Warto zawsze przyglądać się pieniądzom wyjmowanym z bankomatu. Może okazać się bowiem, że zwykły banknot o nominale 100 zł może być wart nawet 500?700 zł. Czy niepozorny papierek o nominale 5 złotych może być wart ponad 10 tys. zł?
Tak, jeśli jest to pięciozłotówka z nieco karykaturalnym wizerunkiem ks. Józefa Poniatowskiego wydana 28 lutego 1919 roku, w idealnym stanie zachowania, nienosząca najmniejszych śladów pozostawania w normalnym obiegu. Posiadająca ponadto rzadko spotykane oznaczenie zawierające liczbę trzycyfrową. Inwestowanie w stare banknoty może być opłacalne z kilku powodów. Najważniejszym jest bardzo ograniczona podaż. Z samej swojej natury ich produkcja podlegała i podlega bardzo ścisłej reglamentacji. Przez lata większość nakładów została skierowana do obiegu, co sprawiło, że w dobrych stanach zachowania znajdują się obecnie nieliczne sztuki. Jest bardzo niewielkie prawdopodobieństwo, choć wykluczyć tego nie można, że w najbliższych latach zostanie odkryte obfite źródło, które mogłoby zachwiać rynkiem. W dodatku te najbardziej poszukiwane skupowane są natychmiast przez zapalonych kolekcjonerów, których zamiarem nie jest pozbycie się ich w dającej się przewidzieć przyszłości. Inwestycja taka ma jednak także swoje wady. Od nich zacznijmy.
Przedmioty w czasie
Mimo odbywających się w zasadzie non stop transakcji poprzez internetowe portale aukcyjne (przede wszystkim Allegro), nie jest to rynek głęboki, który zapewnia jego uczestnikom szczególnie wysoką płynność. Trudno wyobrazić sobie inwestycję wartą na przykład kilka mln zł. Oczywiście nie jest to wykluczone, ale z uwagi na niską dostępność najbardziej poszukiwanych numizmatów budowanie jej zajęłoby lata i powinno raczej odbywać się na aukcjach stacjonarnych, organizowanych przez domy aukcyjne (na przykład Gdyński Dom Aukcyjny, Warszawskie Centrum Numizmatyczne). Choćby dlatego, że bardzo rzadko na rynek wymiany internetowej wypływają banknoty o wartości wyższej niż 5?10 tys. zł. W przypadku większych kolekcji pojawia się dodatkowo problem z ich właściwym przechowywaniem.
Papierowe numizmaty nie mogą być przechowywane gdzie bądź. Abstrahując już od tego, że łatwo mogą paść łupem złodzieja, papier wartościowy, na którym zostały wykonane jest szczególnie delikatnym nośnikiem informacji. Zabójcza dla niego jest przede wszystkim wilgoć. Jeśli nie zapewni mu się właściwych warunków przechowywania, zostanie dotknięty chorobą, a wtedy jego wartość dramatycznie spadnie. Podczas kolekcjonowania banknotów bardziej niż w przypadku innych cennych przedmiotów (np. złota) liczy się umiejętność przeniesienia przedmiotu w czasie. Wreszcie, last but not least, banknot banknotowi nie równy.
Aby inwestować w zabytkowy lub unikalny pieniądz papierowy, należy dysponować przynajmniej podstawową wiedzą. Kolekcjonowanie banknotów niewiele pod tym względem różni się od zbierania sztuki. Trzeba wiedzieć, jakie serie są rzadko spotykane, a więc unikalne, jak ocenić stan zachowania przedmiotu, w przypadku których numizmatów nawet egzemplarze zachowane w słabym stanie są skarbem, a kiedy to zwykła makulatura.
