Alternatywne towarzystwa funduszy inwestycyjnych rozpychają się na rynku, ale ich realną wartość poznamy dopiero wtedy, gdy przyjdzie bessa.
Artur Żmijewski, aktor znany z roli doktora Burskiego w “Na dobre i na złe”, zakochał się w rumuńskiej księżniczce. Mimo starań artysty “dusza jego wybranki pozostała mroczna” i moralnie zbankrutowany Żmijewski powrócił do kraju. To nie opowieść z rozkładówki kolorowego magazynu, a reklama funduszy inwestycyjnych PKO/Credit Suisse. Co ma rumuńska księżniczka do funduszy inwestycyjnych? Tak się składa, że niedawno niewielkie Investors TFI (0,47 proc. rynku) uruchomiło fundusz Bułgaria i Rumunia FIZ, a firma Secus Asset Management zaoferowała portfel Nowa Europa inwestujący w Bułgarii i Rumunii oraz na Ukrainie. Czyżby jeden z najsilniejszych graczy obawiał się maluczkich?
Sto milionów złotych zebrane w jeden dzień przez Investors TFI robi wrażenie na konkurencji. Pokazuje, że w Polsce zaczynają liczyć się towarzystwa inwestycyjne niezależne od grup bankowych, stworzone przez prywatnych inwestorów. Nie są to jednak ludzie przypadkowi, lecz finansiści z krwi i kości, od lat związani z rynkiem kapitałowym. Wśród założycieli Investors TFI są Maciej Wiśniewski (BZ WBK AIB AM, DM BOŚ), Michał Słysz (CA IB IM, DM BIG BG) i Grzegorz Mielcarek (BZ WBK AIB AM). W skład komitetu inwestycyjnego wchodzą też nie mniej doświadczeni Andrzej Kaczorowski i Arnold Mardoń. Niezależne Opera TFI stworzył w 2004 r. Maciej Kwiatkowski ze swoimi ludźmi z BRE Asset Management Tomaszem Korabem i Krzysztofem Łękarskim. Ojcowie założyciele objęli w firmie udziały i byli jej pierwszymi klientami. Dziś posiadają certyfikaty Opera FIZ warte ponad 10 mln zł, rosnące wraz z dobrymi wynikami. To zwiększa wiarygodność Opery. “Udziałowiec” to słowo-klucz do zrozumienia sensu niezależnych TFI. W Investors akcje firmy ma pięciu zarządzających, tworzących komitet inwestycyjny.
W ślad za zarządzającymi poszli niektórzy zamożni klienci. Opera FIZ ma ich po ostatniej subskrybcji 562. Przy portfelu wartym niemal 900 mln zł oznacza to, że przeciętny klient Opery zainwestował w jej fundusze prawie 2 mln złotych.
– Szacujemy, że rynkowa średnia wynosi około 50 tys. zł – ocenia Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami. Dodaje jednak, że dane nie są do końca miarodajne, bowiem liczby uwzględniają też klientów instytucjonalnych, a ci mają nawet kilkunastokrotnie większe rejestry.
Jakkolwiek by było, zestawienie 50 tys. przeciw 2 mln robi wrażenie i dodaje Operze elitarności. Już sama wartość certyfikatu Opera FIZ (ponad 235 tys. zł pod koniec czerwca) pokazuje, dla kogo jest to produkt.
Investors i Opera pozycjonują się jako alternatywa wobec tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, czasami nazywa się je nawet hedgingowymi. Na takie porównanie pozwalają inwestycje w surowce czy kontrakty terminowe.
– Mamy zupełnie inną strategię, nie stosujemy tak wysokiej dźwigni i dlatego nie grozi nam spektakularne bankructwo, znane z amerykańskiego rynku hedge – mówi Tomasz Korab, członek zarządu Opera TFI. Od nazywania swoich produktów hedgingowymi odcina się też Investors. – Szukamy okazji do zarobku na całym świecie, ale, owszem, możemy też zabezpieczać (hedge) aktywa podczas spadków – zaznacza Grzegorz Mielcarek, dyrektor rynku akcji Investors TFI.
