W nadchodzącym roku polska gospodarka będzie rozwijała się wolniej. Analitycy i banki inwestycyjne prześcigają się w prognozach wzrostu, poczynając od 0,5 proc. wzrostu PKB. Tak czarny scenariusz jest mało prawdopodobny. Niemniej jednak sytuacja wzrostu gospodarczego, a co za tym idzie budżetu, może być trudna. Rodzi się pokusa, by zwiększyć deficyt, wstrzykując tym samym dodatkowe środki pieniężne w gospodarkę. Pomysł, w obliczu globalnego kryzysu, nie jest zły, ale można pokusić się o wskazanie innych rozwiązań, które mogą odnieść podobny skutek pobudzający.
Deficyt a stopy
Jest kilka makroekonomicznych skutków zwiększania wydatków budżetowych ponad dochody. Po pierwsze zwiększa to presję na wzrost stóp procentowych ? skoro państwo zwiększy ilość emitowanych papierów wartościowych, będzie je musiało wyżej oprocentować. A to właśnie rentowność obligacji Skarbu Państwa jest traktowana jako punkt odniesienia dla innych papierów wartościowych. To oznacza, że zwiększenie oprocentowania państwowych obligacji, przełoży się automatycznie na wzrost oprocentowania papierów wartościowych sektora prywatnego. Zwiększenie poziomu stóp procentowych ma działanie jeszcze bardziej spowalniające gospodarkę. Kredyt staje się coraz droższy, a co za tym idzie mniej dostępny. A to bynajmniej nie przysłuży się do pobudzenia gospodarki. Co więcej, rosną koszty obsługi długu publicznego, ze względu na wzrost jego oprocentowania.
Państwo wypycha
Teoria ekonomii wskazuje, że kolejnym poważnym skutkiem zwiększania deficytu budżetowego może być również tzw. efekt wypierania (crowding-out effect), który oznacza, że zwiększenie stopnia fiskalizmu, czyli ? prościej mówiąc ? partycypacji państwa w gospodarce, może prowadzić do stopniowego wypieranie sfery prywatnej. Rządy państwowe bowiem, poza niechlubnymi wyjątkami (vide casus: Islandia), są najbardziej wiarygodnymi pożyczkobiorcami. Inwestorzy będą zatem woleli zakupić bezpieczne papiery wartościowe Skarbu Państwa, niż ryzykować, inwestując w rozwój przedsiębiorstw. Zwłaszcza w czasach kryzysu. Skutkiem tego będzie dalsze zmniejszenie aktywności gospodarczej sfery prywatnej, co jeszcze bardziej pogorszy sytuację.
Trzymać fason
Należy również pamiętać, że inwestorzy postrzegają Polskę już jako kandydata do strefy euro. To oznacza, że pokusy zwiększania deficytu w gorszych czasach są sygnałem, że nie mamy na tyle sił i determinacji, by utrzymać dyscyplinę fiskalną. Niestety, dla ministrów finansów, rynki finansowe i inwestorzy mają bardzo dobrą pamięć. Skoro w razie jakichkolwiek problemów sięgamy po dopalacz w postaci dodatkowego zastrzyku gotówki do obiegu gospodarczego, to może nam również zabraknąć walecznego animuszu w czasie naszej dwuletniej bytności w systemie testowania stabilności kursów walutowych ERM II. A taka przygoda może się zakończyć w bardzo nieprzyjemny sposób dla banku centralnego, który będzie musiał bronić kursu przed spekulantami mającymi w żywej pamięci niegdysiejsze popuszczanie fiskalnego pasa.
Gdzie alternatywa?
Należy się więc zastanowić, gdzie upatrywać alternatyw dla pokusy zwiększania deficytu budżetowego. Odpowiedź nie jest prosta, ale istnieje potencjalne źródło ? zwiększenie absorpcji środków z funduszy europejskich. Do tej pory ich wykorzystanie prezentuje się bardzo słabo. Co więcej, na skutek deprecjacji złotego wartość nominalna dotacji rośnie. Jest więc tu pole do zwiększania popytu inwestycyjnego, bez łamania jednocześnie samej dyscypliny budżetowej.
Amerykanom się nie udało
Zwolennicy zwiększania deficytu budżetowego mogą przywołać przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie samo wdrożenie planu Paulsona zwiększy deficyt budżetowy z 0,6 bln do 1,35 bln dol., czyli ok. 10 proc. amerykańskiego PKB. Jak na standardy europejskie jest to wielkość horrendalna. Kryteria z Maastricht zalecają utrzymywanie tej relacji poniżej 3 proc. Różnica między nami, a USA jest jednak zasadnicza. Stany Zjednoczone będą walczyły z recesją i skutkami kryzysu, który teraz pustoszy sferę realną ich gospodarki, zaś w Polsce będziemy mieli do czynienia z wolniejszym, ale zawsze wzrostem, gospodarczym. Poza tym rynki łatwiej wybaczą powiększanie deficytu największej gospodarce narodowej świata, niż jednej z większych w Europie. W ekonomii też sprawdza się przysłowie ? co wolno wojewodzie…
autor: Paweł Wieprzowski www.GazetaFinansowa.pl
Przejdź do spisu treści 700 artykułów zamieszczonych na portalu ,
Przejdź na bloga portalu