Nie tylko inwestycja
Jeżeli opierać się tylko na historycznych danych, można stwierdzić z pełną odpowiedzialnością: trudno znaleźć banknoty, przede wszystkim te w najlepszych stanach zachowania, które w ostatnich latach nie zyskały na wartości. Zysk jest jednym, może nie najważniejszym, ale z pewnością istotnym, elementem budowania kolekcji numizmatycznej. Taka pasja musi się opłacać. Oczywiście jeśli ktoś dysponuje nadwyżkami gotówki (co w ostatnich czasach zdarza się przyznajmy dość rzadko) może sobie pozwolić na inwestowanie bądź dotowanie pasji. Jednak jest niemal pewne, że kolekcja prowadzona w tak rozrzutny sposób dość szybko straci wiele ze swojego uroku i zostanie porzucona. Z drugiej jednak strony trudno sobie wyobrazić osobę, która inwestuje w banknoty wyłącznie z chęci zysku. Budując kolekcję wyłącznie według tego kryterium, dużo łatwiej popełnić błędy, które w ogólnym rozrachunku zagrożą opłacalności inwestycji. Dlatego kupowanie zabytkowych banknotów nie dla każdego będzie dobrą inwestycją. Osobie, która ma obojętny stosunek do numizmatów i potraktuje je jak nieco inny rodzaj akcji lub obligacji, trudno będzie osiągnąć przyzwoite zyski zapewniające płynność. Przyjmując jednak, że warunek wstępny zostanie w jakimś stopniu spełniony, spróbujmy sformułować kilka podstawowych wskazówek bardzo przydatnych podczas budowania kolekcji.
Skala doskonałości
W rozpoznaniu stanu banknotu numizmatycy kierują się najczęściej oznaczeniami opracowanymi przez amerykańską organizację IBNS (International Bank Note Society). Pierwszym i najbardziej poszukiwanym jest stan UNC (od ang. uncirculated), inaczej zwany staniem bankowym, nieobiegowym. To papier, który nigdy nie był w obiegu. Zaraz po zejściu z maszyny drukarskiej został odłożony w bezpiecznym miejscu i w doskonałych warunkach przechowywany do dnia dzisiejszego. Nie posiada żadnych wad i śladów użytkowania, takich jak zagięcia, załamania, naddarcia, przetarcia itp. Rogi ma naturalnie ostre. Dzięki doskonałym warunkom, w jakich walczył z czasem, nie został dotknięty przez chorobę (na przykład nie rozwinęły się na jego powierzchni zarodniki grzybów w postaci rdzawych plamek). Czasem jako odmiany tego stanu wyróżnia się Crisp UNC, określający banknot znajdujący się w absolutnie idealnym stanie, któremu niczego nie można zarzucić, UNC (stan niemal idealny, którego od ideału odróżniają jedynie nieco zaokrąglone rogi) oraz stan AU (about UNC), nieobiegowy, ale posiadający jedną, niewielką wadę w postaci zagięcia, śladu po pierwszym liczeniu. W tym stanie dopuszczalna jest tylko jedna tego typu wada. Druga przenosi już egzemplarz do stanu niższego.
Kolejne stany zachowania banknotów (w sumie jest ich siedem) odzwierciedlają coraz więcej dopuszczalnych wad. W stanie drugim (XF/EF, ekstremalnie ładny) zwanym także pięknym, dopuszczalne są już trzy lekkie zagięcia bądź jedno głębokie załamanie (na przykład po silnym zagięciu banknotu na pół). Banknot może mieć lekkie zabrudzenia na krawędziach, ale pole główne banknotu musi pozostawać lśniące i czyste. Na rogach mogą znajdować się lekkie ślady użycia.
Trzeci stan (VF, bardzo ładny) odzwierciedla banknot będący już w normalnym obiegu, choć znajdował się z nim stosunkowo krótko. Może posiadać załamania, nie więcej jednak niż dwa. W tym stanie dopuszczalne są minimalne przybrudzenie krawędzi. Rogi nie muszą być ostre, ale nie mogą być też jeszcze zupełnie zaokrąglone. Rozerwania na polu głównym są niedopuszczalne. Dopuszczalne są natomiast małe naddarcia na niezadrukowanym polu otaczającym rysunek. Kolejne stany zachowania dopuszczają kolejne wady. W najgorszym, siódmym stanie (P od ang. Poor ? słaby), określanym inaczej jako zły, banknot jest bardzo zniszczony, częściowo nieczytelny. Fragmenty, zwłaszcza przy rogach, ma oderwany. Jest posklejany, z dużymi ubytkami papieru i dziurami. Nawet najrzadziej występujące banknoty w tym stanie rzadko włączane są do kolekcji. Najcenniejsze egzemplarze trafiają czasem do renowacji, która ? jeśli robiona jest fachowo ? jest w stanie podnieść nieco stan zachowania.