Próbkę możliwości funduszy alternatywnych mieliśmy w lutym, gdy warszawski parkiet odwiedziła mała korekta. Od 31 stycznia do 28 lutego fundusz Investor FIZ zarobił 6,11 proc., a w tym samym czasie większość funduszy akcyjnych była na minusie: KBC Akcyjny -5,93, DWS Akcji -5,00, a Arka BZ WBK Akcji, gwiazda ostatnich lat, – 4,80. Jak to się stało? Korektę zwiastowały spadki na giełdzie w Chinach.
– Kiedy pojawiły się tego symptomy, szybko zwołaliśmy komitet inwestycyjny i jednym telefonem zabezpieczyliśmy cały portfel [wówczas było to 250 mln złotych – red.] kontraktami na największych indeksach świata – wspomina Grzegorz Mielcarek.
Zamknięte fundusze (FIZ) w zarządzaniu alternatywnych TFI mają mniej ograniczeń, jeśli chodzi o spektrum inwestycji, i co ważne, chętnie z tego korzystają.
– Globalna gospodarka ma nieporównywalnie większe możliwości inwestycyjne niż nasza lokalna. Gdy inwestujemy na całym świecie, nie istnieje dla nas problem ograniczonej płynności – opowiada Mielcarek.
Plusem jest także inwestowanie w kontrakty. Własny dom maklerski Opery okazał się najaktywniejszym krajowym inwestorem instytucjonalnym na rynku opcji i kontraktów terminowych. Po dwóch miesiącach działalności znalazł się w pierwszej piątce (na 23 domy maklerskie) w klasyfikacji największych obrotów kontraktami.
– Kontrakty terminowe pozwalają najszybciej i najtaniej zmienić ekspozycję na krajowy rynek akcji, a to zabezpiecza przed spadkami na giełdzie – wyjaśnia Tomasz Korab.
Dzisiaj portfele Opera FIZ i Investor FIZ nie różnią się znacząco od tradycyjnych funduszy akcji, najbliżej im do funduszy małych i średnich spółek. Opera ma sporo udziałów w Lenteksie, Investors w Bytomiu i Travelplanet. – Trudno sobie wyobrazić, byśmy na takim rynku, jaki mamy, inwestowali gdzie indziej niż w Polsce, najszybciej rozwijającym się dużym kraju UE – wzrusza ramionami Korab, zapewniając jednocześnie, że w przypadku załamania rynku fundusz obroni się przed stratami, od których nie uciekną znacznie większe i mające mniejsze pole manewru zwykłe fundusze akcji.
– Na razie, w warunkach hossy, alternatywne fundusze rosną i przyciągają kapitał, ale o ich sile przekonamy się w czasach rynkowej dekoniunktury – ocenia Tomasz Publicewicz, wiceprezes spółki Analizy Online.
– Alternatywne fundusze są szczególnie atrakcyjne na spadającym rynku. Są bardzo dobrym uzupełnieniem portfela, lecz pamiętajmy, że nie mogą stanowić jego głównej części – zastrzega Paweł Majtkowski, analityk Expandera. – Rosnąca ich rola na polskim rynku świadczy o podnoszeniu poziomu usług finansowych, a do tego daje większe spektrum inwestycyjne – twierdzi z kolei Piotr Trzeciak, analityk firmy Xelion. Doradcy Finansowi. Ze względu na zaawansowane strategie inwestycyjne poleciłby je głównie świadomym i doświadczonym inwestorom.
{mosgoogle}
– Ciągła hossa to dla nas swego rodzaju dramat, zarabiają wszyscy. Wystarczy kupić cokolwiek i majątek rośnie jak na drożdżach – narzeka Grzegorz Mielcarek. Trudno temu zaprzeczyć, nie sztuką jest zarabiać, kiedy wynik rzędu 100 proc. rocznie nie jest rewelacją, ponieważ niektóre indeksy giełdowe zyskują więcej.
“Kiedyś spadnie wielki deszcz, który zmyje wszystkie brudy Ziemi” – śpiewał niegdyś punkowy zespół Włochaty. I chyba dopiero taki deszcz, w postaci bessy z prawdziwego zdarzenia, pokaże, co wart jest każdy fundusz.
Autorem jest Pan Marcin Krasoń
Tekst pochodzi z sierpniowego numeru miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl