Kioski bankowe, nazywane McBankami, sprzedają karty i kredyty szybko i bez zbędnych korowodów. Bardziej wybrednych klientów odsyłają jednak do normalnych oddziałów.
W centrum handlowym M1 w podwarszawskich Markach kioski Eurobanku i Polbanku dzieli tylko kilkadziesiąt metrów. W obu można kupić prawie to samo: są karty kredytowe i szybkie pożyczki. Kioski ustawiono między supermarketem i stoiskiem z garnkami. Nieopodal bary z szybkim jedzeniem i erzacem kawy. Czy bank nie większy od kiosku z gazetami, z jedną osobą tkwiącą za plastikową ladą to jeszcze bank? I czy w takim otoczeniu ludzie chętnie chcą rozmawiać o tym, co dla nich jest ważne, czyli o pieniądzach?
Firma konsultingowa McKinsey, która doradza zarządom banków w przygotowywaniu planów strategicznych, policzyła, że banki utworzą przez najbliższe dwa lata około 1,7-2 tys. nowych placówek. Jeśli nie rozbudują sieci, nie zdobędą nowych klientów. Z danych Związku Banków Polskich wynika niezbicie, że jest kogo zdobywać. Aż 41 proc. Polaków nie korzysta z usług bankowych, a w 30 proc. gospodarstw domowych nikt nie ma konta w banku. Żeby zagospodarować te tłumy, trzeba się śpieszyć.
Najszybciej i najtaniej można to zrobić, stawiając bankowe kioski i rozbudowując sieć franczyzową. Wystarczy wynająć kilka metrów kwadratowych, np. przy schodach ruchomych w supermarkecie, i bank gotowy. Taka placówka to dla banku wydatek od 200 do 300 tys. złotych. Najwięcej kosztują urządzenia: bankomaty i wpłatomaty, każdy ok. 100 tys. złotych. McBanki bowiem, chociaż oferują nieskomplikowane usługi, są nafaszerowane elektroniką. W bankomatach nowej generacji można nie tylko dostać gotówkę; sprawdzi się też historię rachunku, wydrukuje wyciąg, zmieni PIN do karty, zrobi przelew na wcześniej zdefiniowane konto czy nawet ulokuje na koncie oszczędnościowym nadwyżkę pieniędzy.
Są tam także wpłatomaty – pieniądze do nich wrzucone natychmiast pojawiają się na koncie. Mobilna placówka ma oczywiście pełną łączność satelitarną z systemem informatycznym banku-matki. Bank przypominający stoisko z lodami jest nie tylko nowocześniejszy niż tradycyjny oddział, ale też bezpieczniejszy. Nie ma tam gotówki, nie jest więc narażony na bandycki napad.
Wrocławski Eurobank, który zadebiutował przed czterema laty, 50 z 230 oddziałów zlokalizował właśnie w sieciach handlowych i hipermarketach. Zaletą tych placówek jest to, że są otwarte przez siedem dni w tygodniu, tak długo jak działa centrum handlowe, a więc najczęściej od godziny 9.00 do 21.00. Specjalność banku to szybkie kredyty gotówkowe – sprzedał ich już około pół miliona, i karty kredytowe, które bank wydaje na poczekaniu.
– Idziemy za klientami. Dlatego tak dużo naszych placówek mieści się w centrach i pasażach handlowych – mówi Maciej Szczechura, wiceprezes Eurobanku.
Działający na naszym rynku od kilkunastu miesięcy grecki Eurobank (w Polsce ten brand należy do Société Générale, bank funkcjonuje więc pod marką Polbank EFG) ma już 95 własnych oddziałów i 88 placówek partnerskich.
– Oddziały otwieramy w takich miejscach, aby klienci mieli jak najłatwiejszy dostęp do naszych produktów – mówi Radosław Sałata, dyrektor departamentu placówek partnerskich w Polbanku.
