Liberałowie dostrzegli ostatnio problem polskiego zadłużenia i deficytu finansów publicznych, a nawet ryzyko sektora bankowego, do którego przez lata walnie się przyczynili.
W wywiadzie udzielonym ostatnio przez prof. Leszka Balcerowicza ?Rzeczpospolitej? autor koncepcji schładzania polskiej gospodarki ubolewa nad złym stanem polskich finansów publicznych i wysoką inflacją. Martwi go zwłaszcza nietrafienie przez obecną RPP w cel inflacyjny ? na ten rok 2,5 proc. w budżecie. Załamuje również ręce nad szybkim zwiększaniem się długu publicznego Skarbu Państwa, który w jego ocenie jest niebezpiecznie wysoki. Za główny powód tych bolączek i dolegliwości naszych finansów publicznych uznaje becikowe, ulgę prorodzinną w podatkach i podwyżki dla nauczycieli. A przecież bohater tego wywiadu to nie zwykły analityk bankowy, a główny rozgrywający polskiej polityki finansowej ostatnich 20 lat, który sam przyczynił się do tych złych wyników polskich finansów publicznych.
Fiskalna skleroza Leszka B.
Przypomnijmy zatem fakty. W początkach polskiej transformacji w latach 89-90 nie mieliśmy praktycznie krajowego długu publicznego. Dług zagraniczny był niewielki, bo wynosił ok. 26 mld USD, dziś ten sam dług to ok. 250 mld USD. W latach 1999-2000, a więc w czasie rządów ministra finansów i wicepremiera Leszka Balcerowicza, dług publiczny SP wynosił 264 mld zł, rósł systematycznie i dziś zbliża się do 700 mld zł, a przecież przez ostatnie 20 lat stosowano prawie wyłącznie recepty gospodarcze i fiskalne właśnie prof. Leszka Balcerowicza. W latach 90. i na początku lat 2000, gdy był prezesem NBP i przewodniczył RPP, to właśnie ta rada prawie nigdy nie trafiała z celem inflacyjnym. Regularnie przestrzeliwała go w dół lub w górę, czasem nawet o 100 proc. Również jego naśladowcy z obecnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim na czele osiągają znakomite wyniki w zadłużaniu kraju. W 2010 r. potrzeby pożyczkowe brutto państwa polskiego wyniosą 203 mld, w 2009 r. to ok. 160 mld zł. Rządy się zmieniają, a totalna wyprzedaż majątku narodowego (w tym banków) i zadłużanie kraju (dziś ok. 700 mld zł), zadłużanie się przedsiębiorstw (ok. 250 mld zł), gospodarstw domowych (ok. 400 mld zł) trwa w najlepsze. A deficyt rośnie.
Komu bieda?
Odczuwają to obywatele kraju, który wyprzedał swój majątek narodowy w 70 proc. ? w tym tak cenne banki, instytucje ubezpieczeniowe, handel wielkopowierzchniowy, przemysł spożywczy, przemysł przetwórczy, po części nawet system emerytalny (OFE). Polska powinna zatem opływać w dostatki, a finanse być w rozkwicie. Gdzie są nasze 83 mld z prywatyzacji? Ile dziur budżetowych nimi zapchaliśmy i to jak widać nieskutecznie? Gdyby dokładnie przyjrzeć się bilansowi obrotów bieżących za ubiegłe lata, to w 2008 r. w rubryce bilans błędów i opuszczeń zauważylibyśmy odpływ ogromnych kwot z Polski za granicę. Tylko w 2008 r. 41 mld zł. To trochę więcej niż koszty becikowego. W ostatnich pięciu latach wypłynęło z Polski ponad 221 mld zł. Spójrzmy na OFE. Ten system wręcz z założenia generuje niskie wypłaty emerytur. I gigantyczne dopłaty z budżetu rzędu 25-30 mld co roku. To istny generator kosztów i pewny gwarant deficytu budżetowego, grożący za kilka lat totalnym bankructwem polskich finansów publicznych.
