Posadami rządu wstrząsnęła wiadomość o rezygnacji prezesa Pekao S.A. J. K. Bieleckiego z funkcji prezesa banku. Czołowi politycy PO obawiają się nowego rozdania na szczytach władzy w początkach przyszłego roku. Nie jest wykluczone, że J. K. Bielecki może zostać co najmniej wicepremierem i ministrem finansów, a po rezygnacji z funkcji premiera D. Tuska również premierem.
Niewątpliwie rezygnacja prezesa Pekao S.A. J. K. Bieleckiego zaszkodzi mocno samemu bankowi. Przyszłe władze banku z pewnością zmarginalizują i tak już niezbyt silną pozycję i rolę polskiego managementu w Pekao S.A. Centrum decyzyjne już dawno przeniesiono do Mediolanu. Być może 15 grudnia zapadną kluczowe decyzje, które ustalą nową strategię dotyczącą reorganizacji zarządzania bankiem, polegającą na wyprowadzeniu wszelkich istotnych decyzji w kwestii strategii, jak i raportowania sprawozdawczości banku poza granice Polski. Następca J. K. Bieleckiego najprawdopodobniej zmieni nazwę i logo banku. Pożegnamy się z sympatycznym żubrem, który sam w sobie jest przecież istotną wartością. Zobaczymy na frontonach oddziałów Pekao S.A. niezbyt estetyczną czerwoną ?1?. Mimo, że zysk Pekao S.A. za ostatnie trzy kwartały był mniejszy aż o 40 proc. niż w tym samym okresie w roku 2008, to IV kw. nie zapowiada się lepiej. Spadły przychody z prowizji i odsetek. W ostatnim tygodniu akcje Pekao S.A. na GPW spadły o ponad 7 proc. Spada wartość aktywów ze 132 mld zł w roku ubiegłym do 124 mld zł w tym roku. Włoska grupa UniCredit ? pomimo olbrzymiej presji m.in. na fuzję w BPH w związku z czym specjalnie zmieniono ustawę i prawo bankowe, która i tak nie przyniosła żadnych szczególnie pozytywnych efektów, nie mówiąc o kłopotach klientów łączących się banków ? sama na rynku europejskim i włoskim miała w 2009 r. ogromne kłopoty. Poważne problemy UniCredit dotyczyły zarówno dekapitalizowania podatków, jak i ? o czym wiele się mówi ? podejrzeń prania brudnych pieniędzy poprzez konta w bankach watykańskich. Właściciel Pekao S.A. UniCredit w ostatnich miesiącach i latach coraz mocniej angażował się w ryzykowne inwestycje finansowe i toksyczne aktywa, niż w tradycyjne formy działalności bankowej Pekao S.A.; bardziej skupiał się na szybkim mnożeniu zysków niż na poszerzaniu bazy klientów. Jednocześnie wysunął się prawie na czoło najdroższych banków działających w Polsce, gdy idzie o ceny usług, jak i o nikłość oprocentowania lokat. W ostatnim roku Pekao S.A. praktycznie nie zwiększyło liczby prowadzonych kont bankowych. Poważne wątpliwości ekspertów i znawców rynku bankowego budzą również pozycje odpisów i rezerw, które utworzył Pekao S.A. Wielu uznaje je za zdecydowanie zaniżone. Niezbyt jasna wydaje się sytuacja z zagranicznymi bankami ? córkami UniCredit i ich stratami głównie na Ukrainie, w Rumunii oraz na dawnym obszarze ZSRR. Nie wiadomo, czy UniCredit nie poniesie również poważnych strat w związku z kłopotami banku w rejonie Zatoki Perskiej, a zwłaszcza w Dubaju, gdzie intensywne działania prowadził angielski bank Barclays, z którym UniCredit współpracował. Sam UniCredit jest oskarżany przez swych krytyków o przeprowadzanie bardzo ryzykownych transakcji i operacji na rynku międzybankowym oraz rozliczanie tych transakcji w rajach podatkowych za pośrednictwem właśnie banku Barclays. UniCredit pożyczyło dotychczas od EBC 4,5 mld euro i około 4,5 mld euro od Amerykanów. Chciałoby otrzymać dalsze wsparcie również od rządu włoskiego, a być może i od Austriaków. Nie wiadomo więc, czy dziś bardziej Pekao S.A. jest potrzebne UniCredit czy też odwrotnie UniCredit potrzebuje Pekao S.A., który podobno dobrze przebrnął przez kryzys, choć prawdziwy sprawdzian dla banków działających w Polsce przyjdzie dopiero w 2010 r. Pekao S.A. udzielił kredytów korporacyjnych na wielką skalę: w zeszłym roku około 60 mld zł, obecnie 52,7 mld zł. Wiele różnych koncernów, działających w Polsce, będzie miało ogromne kłopoty z terminową spłatą swoich zobowiązań w 2010 r. i w 2011 r.
Banki ukrywają straty
Według słów szefa MFW D. Strauss-Kahna nie ma żadnych złudzeń ? czeka nas gigantyczny kryzys, bo banki chowają przed nami swe prawdziwe straty. ?To co już wiemy o problemach finansowych to dopiero początek góry lodowej? ? powiedział Strauss-Kahn. Dotyczy to banków europejskich w tym niemieckich, brytyjskich, greckich, włoskich, irlandzkich, a więc w dużej mierze właścicieli banków działających w Polsce. To właśnie rok 2010 r. będzie prawdziwym sprawdzianem, oby nie był on zabójczy dla niektórych banków działających w Polsce. Bowiem banki te dopiero zaczynają mieć kłopoty. Udział należności zagrożonych w całym portfelu kredytu zbliża się do 7 proc., wskaźnik kredytów nieregularnych już do 11 proc. Bardzo szybko rośnie odsetek złych kredytów, kredytów zagrożonych, kredytów wątpliwych i kredytów poniżej standardów. Klienci, którzy brali tzw. ?szybkie kredyty? nie oddają bankom co czwartej złotówki. Co dwudziesty pożyczony przez polskie gospodarstwa domowe złoty nie wraca do banku, a ich liczba rośnie z miesiąca na miesiąc. Wartość tych wszystkich złych długów to już kwota około 45 mld zł, z czego 21 mld zł to długi gospodarstw domowych, a 24,5 mld zł to długi firm. Wartość owych złych długów przyrasta miesięcznie o około 1 mld zł. Od I do X 2009 r. wartość kredytów dla firm spadła z 216 mld zł do 214 mld zł. W tym samym okresie roku 2008 wartość ta wzrosła aż o 40 mld zł. W 2009 r., jak widać, spadła o 2 mld zł. Polskie firmy nie oddają bankom już co dziesiątej pożyczonej złotówki, a będzie coraz gorzej, bo kurek z kredytami nadal jest zakręcony mimo blisko 40-45 mld zł nadpłynności banków. Banki muszą zwiększać skalę koniecznych rezerw i zapisów, bo wymuszają to na nich zarówno Bazylea II, jak i przyrost zagrożonych lub wręcz utraconych należności. Niektóre z działających w Polsce banków wyraźnie nie doszacowują koniecznych rezerw i odpisów. Stosując różne sztuczki księgowe, próbują lawirować. W pierwszych III kwartałach 2009 r. banki w Polsce musiały zawiązać już około 8,5 mld zł rezerw. W tym czasie zysk netto sektora bankowego wyniósł zaledwie niewiele ponad 7 mld zł. Do końca IV kwartału banki będą musiały odpisać jeszcze co najmniej 3-4 mld zł. Jak widać rezerwy zjedzą zyski. Rezerwy pochłonęły już blisko 25 proc. całego wyniku działalności bankowej w 2009 r.; w 2008 r. w tym samym okresie było to zaledwie 7 proc. Znacząco rośnie więc ryzyko w sektorze bankowym w Polsce. Według agencji ?Standard & Poor?s? dwie główne przyczyny to szybki przyrost złych kredytów oraz wysoki udział kredytów w walutach obcych. Ostatnio dochodzi i trzeci powód: utrata pracy przez kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyty gotówkowe, konsumpcyjne i ratalne. Niektórzy zaciągnęli ich po kilka, a nawet kilkanaście jednocześnie. Nie warto wierzyć w zapewnienia zagranicznych banków inwestycyjnych takich, jak Goldmann Sachs, HSBC czy BOA, że czeka nas przez cały 2009 r. jedynie systematyczny wzrost wartości złotego. Może nas spotkać dokładnie to samo co w ubiegłym roku ? znaczny spadek wartości zlotego w 2010 r. Być może, że ponownie ujrzymy od dawna niewidziane poziomy powyżej 4,7 zł za euro. Dziś 50 proc. Polaków żyje na kredyt, długi gospodarstw domowych to już około 400 mld zł. Około 15 mld zł to długi na kartach kredytowych, dług publiczny Skarbu Państwa zbliża się w błyskawicznym tempie do kwoty 700 mld zł. Na kwotę 160 mld zł zadłużone są same banki działające w Polsce. 10 mld zł zadłużenia mają szpitale, koleje itd.
Bankowe tarapaty przed nami
Wbrew szumnym zapowiedziom banki komercyjne, w przeciwieństwie do tępionych przez obecne władze SKOK-ów, ponoszą poważne straty. Prawdziwy kryzys dopiero nas czeka. Wiele z nich jest już w poważnych tarapatach, zarówno z powodu strat ich zagranicznych właścicieli, jak i własnych błędów głównie w sferze ryzyka kredytowego. Być może w 2010 r. znajdą się one na listach transferowych, a tym samym zostaną wystawione na sprzedaż lub przejęcie. Na pierwszy ogień mogą pójść BZW BK, Kredyt Bank, Millennium czy BRE Bank, ale niespodzianek nawet większego kalibru może być więcej. Ciekawe, co wtedy zrobi polski KNF, który dziś nie zgadza się na powołanie nowego całkowicie polskiego banku przez SKOK-i, które z kryzysem radzą sobie wyśmienicie. Banki te albo pójdą pod młotek, albo zostaną dokapitalizowane przez spółki matki, co będzie bardzo trudne, albo zostaną dokapitalizowane przez międzynarodowe instytucje finansowe takie, jak MFW, EBI czy EBOR, albo będą musiały same wyemitować nowe akcje na miliardy złotych. Millenium Bank już zapowiedział nową emisję na co najmniej 1 mld zł. Wyraźne pogorszenie jakości portfela banków komercyjnych to nie tylko efekt kryzysu, ale i ewidentnych błędów popełnionych przez zarządzających i osoby odpowiedzialne za ryzyko kredytowe. Jeśli jeden bank i to nie największy potrafił udzielić sam aż 13 mld zł kredytów deweloperom, którzy dzisiaj są w stanie miesięcznie sprzedać 100 czy 200 mieszkań, a kryzys na rynku mieszkaniowym zapowiada się na ładnych parę lat, to ciekawe kiedy ten bank doczeka się spłaty tej góry zobowiązań od deweloperów. Rezultaty banków komercyjnych w Polsce będą średnio 50-60 proc. gorsze w 2009 r. niż w 2008 r. Rok 2010 może być jeszcze gorszy dla banków komercyjnych. To stworzy realne szanse konkurencyjne dla polskich SKOK-ów i to pomimo kłód rzucanych im pod nogi przez naszego ustawodawcę. W wariancie pesymistycznym odsetek zagrożonych kredytów konsumpcyjnych sięgnie pod koniec 2010 r. około 16-17 proc. i będzie zbliżony do tego z czasów kryzysu w 2001 r. W 2010 r. dynamika przyrostu kredytów dla klientów indywidualnych, jak i przedsiębiorstw raczej nie będzie się zwiększać. Banki prędzej podniosą prowizję, marżę i opłaty, tym bardziej, że polscy przedsiębiorcy, gdy nie muszą, to niechętnie się zadłużają. Nie zanosi się na wyraźną poprawę wyników firm, tym bardziej, że wiele z nich coraz częściej podrasowuje wyniki. W październiku 2010 r. portfel kredytów dla przedsiębiorstw zmalał o około 15 mld zł w porównaniu z październikiem 2008 r. Dziś banki zarabiają nie tyle na samych kredytach, ale znacznie więcej na sprzedawanych ubezpieczeniach, prowizjach, kredytowych opłatach za prowadzenie rachunku itd. Od początku roku to już kwota około 7,8 mld zł. Dziś wartość kredytów stanowi około 116?120 proc. środków pozyskanych z depozytów. A depozyty ludności przestały rosnąć. Credit crunch dopiero nas czeka w 2010 r.
