Finanse fascynują wielu błyskotliwych młodych ludzi dysponujących ograniczonymi środkami. Chcą oni plasować swe oszczędności zarazem mądrze i pomysłowo, nawet jeśli dochody z inwestycji są dla nich znacznie mniej ważne niż płace. Rodzaj zakupywanych papierów i oczekiwana rentowność nie zależy od zasobów finansowych inwestora, lecz od jego wyposażenia finansowego, przez które rozumiemy wiedzę, doświadczenie i temperament.
Każdy inwestujący zastanawia się nad wieloma pytaniami: Jaki przybrać profil inwestora? Jakie przyjąć proporcje portfela pomiędzy obligacjami i akcjami? Czy wystarczy mieć konserwatywne podejście do inwestowania? Jak przygotować się psychologicznie do decyzji inwestowania? Jak zdobyć odpowiednie kwalifikacje, by zostać inwestorem przedsiębiorczym? Czy podejmować próby spekulacyjne w nadziei „uzyskania dodatkowego dochodu"? Czy jestem gotowy poważnie zainteresować się działalnością inwestycyjną? Ile poświęcić czasu na edukację inwestycyjną oraz zarządzanie funduszami? Jeśli brak bodźca czy smykałki, najlepiej będzie, jeżeli przyjmiesz łatwą rolę inwestora defensywnego.
Najprostszy uniwersalny portfel to 50:50
O ile proponowany podział akcji i obligacji 50:50 jest najprostszym „uniwersalnym programem", jaki tylko można wymyślić, o tyle może nie okazać się najlepszy w sensie osiągniętych wyników. Żadnej oczywiście metody, mechanicznej ani innej, nie da się przedstawić z gwarancją, że okaże się lepsza od pozostałych.
Pomimo tego przedstawiona tu w artykule odmiana tego podejścia inwestycyjnego, oparta na utrzymywaniu ścisłej równowagi pomiędzy akcjami i obligacjami, jest dla defensywnego inwestora bardzo sensowna. Jest niezmiernie prosta; bez wątpienia prowadzi inwestora we właściwym kierunku; daje mu poczucie, że dokonuje pewnych posunięć w odpowiedzi na to, co dzieje się na rynku; najważniejsze zaś, że powstrzymuje go od coraz silniejszego angażowania się w akcje w miarę jak wzrost na rynku prowadzi do coraz niebezpieczniejszych maksimów.
Ogólna polityka portfelowa inwestora defensywnego
Podstawowe cechy charakterystyczne portfela inwestycyjnego są zazwyczaj określone przez pozycję i cechy charakterystyczne dla jego właściciela czy właścicieli. Dobrze sytuowany i doświadczony biznesmen, włącza różnego rodzaju obligacje i akcje do swej listy papierów wartościowych – pod warunkiem, że uważa je za atrakcyjne nabytki.
Od dawna znana jest zdrowa zasada, że inwestorzy, którzy nie mogą pozwolić sobie na podejmowanie ryzyka, powinni kontentować się niskim zwrotem z zainwestowanych środków.
Na tej podstawie wytworzyło się ogólne wyobrażenie, że stopa zwrotu, którą inwestor powinien stawiać sobie za cel, jest w większym czy mniejszym stopniu proporcjonalna do stopnia ryzyka, jakie jest gotów ponieść.
Jednak owa stopa zwrotu powinna raczej zależeć od wielkości intelektualnego wysiłku, jaki inwestor jest zdolny i gotowy wnieść w realizację programu inwestycyjnego.
Minimalną rentowność osiąga inwestor pasywny, który pragnie zarówno bezpieczeństwa, jak i wolności od trosk. Rentowność maksymalna staje się udziałem inwestora czujnego i przedsiębiorczego, który wkłada w inwestowanie całą swą inteligencję i wszystkie umiejętności.
Już w roku 1965 ojciec sztuki inwestowania Benjamin Graham pisał: „W wielu przypadkach zakup okazyjnego papieru, dający szansę wielkiego zysku, może się wiązać z mniejszym realnym ryzykiem niż konwencjonalny zakup obligacji przynoszących około 4,5 procent". Stwierdzenie to było najprawdziwsze, ponieważ w dalszych latach wzrost stóp procentowych spowodował, że nawet najlepsze obligacje długoterminowe utraciły sporą część wartości rynkowej.
Problem podstawowy to podział portfela pomiędzy obligacje i akcje
Inwestor defensywny powinien podzielić swe fundusze pomiędzy pierwszorzędne obligacje i pierwszorzędne akcje. Inwestor taki nigdy nie powinien mieć mniej niż 25%, a więcej niż 75% w akcjach i – odpowiednio – więcej niż 75%, a mniej niż 25% w obligacjach.