Intelektualne bankructwo
Leszek Balcerowicz zachwyca się nadal krajami bałtyckimi. Wcześniej stawiał je za wzór reform gospodarczych. Kraje te wprowadziły totalną prywatyzację, sztywne powiązanie waluty z euro i podatek liniowy. Balcerowicz docenia i popiera cięcia płac o 30 proc., drastyczne ograniczenie rent i emerytur, cięcia wszelkich wydatków budżetowych. Nie mówi niestety w wywiadzie, czy pochwala również drastyczne podwyżki podatków, opłat i kosztów dla przedsiębiorstw w tych właśnie krajach. Ten model gospodarczy był dobry tylko w teorii i ? co widać zwłaszcza w obliczu kryzysu ? całkowicie się nie sprawdził nawet w małych krajach. Nie ma czego tu naśladować. Polacy to nie Niemcy, są zbyt biedni, by nadal zaciskać pasa. Duże kraje Unii Europejskiej zastosowały przecież całkowicie inne instrumenty gospodarcze wychodzenia z kryzysu, które ostro krytykował Leszek Balcerowicz.
Terapia szokowa
Liberałowie proponują nam nową terapię szokową ? rezygnację z indeksacji emerytur, likwidację rent inwalidzkich, cięcia w funduszach płac sfery budżetowej, cięcie ulg podatkowych, np. rodzinnych. Ciekawe, jak w takim razie chcą utrzymać i tak spadający popyt krajowy i spożycie indywidualne. Jak utrzymają wywiązywanie się obywateli z opłat za czynsz, energię elektryczną, spłatę kredytów, opłaty za świadczenia medyczne, nie mówiąc już o skutkach społecznych tego typu przedsięwzięcia. A popyt wewnętrzny to ostatni motor wzrostu gospodarczego w Polsce.
Kłótnia w rodzinie
O ile były minister finansów Leszek Balcerowicz martwi się nieodpowiedzialnością rządzących i rosnącym długiem publicznym (w 2010 r. przekroczy 55 proc. w relacji do PKB), który tak skutecznie pompuje wyznawca jego polityki, minister Jacek Rostowski, to jednocześnie karci innego słynnego liberała, byłego premiera, obecnie prezesa Pekao SA Jana Krzysztofa Bieleckiego. Stwierdza: ?lekceważenie niebezpieczeństwa, jakim jest kwestia długu publicznego i nawoływanie do rewizji ustawy o finansach publicznych to jakby stłuc termometr, kiedy pacjent zaczyna mieć podwyższoną gorączkę?. Problem w tym, że ten pacjent o nazwie Polska już od dawna nie przechodzi lekkiego przeziębienia z podwyższoną temperaturą. Jego finanse publiczne i gospodarkę od dawna toczy rak. Potężny nowotwór, który zaaplikowano polskiej gospodarce i finansom od absurdalnych modeli gospodarczych, potężnych spekulacji na polskim rynku pieniężnym, wysokich stóp procentowych przez wiele lat czy wyprzedaży całego sektora bankowego i składników majątku narodowego, rezygnacji z wielu źródeł dochodów budżetowych czy wreszcie rozwoju dokonanego wyłącznie poprzez gigantyczne zadłużenie się.
Histeryzowanie
Były premier Jan Krzysztof Bielecki już wie, że te eksperymenty z Polską gospodarką skończą się źle, że kryzys nas poważnie dotknie. Uspokaja więc: ?nie histeryzujmy z deficytem. Inne kraje mają wyższe deficyty niż 55 proc. PKB, np. Włochy (120 proc.). Zastanawia się i słusznie, czy konstytucyjny próg 60 proc. i 55 proc. w relacji do PKB określonych w ustawie o finansach publicznych jest racjonalny i realny do utrzymania. Czy nie jest anachronizmem w dobie kryzysu. Przypomnijmy, to też było idee fix Leszka Balcerowicza. Jan Krzysztof Bielecki uważa to dziś za dogmatyzm i anachronizm oraz że trzymanie się tych zapisów oznacza brak rozsądku. Według prezesa Pekao SA zwiększenie podatków i drastyczne cięcia wydatków, czyli to z czym do czynienia mamy w Krajach Bałtyckich i na Węgrzech i co proponuje rządowi Leszek Balcerowicz, to wg Bieleckiego histeryzowanie.
