by pod koniec dojść do 100$. Nasuwa się pytanie, na ile realne są szanse na przebicie wspomnianej trzycyfrowej granicy? Pora zbadać fundamenty.
Całkiem wyraźne jest, iż istnieje solidna dysproporcja między tym, co gospodarki potrzebują, a tym, co wydobywcy ropy mogą zaoferować. Realny na nadchodzący rok scenariusz, uwzględniający spowolnienie gospodarcze w krajach OECD, a nawet potencjalna recesja wśród światowych potęg, może drastycznie ograniczyć popyt na ten surowiec. Należy jednak pamiętać o Chinach, które są drugim po USA konsumentem ropy i ich „energetyczny apetyt” mimo prognozowanego niewielkiego wyhamowania gospodarki pozostaje znaczny. Jeżeli recesja u głównych odbiorców ropy implikuje spadki cen surowca, to taniejący dolar działać będzie w przeciwnym kierunku. Wiele kontraktów nadal rozliczanych jest w amerykańskiej walucie, która w 2007 straciła w stosunku do euro ponad 10%. Można się spodziewać, iż główni gracze na tym rynku są zniecierpliwieni i kolejne kontrakty będą oparte o inne waluty (euro jest tu najpoważniejszym kandydatem) Nie będzie w tym aspekcie presji na wzrosty cen. Oczywiste jest, że nie tylko kurs dolara amerykańskiego czy popyt ze strony gospodarek wschodzących są jedynymi czynnikami i w nadchodzącym roku należy spodziewać się uwypuklenia następujących zjawisk, które ze względu na swój bezpośredni związek z rynkiem ropy, mają równie istotne znaczenie:
1.Rosnące koszty wydobycia. Każdy wie, że ropa się kończy, ale na dzień dzisiejszy istotne jest głównie to, ze coraz trudniej się do niej dostać, jak również nie wiadomo do końca gdzie szukać nowych złóż.
2.Należy się również spodziewać kontynuacji nieprzewidzianych przerw w dostawach. Z jednej strony można rozpatrywać to z perspektywy zmian klimatycznych i wywołanych nimi gwałtownych zjawisk pogodowych (np. huragany w rejonie Zatoki Meksykańskiej) z drugiej z intensyfikacją działań sabotażowych w strategicznie istotnych regionach (Bliski Wschód, Afryka).
3.Szeroko rozumiane ryzyko polityczne związane z ochroną interesów państw zrzeszonych w OPEC i Rosji.
Pierwsze dni 2008 pokazały już, że „dotknięcie” pułapu 100 USD jest możliwe, jednak dopiero zdecydowany atak popytu będzie w stanie przebić tą niezwykle silną psychologiczną barierę.
Dolar
W relacji do euro dolar stracił w przeciągu ostatnich pięciu lat ponad 25%, a mijający rok to deprecjacja rzędu 10%. Ostatnie miesiące to niemalże rozpaczliwe próby ratowanie amerykańskiego systemu bankowego przez Fed w postaci szeregu cięć stóp procentowych (obecnie stopa bazowa wynosi 4,25%). Europejski Bank Centralny w tym samym czasie wykazywał się żelazną konsekwencją utrzymując stopy w eurolandzie na poziomie 4%. Z jednej strony deprecjacja dolara wywołana jest spekulacyjnym podejściem części inwestorów. Najpoważniejszą przyczyną jest jednak spadek zaufania, który objawia się ograniczaniem poziomu rezerw tej waluty przez banki centralne na całym świecie. Obecnie wielkość tych rezerw szacowana jest na ok. 5,7 biliona dolarów, z czego na Chiny przypada 1,4 biliona, na Japonię ok. 1 biliona dolarów. W globalnej skali rezerwy dolarowe stanowią ok. 65%. Należałoby raz jeszcze przewertować karty historii, by przedstawić pełny obraz przyczyn takiego stanu rzeczy, niestety w raporcie tym wspomnę jedynie, iż są to naleciałości systemy z Breton Woods.
Nim jednak najważniejsi w bankach centralnych rozpoczną masowe wycofywanie się z dolara, uważnie przyglądać się będą raportom o stanie amerykańskiej gospodarki. Te nie są optymistyczne. Tendencja do wydawania więcej niż się zarabia spowodowała drastyczny wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących. Wypełnienie tej potężnej luki skłoniło do zadłużania się poza granicami. Dziś obsługa ogromnego zadłużenia może powodować problemy, a tych inwestorzy z długimi pozycjami w dolarze nie lubią.
