Wydatki na żywność obok opłat na czynsz, energię, telefon stanowią największy udział w domowym budżecie. Jedzenie m.in. za sprawą inflacji z roku na rok staje się coraz droższe, co odczuwa każda osoba robiąca regularne zakupy. W poniższym tekście przyjrzymy się kwestii wędlin i ogólnie mięsa spożywanego w Polskich domach. Czy musimy jeść go aż tyle, dlaczego warto czytać etykiety? i w końcu, dlaczego dobra wędlina jest sporo droższa od tego co przeważa na sklepowych półkach? Zaczynajmy.
Polacy kochają mięso i jego wyroby
Statystyki na temat spożycia mięsa w Polsce nie napawają optymizmem lekarzy, ale sami konsumenci wydają się tym nie przejmować. Przeciętny Polak spożywa rocznie ok. 80 kg mięsa w różnej formie. To ponad 2 razy więcej niż wynika z zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia WHO, której zdaniem maksymalne spożycie nie powinno przekraczać 30 kg rocznie. Ilość to jednak jedno, a jakość to drugie. I dochodzimy do sedna problemu. Mięso i wędliny, które kupujemy obecnie odbiegają mocno od tego, które znały, chociażby nasze babcie. Przy czym należy powiedzieć otwarcie, odbiega na minus. Współczesne metody hodowli i samej produkcji mięsa czy wędlin, przypominają bardziej produkcję fabryczną, niż tradycyjną masarnię, w której to hodowca był jednocześnie wytwórcą wędlin na lokalne potrzeby. Nie przez przypadek aktualnie używa się określenia przemysł mięsny. Zanim wędlina trafi na nasz talerz przechodzi długą drogę. W jej trakcie mięso poddawane jest obróbce za pomocą różnego rodzaju maszyn. Są to mi.n. piece, kotły, masownice próżniowe, autoklawy czy komory. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych maszyn można skrócić czas produkcji i wydłużyć trwałość mięsa.
Technologia bez wątpienia pomaga, ale jest też druga, niemniej istotna kwestia produkcji wędlin. Jest nią to, że duża część zużywanych na świecie antybiotyków trafia do zwierząt hodowlanych, które muszą być nimi karmione, aby w razie choroby jednej kury czy świni uchronić pozostałe. Mikro ilości tych antybiotyków pozostają w mięsie na zawsze finalnie trafiając do naszych organizmów.
Dlaczego warto czytać etykiety?
Jeśli chcemy oszczędzać na zakupie wędlin to raczej na ich ilości, a nie jakości. Dobra wędlina musi kosztować. Jak ją jednak rozpoznać? Z pomocą przychodzą sami producenci, którzy są zobowiązani do publikowania informacji o składzie wędliny, użytych konserwantach i wszelkich innych ulepszaczach smaku. Na co zatem zwracać uwagę czytając etykietę? Przede wszystkim na skład produktu. Im jest on krótszy, tym lepiej. Drugą istotną informacją jest ilość zużytego mięsa do produkcji 1 kg wędliny. Na tym polu spotkamy duże rozbieżności. Wszak im mniej mięsa do produkcji wędliny zużyjemy tym tańsza jest jej produkcja. Dobra wędlina to taka, w której propozycja wynosi 1 kg mięsa na 0,8 kg wędliny. Na co jeszcze zwracać uwagę? Jeśli zobaczymy na wędlinie oznaczenie „produkt wysokowydajny” najlepiej odłożyć ją z powrotem. W praktyce bowiem taka wędlina została wyprodukowana z połowy zalecanej ilości mięsa a resztę masy uzupełniono wodą i konserwantami. Dla podniesienia wrażenia estetycznego producenci nie żałują również barwników. Ładnie wyglądająca wędlina kusi na sklepowej półce. Nie ma to jednak nic wspólnego z jej walorami smakowymi.
Co zatem jeść, jeśli nie wędlinę?
Wiedząc, że dobra wędlina musi kosztować, często 50% i więcej niż zwykła dostępna w markecie, oraz że nie warto jeść aż tyle mięsa dobrze byłoby poszukać dla niej alternatyw. Na szczęście opcji mamy kilka.
Pierwszą jest własnoręczne pieczenie mięsa. To znacznie tańsza i zdrowsza alternatywa. Wiemy bowiem co wkładamy do piekarnika. Mięso do pieczenia nie potrzebuje niczego poza solą i przyprawami. Wprawdzie samo pieczenie zajmuje trochę czasu, ale nagrodą jest pyszny i pozbawiony konserwantów dodatek do codziennych kanapek. Inną z opcji są różnego rodzaju pasty warzywne, których w sklepach jest coraz więcej. Dodajmy do tego dobry żółty ser i naprawdę możemy obejść się bez wędlin na co dzień. W dłuższej perspektywie skorzysta na tym nie tylko nasze zdrowie, ale i portfel. Wędlina ma jedną zaletę – jest łatwa w użyciu. To jednak zbyt mało, aby stanowiła bazę do większości kanapek i kolacji.