Nadmuchany balon
Według niego lepiej i bezpieczniej nie dokonywać żadnych radykalnych ruchów. Należy przez to też rozumieć, że nie należny też nadmiernie i radykalnie się zadłużać, co niestety w tempie rekordowym, niespotykanym od 20 lat, czyni obecny minister finansów Jacek Rostowski. W tym roku zadłużymy się na kwotę brutto 160 mld zł, w 2010 r. na kwotę brutto 203 mld zł, czyli przez 2 lata Rostowski zadłuży Polskę na ok. 50 proc. tego, co pożyczyliśmy jako Skarb Państwa przez ostatnie 20 lat. To absolutny rekord. Wypada zgodzić się całkowicie z byłym premierem i prezesem Pekao SA Janem Krzysztofem Bieleckim, gdy mówi, że ostatni wynik PKB na poziomie 1 proc. to statystyczna ciekawostka. Można by wręcz powiedzieć więcej. Polskie PKB jedyne na plusie w Europie rozpocznie nadmuchany balon, z którego powietrze zejdzie już w końcu tego roku, bo prawdziwy kryzys czeka nas dopiero w roku 2010, a pewnie i 2011 nie będzie lepszy. Odrabianie strat będzie trwało latami.
Będą chroniczne deficyty
Za błędy popełniane w ostatnich 20 latach tzw. polskiej transformacji wcześniej czy później będzie trzeba zapłacić. Jedynym ratunkiem ma być blisko 40-mld prywatyzacja w 2 lata. Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad ma być nowym rekordzistą. Pozycja dotychczasowego ?geniusza? prywatyzacji Emila Wąsacza, ulubieńca niektórych prokuratur, podobno ma być zagrożona. Sprzedaliśmy już przecież blisko 70 proc. majątku narodowego z bankami na czele, a długi są coraz większe. Dług publiczny Skarbu Państwa to dziś blisko 700 mld zł, dług gospodarstw domowych to 400 mld zł, przedsiębiorstw tylko w bankach 250 mld zł. Długi samych banków to 160 mld zł, długi na kartach kredytowych to 15 mld zł. Około 200 mld zł to kredyty hipoteczne. Kredytów konsumpcyjnych wzięliśmy już za ponad 100 mld zł. Miesięcznie zadłużenie Polaków przyrasta o 170 mln zł. Końca tej spirali nie widać. Deficyt rośnie z roku na rok. Z 27 mld w tym roku wzrośnie do 52 mld w 2010 r. W rzeczywistości ten deficyt pewnie wyniesie około 90-100 mld zł, bo minister finansów zapomniał o deficycie środków pochodzących z UE na kwotę ok. 15 mld zł oraz 25 mld zł dopłat do OFE. To już daje 90 mld zł. W 2010 r. deficyty będą nam towarzyszyć permanentnie w latach 2010-2012, bo co roku z powodu fatalnej i bardzo kosztownej reformy emerytalne OFE będzie trzeba z budżetu dopłacać rok rocznie do prywatnych OFE 30 mld zł. I tak w przyszłym roku ZUS-owi zabraknie ponad 54 mld zł. Na koniec 2009 r. FUS będzie zadłużony w bankach na 4,1 mld zł. Deficyt 54 mld ZUS-u będzie trzeba wypełnić dotacjami, kredytami i środkami odebranymi młodym Polakom z Funduszu Rezerwy Demograficznej w wysokości 7,5 mld zł. W 2010 r. z budżetu, więc w formie dotacji do ZUS, popłynie 37,9 mld zł. Blisko 25 mld trafi do OFE, a i tak zabraknie na wypłatę świadczeń i znów ZUS będzie musiał pożyczać w bankach. Widać wyraźnie, że ten system emerytur nie działa, jest szkodliwy i niesłychanie kosztowny.
Kto jest radykałem
Będziemy też spłacać coraz wyższe koszty zadłużenia zagranicznego ? około 30 mld zł co roku. Z pewnością też nie wzrosną w 2010 realne dochody z VAT-u o 8 proc., jak planuje rząd, oraz z PIT-u o 8,5 proc. Spadną też z pewnością i to znacząco dochody z PIT-u, bo maleją płace, rośnie bezrobocie, spadną dochody z akcyzy, bo Polacy piją nawet mniej piwa. Europa i świat wprowadziły pakiety stymulacyjne, my chwalimy się cnotą nic nie robienia. Ciarki przechodzą po plecach, gdy minister finansów twierdzi, że polski premier jest bardziej od niego radykalny w oszczędnościach.
Janusz Szewczak – autor jest analitykiem gospodarczym dla www.GazetaFinansowa.pl