System z Bretton Woods upadł wraz z końcem lat 70-tych i niemal wszyscy wieszczyli koniec epoki dolara. Przetrzymał on tą i kilka innych burz, jednak uważnie należy obserwować posunięcia graczy z amerykańską walutą w ręku.
Gdyby spojrzeć na sytuację z perspektywy Chin czy Japonii, można by uznać, że dolar jest bezpieczny. Tym właśnie krajom w znacznym stopniu zależy na utrzymaniu swoich walut na relatywnie niższym poziomie. Można spojrzeć również przez pryzmat spekulanta, który może uznać potencjalne dno dolara za najgorszy moment do zamykania swoich długich pozycji (jest małe potwierdzenie tego w postaci odreagowania kursu EUR/USD w ostatnich tygodniach z poziomu 1,49 do 1,43).
Moim jednak zdaniem to banki centralne całego świata, których szefowie rozstawili nieformalne zlecenia typu stop-loss na swoje konserwatywne długie pozycje w amerykańskiej walucie, zdecydują, co dalej. Realizowanie tych „zleceń” będzie ostatecznym końcem epoki dolara.
Metale przemysłowe
Metale przemysłowe od zawsze wykazywały się znaczną współzależnością od cykli koniunkturalnych. Wśród niektórych analityków prognozowane jest spowolnienie gospodarcze na całym świecie, a w szczególności w krajach rozwijających się (według Goldman Sachs Chiny z 10,7% zwolnią do 10,3%). Spowolnienie to, widoczne jeszcze nieznacznie pod koniec obecnego roku, wywołało już obawy niektórych inwestorów, które przyczyniły się do spadków cen aluminium czy cynku. Nie jest tajemnicą, iż błyskawiczny rozwój gospodarek wschodzących wydźwignął w latach poprzednich ceny na rekordowe poziomy. Fakt ten umożliwił rozpoczęcie lub reaktywację wydobycia w dotychczas mało popularnych miejscach. Nawet dobrze nam znany KGHM planuje ponownie rozpoczęcie wydobycia miedzi w rejonach Legnicy. Te posunięcia wydobywców mogą jednak zaszkodzić cenom. Niemniej trzeba mieć również świadomość, iż przerwy w dostawach strategicznych surowców również mają miejsce. Mogą wynikać one z trudności technicznych oraz ludzkich (strajki załogi itp.). Liczyć także należy się z katastroficznymi skutkami zjawisk geologicznych.
W aspekcie strony popytowej nie wolno zapominać o USA, które borykając się z kryzysem na rynku kredytów hipotecznych napotkały kolejny problem w postaci kryzysu całej branży budowlanej. Załamanie tej gałęzi gospodarki zamyka dopływ praktycznie wszystkich przemysłowych surowców. Często zapomina się, iż domy to nie tylko ściany i dach – to również wyposażenie, których „wysokomarżowi” producenci również cierpią. Uwagi analityków skupiają się również na Wielkiej Brytanii, gdzie podobne załamanie może być o wiele bardziej dotkliwe. Perspektywy długoterminowe są jednak optymistyczne. Mało kto wierzy w recesję w Europie Centralnej, Wschodniej czy Azji. Choć bałagan wywołany kryzysem na rynkach finansowych jeszcze nie wywarł wyraźnego wpływu na kondycje gospodarek, co najmniej do połowy przyszłego roku czeka nas duża zmienność cen metali i dopiero od trzeciego kwartału będziemy mogli mówić o potwierdzeniu długookresowego trendu.
Metale szlachetne
Jeżeli chodzi o metale szlachetne często patrzy się na nie przez pryzmat dolara. Jakkolwiek potoczą się jego losy w przyszłości, obecnie mamy korektę zwyżkową, która w ostatnim okresie sprowadziła kurs w relacji do euro z 1,48 do 1,43. Dopóki nie nadejdą kiepskie dane dotyczące amerykańskiej gospodarki, nie ma podstaw, by obstawiać przeciwko rynkowi. Jeżeli zatem uznać, że dolar się wzmocni względem pozostałych walut, tendencja cen np. złota będzie „południowa” i z obecnych poziomów w okolicach 800 dolarów za uncję, może powędrować na „półkę” z ceną 750 dolarów. Powyższe dotyczy najbliższych kwartałów. Obraz ”Co potem” nie jest zbyt wyraźny. Ten aspekt jest wyjątkowo silną niewiadomą (zbyt wiele zmiennych kumuluje się w tym miejscu), dlatego rynek ten może wykazywać się równie wyjątkową zmiennością w nadchodzącym roku.