Wynika stąd, że standardowy podział powinien być zrównoważony: każdy z instrumentów inwestycyjnych powinien stanowić 50% portfela. Zgodnie z tradycją dobrym powodem do zwiększania w portfelu udziału akcji byłoby ukształtowanie się, w wyniku przeciągającej się bessy, „okazyjnego" poziomu cen. Jeśli natomiast w ocenie inwestora poziom rynku staje się niebezpiecznie wysoki, zdrowym posunięciem byłoby zmniejszenie udziału akcji, by stanowiły mniej niż 50% portfela.
Tego typu podręcznikowe maksymy zawsze łatwo ogłaszać, lecz trudno się nimi kierować, gdyż pozostają one w sprzeczności z tą samą ludzką naturą, która prowadzi do ekscesów hossy i bessy.
Wydaje się nawet, że popadamy w wewnętrzną sprzeczność, sugerując przeciętnemu inwestorowi jako opłacalną politykę odciążanie portfela, gdy rynek wznosi się powyżej pewnego poziomu, a powiększanie go, gdy następuje na nim spadek. Właśnie dlatego, że przeciętny człowiek działa (i najwyraźniej musi działać) dokładnie na odwrót, mieliśmy w przeszłości wielkie wzrosty i spadki na rynku oraz najpewniej doświadczymy ich również w przyszłości.
Gdyby podział na operacje inwestycyjne i spekulacyjne był dziś równie jasny jak ongiś, moglibyśmy wyobrażać sobie inwestorów jako grupę ludzi przenikliwych i doświadczonych, którzy nieroztropnym i nieszczęsnym spekulantom sprzedają papiery po wysokich cenach i tanio je od nich odkupują. W minionych dniach obraz ten miałby pewne podobieństwo do prawdy, trudno jednak dopasować go do procesów finansowych zachodzących po roku 1949. Nic nie wskazuje, by operacje tak profesjonalne, jak prowadzone przez fundusze wzajemne, kierowały się takimi właśnie zasadami.
Udział akcji w portfelach dwóch podstawowych rodzajów funduszy – „zrównoważonych" i „akcyjnych" – zmieniał się z roku na rok bardzo niewiele. Dokonywane przez nie transakcje sprzedaży koncentrowały się głównie na próbach przejścia od pakietów mniej atrakcyjnych do atrakcyjniejszych.
Nigdzie nie ma żadnych pewnych reguł inwestowania
Skoro giełda przekroczyła swe stare ograniczenia, a nowe jeszcze się nie wykształciły, nie można przedstawić inwestorowi żadnych pewnych reguł, wedle których miałby zmniejszać pakiet akcji do minimalnego poziomu 25% portfela, a następnie odtwarzać go do poziomu maksymalnego – 75% portfela.
Można upierać się, aby inwestor nie lokował w akcjach więcej niż połowy swych środków, chyba że ma wielkie zaufanie do jakości swej pozycji w akcjach i jest pewien, że będzie mógł ze spokojem ducha przetrzymać spadek na rynku porównywalny z tym, który nastąpił w latach 1969-1970.
Należałoby doradzić temu inwestorowi obecnie nie powiększać udziału akcji w portfelu powyżej 50%. Z analogicznych jednak powodów niemal równie trudno doradzać obniżenie tej liczby znacznie poniżej 50% – chyba że sam inwestor jest zaniepokojony bieżącym poziomem rynku i zadowoli go ograniczenie swego udziału w ewentualnych przyszłych wzrostach do np. 25% wszystkich swych funduszy.
Wszystko to skłania do zaproponowania formuły 50:50, na pozór zbyt uproszczonej.
Przewodnią zasadą tej polityki byłoby utrzymywanie – z największą z praktycznego punktu widzenia dokładnością – równych proporcji pomiędzy pakietami obligacji i akcji. Jeśli zmiany poziomu rynku podniosą wartość pakietu akcji do np. 55% portfela, należy odtworzyć równowagę poprzez sprzedaż jedenastej części akcji i zainwestowanie wpływów ze sprzedaży w obligacje. I na odwrót – spadek wartości pakietu akcji do 45% wartości portfela wymagałby wykorzystania jedenastej części obligacji do sfinansowania zakupu dodatkowych akcji.
Kto stosował w przeszłości politykę inwestycyjną 50:50?
Dość podobną politykę realizował przez szereg lat po roku 1937 Uniwersytet Yale, utrzymując w akcjach około 35% „zwykłego pakietu". Z początkiem lat 50-tych zrezygnował jednak ze swej słynnej ongiś formuły, toteż w roku 1969 akcje (wraz z pewną ilością papierów zamiennych) stanowiły 61% jego portfela. Przykład Yale ilustruje zabójczy niemal wpływ, jaki wielki wzrost na rynku wywarł na popularne ongiś inwestowanie według formuły.
Pomimo tego przedstawiona tu w artykule odmiana tego podejścia inwestycyjnego, oparta na utrzymywaniu ścisłej równowagi pomiędzy akcjami i obligacjami, jest dla defensywnego inwestora bardzo sensowna. Jest niezmiernie prosta; bez wątpienia prowadzi inwestora we właściwym kierunku; daje mu poczucie, że dokonuje pewnych posunięć w odpowiedzi na to, co dzieje się na rynku; najważniejsze zaś, że powstrzymuje go od coraz silniejszego angażowania się w akcje w miarę jak wzrost na rynku prowadzi do coraz niebezpieczniejszych maksimów.
Najprostszy podział portfela może nie okazać się najlepszy
Prawdziwie konserwatywny inwestor będzie zadowolony z zysków, które na wzroście będzie mu przynosiła połowa portfela, a w przypadku poważnego spadku będzie mógł znajdować wiele pociechy w myśli, że ma się znacznie lepiej niż wielu jego bardziej przedsiębiorczych przyjaciół.
O ile proponowany podział 50:50 jest najprostszym „uniwersalnym programem", jaki tylko można wymyślić, o tyle może nie okazać się najlepszy w sensie osiągniętych wyników. Stopa dochodów, jaką dają dziś dobre obligacje, jest znacznie większa od rentowności dobrych akcji, co jest potężnym argumentem przemawiającym na korzyść obligacyjnego składnika portfela.
Inwestor może zatem, w zależności od temperamentu i postawy, postanowić, że będzie utrzymywał w akcjach mniej niż 50% portfela. Jeśli potrafi z zimną krwią badać szansę, może nawet ograniczyć udział akcji w portfelu do 25%, z myślą o zrównoważeniu portfela dopiero wtedy, gdy zysk z akcji wyniesie np. 2/3 zysku z obligacji.
Obligacje zawsze były bezpieczniejsze
W przeszłości przez okres wielu lat jedynym sensownym z punktu widzenia indywidualnego inwestora nabytkiem w dziedzinie obligacji były emisje oszczędnościowe Skarbu Państwa [JAK INWESTOWAĆ W OBLIGACJE SKARBOWE?]. Ich bezpieczeństwo było – i pozostaje nadal – bezdyskusyjne; miały wyższą rentowność niż inne pierwszorzędne obligacje; miały też opcję wcześniejszego umorzenia oraz inne przywileje, które wielce przyczyniały się do ich atrakcyjności.
Obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa wciąż mają pewne, jedyne w swoim rodzaju zalety, dzięki którym stanowią odpowiedni nabytek dla każdego indywidualnego inwestora. Dla kogoś, kto dysponuje skromnym kapitałem – np. nie większym niż 10 tys. zł – włożenie pieniędzy w te obligacje wciąż jest najłatwiejszym i najlepszym wariantem inwestycyjnym. Dla inwestorów zasobniejszych inne instrumenty mogą jednak być bardziej pożądane.
Osobista sytuacja inwestora defensywnego
W jakim zakresie rodzaj instrumentów finansowych wybieranych przez inwestora powinien być uwarunkowany jego sytuacją?
Jako konkretne przykłady, reprezentatywne dla wielce zróżnicowanych konkretnych sytuacji, przyjmiemy:
1) wdowę, która odziedziczyła 200 tys. zł i ma z nich utrzymać siebie i dzieci;
2) wziętego lekarza w środkowym okresie kariery, który zaoszczędził już 100 tys. zł i dokłada do tej kwoty 10 tys. zł;
3) młodego człowieka zarabiającego 2000 zł miesięcznie i oszczędzającego 1 tys. zł rocznie.
Przypadek 1
W przypadku wdowy problem, jak ma wyżyć z samego dochodu z inwestycji, jest bardzo trudny. Jednocześnie zaś potrzeba konserwatywnego charakteru jej inwestycji jest olbrzymia. Odpowiadającym ogólnym zaleceniom kompromisem pomiędzy tymi celami jest mniej więcej równy podział funduszy pomiędzy obligacje rządowe i pierwszorzędne akcje. Składnik akcyjny portfela może sięgać nawet 75%, jeśli inwestorka jest przygotowana psychologicznie do takiej decyzji i jeśli jest praktycznie pewna, że nie kupuje na zbyt wysokim poziomie.
Nie wykluczamy możliwości, że wdowa ma odpowiednie kwalifikacje, by zostać inwestorem przedsiębiorczym, w którym to przypadku jej cele i metody będą całkiem odmienne. Jedyną rzeczą, której wdowie nie wolno robić, jest podejmowanie prób spekulacyjnych w nadziei „uzyskania dodatkowego dochodu". Mamy tu na myśli próby osiągnięcia zysków czy wysokich dochodów bez koniecznego wyposażenia, w pełni gwarantującego ogólny sukces. Nasza wdowa postąpiłaby znacznie mądrzej, wycofując co roku 2 tys. zł z konserwatywnego pakietu, by uzupełnić środki na życie, niż ryzykując połowę jego wartości w nieodpowiednio ugruntowanych, a tym samym spekulatywnych przedsięwzięciach.
