W 2009 roku banki poczuły w pełni efekty kryzysu, a co za tym idzie ucierpieli też ich klienci. Nękające cały świat problemy instytucji finansowych dały się odczuć także i w Polsce. Banki musiały tworzyć rezerwy na złe kredyty i ograniczyły akcję kredytową, więc o jakąkolwiek pożyczkę było w mijającym roku trudniej.
Banki udzielały mniej kredytów, więc ich przychody spadły. Dlatego zmuszone były szukać dodatkowych dochodów w kieszeniach swoich kredytobiorców i zafundowały im serię podwyżek. Gorsze wyniki banków to również efekt wojny depozytowej, czyli licytacji na oprocentowanie lokat. W 2009 roku trudno było pożyczać pieniądze od spółek matek, bo te zazwyczaj miały jeszcze większe kłopoty, zamarł również rynek pożyczek międzybankowych, więc koniecznością stało się zabieganie o oszczędności Polaków. Taka depozytowa wojna dla klientów miała jednak dobre strony, bo dała szansę na duży zysk z bezpiecznych instrumentów finansowych.
Kredyty droższe i trudniej dostępne
Zaostrzenie polityki kredytowej dotknęło w pierwszej kolejności kredyty hipoteczne. Na szczęście w drugiej połowie roku ich dostępność się poprawiła. Z czasem problem ten dotknął również kredytów konsumpcyjnych. Wzrost bezrobocia spowodował, że spłacalność kredytów zaczęła się szybko pogarszać. Nieterminowo spłacanych kredytów zaczęło przybywać, więc banki przykręciły kurek i o kredyty gotówkowe zrobiło się trudniej. Zaczęły znikać popularne w poprzednich latach kredyty na dowód. Nawet w grudniu, kiedy to banki zazwyczaj przed świętami szalały z ofertą kredytową, w tym roku tylko kilka instytucji zdecydowało się na bożonarodzeniowe promocje, co świadczy o wzmożonej ostrożności banków.
Ograniczenie dostępności kredytów konsumpcyjnych nie było jedynym widocznym skutkiem kryzysu. Kredyty gotówkowe stały się też droższe. Skoro klienci stali się dla banków bardziej ryzykowni, to musieli zacząć więcej płacić za pożyczki. Przyjrzeliśmy się ofercie pożyczek na okres 12 miesięcy w kwocie 5 tys. zł, proponowanych przez banki w grudniu ubiegłego roku i obecnie. W przypadku oferty dla stałych klientów przeciętny całkowity koszt kredytu wzrósł o prawie 18 proc., do niecałych 600 zł. Jeśli chodzi o ofertę dla nowych klientów banku to całkowity koszt zwiększył się o prawie 4,8 proc. Podwyżki dotknęły również kredyty hipoteczne, gdzie marże poszły mocno do góry. Jedynie w przypadku kart kredytowych oprocentowanie w wielu przypadkach spadło, bo Rada Polityki Pieniężnej, obniżając stop procentowe, zmniejszyła maksymalne oprocentowanie kredytów wynikające z przepisów antylichwiarskich. Banki nie mogą bowiem pobierać odsetek wynikających z oprocentowania wyższego niż czterokrotność stopy lombardowej NBP. Na początku roku było to aż 26 proc., a od końca czerwca już tylko 20 proc. W związku z tym niemal wszystkie banki były zmuszone obniżyć oprocentowanie kart.
Podwyżki jednak przeważały. Banki przejrzały swoje tabele opłat i prowizji i pozmieniały je na niekorzyść klientów. W górę poszły opłaty za prowadzenie rachunków, za wydanie i użytkowanie kart płatniczych. Droższe stały się przelewy, szczególnie te wykonywane w oddziale. Często więcej trzeba było zapłacić za wypłatę z obcego bankomatu czy za przyznanie kredytu w rachunku.
Lokaty wysokooprocentowane
Wojna depozytowa dla banków była po prostu droga. Musiały płacić więcej niż wynikało to z wysokości stóp procentowych, ale nie miały innego wyjścia, bo na rynku międzybankowym trudno było pożyczyć jakiekolwiek pieniądze, szczególnie na dłuższy termin. Taka sytuacja dla klientów oznaczała prawdziwe Eldorado. W styczniu najlepsze lokaty dawały nawet 9 proc. w skali roku. Tak wysokie stawki zdarzają się bardzo rzadko, a jeśli jeszcze uwzględnimy inflację, to okaże się, że osoby zakładające lokaty na szczycie wojny depozytowej mogły liczyć na rekordowo wysokie realne zyski. Od początku roku oprocentowanie depozytów jednak spadało, ale nawet pod koniec roku stawki oprocentowania lokat zostały na wysokim poziomie 6 proc.
Myśląc o wojnie depozytowej nie można zapominać o lokatach antypodatkowych. W drugiej połowie roku furorę zrobiły depozyty z dzienną kapitalizacją, które dawały możliwość uniknięcia 19-proc. podatku od zysków kapitałowych. Mechanizm polegał na zaokrąglaniu podstawy opodatkowania i samego podatku do pełnego złotego. Jeśli więc wypłacone odsetki nie przekraczały 2,49 zł, to podatek był zaokrąglany do zera. Pod koniec roku już 15 banków miało w swojej ofercie produkty oparte o pomysł dziennej kapitalizacji. Dzięki temu mogły nadal oferować swoim klientom wysokie oprocentowanie depozytów, tyle że kosztem fiskusa. Jak widać z powyższej tabeli pod koniec roku na zwykłych lokatach można było zarobić niewiele ponad 6 proc., jednak te antypodatkowe dawały szansę na prawie 7 proc. w skali roku.
Mimo kryzysowych czasów banki nie zaprzestały prac nad nowymi produktami i technologiami. Nowe rodzaje kont pojawiły się w ofercie Pekao, BOŚ, BGŻ BZWBK, czy Deutsche Bank. Banki wprowadzały specjalne rachunki dla seniorów, kobiet czy internautów. Dało się więc zauważyć dalsze różnicowanie oferty. Popularne zaczęły się również robić karty zbliżeniowe, czyli te służące do szybkich mikropłatności. Wprowadziły je do swojej oferty ING, Alior Bank, mBank, MultiBank i Polbank. Wcześniej mogli na nie liczyć jedynie klienci BZ WBK. Karty zbliżeniowe to jednak nie tylko nowy produkt, ale przede wszystkim nowa technologia. Widać więc, że rok 2009, mimo że kryzysowy, nie zatrzymał całkiem rozwoju polskiej bankowości.
Mateusz Ostrowski
Michał Sadrak
Open Finance
www.open.pl