W kasie państwa widać dno
Polski budżet trzeszczy w szwach, w państwowej, jak i w samorządowej kasie widać coraz wyraźniej dno ? pieniędzy brakuje na wszystko, a zamiatanie pod dywan, kreatywna księgowość kwitną w najlepsze. 27-mld deficyt budżetowy zrealizowaliśmy już z końcem listopada, a to właśnie w ostatnich miesiącach roku resorty realizują znaczną część swoich wydatków. Trudno będzie powtórzyć rolowanie faktur na przyszły rok. Brakuje pieniędzy w budżetach samorządów, gmin, powiatów i wielkich miast, brakuje ich w PUP na składki dla bezrobotnych wpłacane do ZUS i NFZ, brakuje na świadczenia rodzinne, odprawy emerytalne, zasiłki, pomoc socjalną, świadczenia z funduszu alimentacyjnego. Huragan Vincent nabiera więc siły. Pieniędzy brakuje prawie na wszystko ? nawet na akcję ?Szklanka mleka? dla polskich dzieci. Rozpaczliwa prowizorka w finansach publicznych trwa w najlepsze ? pożyczamy na potęgę w bankach zagranicznych, sprzedając obligacje często nominowane w walutach. Brakuje około 5,5 mld zł w ZUS-ie, brakuje pieniędzy na obsługę zadłużenia zagranicznego w budżecie państwa. Z pewnością w grudniu przekroczymy limit tej pozycji, tj. kwotę 6,18 mld zł. Również obsługa wewnętrznego zadłużenia kraju przez budżet zbliża się do maksymalnej granicy ? pozostał niewielki margines 2 mld zł, a minister finansów musi jeszcze wykupić bony za około 7 mld zł. Mimo wypchnięcia poza budżet rekordowej kwoty ok. 20-25 mld zł przyszłość dla polskich finansów rysuje się w czarnych barwach. Realny deficyt budżetowy w 2010 r. wyniesie nie zapisane w budżecie 52 mld zł, ale w granicach około 90-100 mld zł.
W finansach publicznych zanosi się na katastrofę
Te zagrożenia są coraz bardziej widoczne. Rynki kapitałowe i agencje raitingowe już dostrzegają te niebezpieczeństwa. Wyrazem tego są znacząco rosnące koszty ubezpieczenia polskiego długu, niebagatelnego, bo zbliżającego się do kwoty 700 mld zł. Chodzi o tzw. instrument pochodny CDS. Opłata ta tylko od 15 X do 25 X br. wzrosła ze 109 do 126 punktów bazowych, CDS-y są bardzo dobrym barometrem ryzyka dla danego kraju ? dłużnika. Jeśli gwałtownie rosną oznacza to, że wiarygodność naszych finansów publicznych na globalnych rynkach finansowych ?leci na łeb na szyję?. Zagraniczne rynki będą dalej pożyczać, ale i podnosić wycenę ryzyka niewypłacalności Polski, zauważając pogarszającą się kondycję polskich finansów publicznych, rosnący wzrost zadłużenia, ryzyko sektora bankowego, gigantyczne potrzeby pożyczkowe brutto w 2010 r., opiewające na 203 mld zł. W tym roku minister finansów ?zaszalał? tylko na 160 mld zł. Niepokoić mogą coraz to nowe metody zaklinania rzeczywistości kreatywnej księgowości, stosowanej przez MF. Po próbach zmniejszenia części składki odprowadzanej do OFE z 7,3 proc. do 3 proc., przerzucenia blisko 25 mld zł wydatków budżetowych na drogi do KFD, rozważa się teraz nowe metody liczenia zadłużenia kraju ? takiego liczenia, żeby wyglądało ono na