Warto wspomnieć, że złoto również podchodziło niczym ropa do „okrągłej” psychologicznej granicy (w tym przypadku 1000$), jednak kruszec ten szybciej „zdecydował” o wyhamowaniu i wizje cen powyżej tego pułapu są mało prawdopodobne.
Żywność
Żywność może być ulubionym tematem inwestorów w tym roku. Najlepszym tego przykładem jest podwojenie ceny pszenicy w okresie maj- wrzesień 2007 (z 200 do 400$ za tonę). Nie inaczej jest na przykład z kukurydzą, której cena mimo zanotowanych ostatnio spadków ze 170 do 150 $ za tonę utrzymuje się ponad 50% powyżej średniej ceny z 2006 roku. Oczywiste jest, że za stronę podażową odpowiadają wielkości zbiorów. Równie oczywiste jest, iż ciągłe zmiany klimatyczne przysparzają wiele problemów rolnikom. Nie jest tak, że pogoda uwzięła się na rejony rolnicze. Postępujący efekt cieplarniany daje stopniowo znaki, jakoby rejony rolnicze za kilkadziesiąt lat mogły być totalnie „wyczyszczone”. Dobre warunki pojawią się natomiast w innych miejscach globu. To jednak potrwa. Na dzień dzisiejszy wspomniana kukurydza, a raczej to, co z niej jest produkowane, robi sporo zamieszania. Tak się składa, że rozpoczęliśmy chyba pierwszą małą wojnę z maszynami. Co ciekawsze- po obu stronach stoją ludzkie decyzje.
Uprawa kukurydzy okazała się bardzo lukratywnym interesem w minionym okresie ze względu na program subsydiowania upraw tego zboża, z którego pozyskuje się etanol. Alkohol ten jest alternatywnym źródłem energii. Wojna z maszynami uwypukla się na podstawie prostego porównania, jakiego dokonał Bank Światowy: zatankowanie do pełna SUV-a jest ekwiwalentem rocznego wyżywienia dorosłego człowieka. Rolnicy, którzy zwęszyli interes, przerzucali się na uprawę kukurydzy, doprowadzając tym samym do drastycznego ograniczenia podaży innych zbóż. W 2007 roku 85 milionów ton kukurydzy zostało przemienione w etanol (to więcej niż eksport tego zboża przez USA). Odwrócenie tego trendu zależeć będzie wyłącznie od decyzji polityków w zakresie subsydiów w Stanach, a fakt przedwyborczych potyczek polityków może odsunąć wizje tego typu Za ceny odpowiada również popyt, a ten ze względu na rosnące bogactwo Chińczyków i Hindusów jest ogromny. Objawia się on poprzez wzrost spożycia mięs, których produkcja zwielokrotnia zapotrzebowanie na pasze (zboża). Takie ssanie na rynku może jeszcze potrwać w nadchodzącym roku. Tona pszenicy może sięgnąć nawet 750 $. Prognozy wzrostowe dotyczą również innych zbóż i są one niezwykle realne ze względu na powolność realokacji rolnictwa na świecie. Oczy wszystkich zwracają się w kierunku Afryki, lecz nie jest trudne wywnioskowanie, iż tak masowa „przeprowadzka” nie nastąpi w rok.
Równie wzrostowe tendencje występowały w tym roku na rynkach wieprzowiny i wołowiny. Ceny tej pierwszej dodatkowo zostały wydźwignięte przez dość znaczne ograniczenie podaży, jaka miała miejsce drugiej połowie 2007. Rosnący popyt ze strony gospodarek wschodzących jest również silnym czynnikiem wzrostu dla tych surowców.
Na zakończenie…
Niniejszy raport stanowi pierwszą część szeregu publikacji, jakie zamieścimy w serwisie w związku z mijającym rokiem. Kolejne dotyczyć będą perspektyw dla giełd światowych oraz wpływu kryzysu w sektorze finansowym związanym z załamaniem na rynku kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych.
autor: Michał Poła www.inwestycjealternatywne.pl
Odwiedź również:
Spis treści blisko 400 porad zawartych na stronach serwisu,
Katalog praktycznych publikacji z zakresu inwestowania i nie tylko,
www.inwestorlink.pl – dodawaj i oceniaj informacje finansowe
{rdaddphp file=wstawki/newsletter.php}