Przypadek 2
Dobrze prosperujący lekarz nie podlega presji i przymusowi, które oddziaływają na wdowę. Jednak jego wybór powinien być zasadniczo taki sam. Czy jest gotów poważnie zainteresować się działalnością inwestycyjną? Jeśli brak mu ku temu bodźca czy smykałki, najlepiej będzie, jeżeli przyjmie łatwą rolę inwestora defensywnego. Podział jego portfela nie powinien zatem różnić się od inwestycji „typowej" wdowy; podobna też jest w jego przypadku swoboda ustalenia udziału akcji w całym portfelu. Roczne oszczędności powinien inwestować w akcje i obligacje w proporcjach odpowiadających składowi portfela.
Przeciętny lekarz częściej niż przeciętna wdowa decyduje się na to, by zostać inwestorem przedsiębiorczym; większe też chyba są szanse, że powiedzie mu się w tym przedsięwzięciu. Jedna wszakże okoliczność działa na jego niekorzyść – fakt, że edukacji inwestycyjnej oraz zarządzaniu funduszami może poświęcić mniej czasu niż wdowa. W rzeczywistości medycy są znani z niepowodzeń w dziedzinie inwestycji w papiery wartościowe. Jest to spowodowane tym, że mają oni zazwyczaj nadmierne zaufanie do własnej inteligencji i silne pragnienie uzyskania wysokiej rentowności inwestycji, a nie zdają sobie sprawy, że sukces w tej dziedzinie wymaga zarówno poświęcania jej dużej uwagi, jak i czegoś w rodzaju profesjonalnego podejścia do zagadnień wartości papierów.
Przypadek 3
I wreszcie młodzieniec oszczędzający 1 tys. zł rocznie – i spodziewający się, że stopniowo będzie mógł odkładać coraz więcej – ma do dyspozycji te same wybory, choć z jeszcze innych powodów. Część jego oszczędności powinna automatycznie iść na obligacje Skarbu Państwa. Odkładana kwota jest w tym przypadku tak skromna, że nie wydaje się, by warto było zdobywać gruntowną wiedzę i narzucać swemu temperamentowi ciężką dyscyplinę w celu zdobycia kwalifikacji agresywnego inwestora. Tak więc wykorzystanie naszego standardowego programu dla inwestora defensywnego będzie dla młodzieńca rozwiązaniem zarazem najłatwiejszym i najbardziej logicznym.
Nie powinniśmy w tym miejscu zignorować zagadnień natury ludzkiej. Finanse fascynują wielu błyskotliwych młodych ludzi dysponujących ograniczonymi środkami. Chcą oni plasować swe oszczędności zarazem mądrze i pomysłowo, nawet jeśli dochody z inwestycji są dla nich znacznie mniej ważne niż płace. Postawa ta jest bez zarzutu.
Dla młodej osoby jest rzeczą bardzo korzystną, gdy rozpoczyna swą edukację finansową w młodym wieku. Jeśli zamierza działać jako inwestor agresywny, z pewnością popełni pewne błędy i poniesie pewne straty. Młodość pozwala znieść te rozczarowania i wyciągnąć z nich korzyści. Nowicjusza w dziedzinie inwestowania w papiery namawiamy, by nie tracił sił i pieniędzy na próby pobicia rynku. Niech lepiej analizuje wartości papierów i wstępnie testuje swe oceny stosunku ceny do wartości na sumach możliwie najmniejszych.
{mosgoogle}
Wniosek
Tak więc wracamy do stwierdzenia z początku artykułu: rodzaj zakupywanych instrumentów finansowych i oczekiwana rentowność nie zależy od zasobów finansowych inwestora, lecz od jego wyposażenia finansowego, przez które rozumiemy wiedzę, doświadczenie i temperament.
ANKIETA: Sprawdź, jakim jesteś inwestorem!
Jeśli i ty chcesz sprawdzić swój profil inwestora, czyli poziom akceptacji ryzyka inwestycyjnego dla wybranych form inwestycji – weź udział w ankiecie !
ŹRÓDŁO:
Graham B., Mądry inwestor, Wyd. Profesjonalnej Szkoły Biznesu, Kraków 1999.
Autorem jest Pani Sylwia Hucik Gaicka
Tekst pochodzi z Portalu www.inwestycje.pl
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.inwestycje.pl
Powrót na górę strony >>> kliknij
Przejdź na bloga >>> kliknij
Przejdź na forum >>> kliknij
Przejdź do spisu treści porad/artykułów >>> kliknij