Cena ideału
Na banknotach zachowanych w idealnym stanie (UNC) raczej trudno stracić. Chyba że na rynek trafi ? co zdarza się rzadko ? dużo banknotów z odkrytego właśnie, nieznanego wcześniej źródła. Oczywiście są mniej i bardziej pospolite numizmaty. Każdego roku jest ich coraz mniej, a liczba kolekcjonerów wolno bo wolno, ale jednak wzrasta. Zyskują zatem nawet pospolite egzemplarze, takie jak choćby zaprojektowany przez Leonarda Sowińskiego i wyemitowany podczas okupacji niemieckiej banknot 10 zł pochodzący z wiedeńskiej drukarni Giesecke & Devrient. Numizmat ten dla kolekcjonerów nie przedstawia dużej wartości nawet w stanie Crisp UNC. Mimo to co roku banknot ten jest o kilka zł droższy. W 2005 roku w stanie UNC (serie L., M. i N.) wyceniany był na 30 zł.
Obecnie jest o 5?10 zł droższy (zyskał więc ok. 15?20 proc.). Inwestycja w ten numizmat (np. poprzez kupno paczki bankowej zawierającej 100 egzemplarzy) jest jednak stosunkowo ryzykowna. Chociaż na rynku kolekcjonerskim znajduje się i tak duża ich ilość, niektóre sprzedawane są nawet jako oprawione w ramkę pamiątki, nie można wykluczyć odkrycia w przyszłości nowego, dużego źródła tych pieniędzy. Nie wszystkie sejfy z okresu drugiej wojny światowej zostały bowiem otwarte. To z pewnością zaowocowałoby spadkiem ceny na rynku kolekcjonerskim. Rzadkie numizmaty dużo szybciej zyskują na wartości.
Weźmy uważany za jeden z najpiękniejszych banknotów 20-lecia międzywojennego, wydrukowany w drukarni Waterlow and Sons Ltd. w Londynie według projektu nieznanego autora, nominał tysiąca złotych, z datą 28 lutego 1919 roku. Pieniądz ten ? prawdopodobnie z powodu zbyt wysokiej wartości nominalnej ? nigdy nie został wprowadzony do obiegu. W dodatku podczas transportu morskiego w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach zaginęło 4 tys. sztuk o ogromnej, jak na owe czasy, wartości czterech mln zł. Pewna ilość banknotów wypłynęła podczas wojny obronnej 1939 roku. Były rozdawane żołnierzom Września jako żołd. W idealnym stanie do dnia dzisiejszego ocalało jedynie kilkanaście, kilkadziesiąt sztuk. Idealne egzemplarze dzisiaj stosunkowo trudno spotkać. Cztery lata temu wyceniane były na 2,5 tys. zł. Obecnie ich cena przekracza 3,5 tys. zł, co znaczy, że zyskały ok. 40 proc. wartości. Cena zapewne byłaby dużo wyższa, gdyby w ostatnich latach nie ujawniło się źródło (poza granicami Polski), z którego wypłynęło na rynek kilkanaście sztuk zachowanych w dość dobrym stanie tego typu banknotów.
Dużo większe zyski przyniosła inwestycja w niepozorny, by nie powiedzieć brzydki, wyprodukowany na szarym papierze w drukarni Banque de France w Paryżu, a zaprojektowany przez francuskiego grafika Eugene?a Gaspé banknot o nominale 2 zł. W sumie wyprodukowano go ponad 20 mln sztuk, więc dość dużo. Jednak obecnie, prawdopodobnie z powodu bardzo niskiego nominału, trudno odnaleźć egzemplarz w idealnym stanie. Nie przypominam sobie, aby choć jedna idealna sztuka wypłynęła na aukcji internetowej lub stacjonarnej w ciągu ostatnich czterech lat. Dlatego od 2003 roku jego wartość kolekcjonerska wzrosła o prawie 100 proc. Cztery lata temu jego najdroższa odmiana wyceniana była na zaledwie 2 tys. złotych. Obecnie ? na prawie 4 tys. zł.
koniec części I, przejdź do II
Antoni Krępski
Kurier Finansowy
www.alebank.pl/kurier-finansowy