Niebezpiecznym konkurentem dla obu tych banków może stać się niebawem BZ WBK, który zaczął budować nową sieć McBanków pod szyldem “minibank”. Otworzył już pięć oddziałów, do końca roku ma ich być sto.
– Polacy potrzebują prostych usług bankowych – mówi Krzysztof Polcyn, menedżer projektu minibanku w BZ WBK.
Klient w minibanku będzie mógł opłacić tanio domowe rachunki – każdy oddział ma bowiem czytniki kodów kreskowych, dzięki czemu bank łatwo wprowadzi do systemu wszystkie dane. Nowy bank chce wydać także pierwszą na rynku pionową kartę płatniczą Visa minibank. Nie będzie na niej nazwiska właściciela, dzięki czemu kartę dostanie się bez zbędnej zwłoki. Do tego szybki kredyt gotówkowy. Usługi będą tanie: za prowadzenie konta i kartę bankomatową klient zapłaci miesięcznie tylko 3 złote.
Rozkwit McBanków jest możliwy, bo wiele usług potaniało, a Polacy już masowo korzystają z kont przez internet i telefon. W końcu lat 90., gdy w Polsce startowały pierwsze sieci McBanków: handlobank Banku Handlowego, Millennium dawnego BIG Banku Gdańskiego (dziś cała ta sieć działa pod marką Millennium) i nieistniejące już Stareo Banku Śląskiego – małe placówki składające się tylko z front office przyjmowały się z trudem. Powód – zdalne korzystanie z kont nie było tak masowe. Swoich sił w mcbankingu próbowały także Lukas Bank, BGŻ (sieć Integrum), a Kredyt Bank zaczął nawet otwierać kioski bezobsługowe.
Dziś widać, że dawni liderzy, którzy zawiedli się trochę na tym biznesie, pozostali w tyle, a prym wiodą najmłodsze: Eurobank i Polbank. Mają szanse wygrać, bo budują swoje sieci tanio, szukają najlepszych lokalizacji i sprzedają bankowe produkty pierwszej potrzeby. Wiedzą dobrze, że właśnie na nich można nieźle zarobić. Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, przychody brutto banku działającego na polskim rynku, przypadające na jednego klienta, z każdej wydanej karty kredytowej to 73 euro rocznie. Dla porównania we Francji jest to 45, a w Belgii 19 euro. Taka “przewaga” cenowa Polski nie utrzyma się jednak długo. Za dwa, trzy lata żniwa się skończą.
– Banki zainwestowały bardzo dużo w systemy informatyczne i scoringowe [oceny ryzyka – red.], teraz chcą czerpać z tego korzyści – nie ukrywa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP.
Z badań Pentora wynika, że z McBanków najczęściej korzystają młodzi ludzie, mieszkańcy dużych miast i konsumenci, zaliczani do dwóch typów: zdobywców i dojrzałych, którzy stanowią około jednej trzeciej wszystkich Polaków. Pierwsi to ludzie na progu kariery, nastawieni na konsumpcję. Drudzy to osoby powyżej 45 lat, wykształceni, ale ich wadą jest niewielka skłonność do zadłużania się. To jednak bardzo obiecująca grupa klientów. Potencjalni zainteresowani to także ludzie niemający jeszcze kont w bankach. Razem ok. 60 proc. dorosłych Polaków. Tymczasem na milion mieszkańców naszego kraju przypada 150 placówek bankowych, milion Czechów ma ich 200, a Niemców 570. Polak ma więc do banku nadal bardzo daleko. Nadciągająca właśnie druga fala makdonaldyzacji krajowych banków dystans ten skróci.
Dywizje bankowe. 2 tys. – tyle nowych placówek otworzą banki przez najbliższe dwa lata, prognozuje McKinsey.
Autorem jest Pani Krystyna Doliniak
Tekst pochodzi z lipcowego numeru miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl
Przejdź na początek tekstu