znacznie mniejsze od rzeczywistego; żeby przynajmniej formalnie nie przekroczyć 55-proc. relacji długu publicznego do PKB. Przymierzamy się obecnie do liczenia netto dotacji do OFE tak, by zaoszczędzić 13 mld zł, za którą to kwotę można by wyemitować kolejne obligacje. Oznacza to, że dla naszej opinii publicznej dług byłby liczony po nowemu ? netto, a dla KE podawalibyśmy prawdziwe, wyższe zadłużenie. Wydaje się, że przekroczenie 55-proc. progu czy nawet zbliżenie się do konstytucyjnego 60-proc. progu relacji długu do PKB jest nieuniknione przy tej skali i szybkości zaciągania nowych długów oraz kontynuowania bardzo kosztownej reformy OFE w tym kształcie (25-30 mld zł rocznie dopłaty z budżetu).
Czekają nas podwyżki wszystkiego
To oznacza, że w 2010 r. nie unikniemy podniesienia podatków, opłat i znacznej podwyżki cen żywności, energii, paliw, gazu, wody, wywozu śmieci czy podatków lokalnych, wzrosną ceny składek polis komunikacyjnych, nie wykluczone, że powrócimy z początkiem 2011 r. do trzech stawek PIT i powszechnej 22-proc. składki VAT. Już dziś blisko połowie Polaków nie wystarcza środków na życie do pierwszego. Aż 86 proc. ma już problemy finansowe ? na razie sporadycznie, ale aż 46 proc. ma te problemy zawsze lub często. Blisko 70 proc. Polaków miałoby problem, gdyby nagle musiało wyasygnować kwotę równowartości zaledwie 1 tys. euro na niespodziewane wydatki. Według rankingu ?Genworth Financial? blisko 11 proc. wierzy w poprawę swojej sytuacji finansowej. Pogorszenie sytuacji przewiduje 27 proc. Polaków. Jesteśmy w tej niechlubnej statystyce na drugim miejscu w Europie po Irlandii. Rząd chce, by pensje w państwowych firmach w 2010 r. mogły rosnąć tylko o 1 proc., czyli o zaplanowany poziom inflacji. Będzie chyba zdecydowanie gorzej, bo inflacja będzie wyższa niż 1 proc. Jednocześnie jesteśmy dziś absolutnym liderem pod względem wzrostu wydajności pracy, a wzrost tej wydajności oznacza większe bezrobocie. W warunkach gwałtownie pogarszającej się koniunktury, wzrostu niepewności, ryzyka utraty pracy, skłonność Polaków do wydawania pieniędzy zwłaszcza na artykuły konsumpcyjne, czyli artykuły drugiej potrzeby, przy rosnących kosztach utrzymania mieszkania, samochodu, opłat lokalnych, wzrostu cen energii, żywności czy kłopotów ze spłatą kredytu wydaje się, że potrzeby zakupowe muszą maleć. Dynamika konsumpcji prywatnej radykalnie spadła już w I-II kwartale tego roku do 3,4 proc., w III kwartale do 2,1 proc., prawdopodobnie spadnie także w IV kwartale. W 2010 r. dynamika konsumpcji w wariancie optymistycznym może się skurczyć do 1,5 proc., a w pesymistycznym będzie w granicach 0 proc. Wydaje się, że nawet J.K. Bielecki nie będzie w stanie szybko oczyścić tej stajni Augiasza, choć niewątpliwie ktoś będzie musiał posprzątać po huraganie Vincent. Tylko gdzie ten Herkules? Czy ma nim być właśnie J. K. Bielecki?
autor: Janusz Szewczak autor jest analitykiem gospodarczym dla www.GazetaFinansowa.pl