Współczesne malarstwo. Obrazy polskich twórców są nad Wisłą towarem luksusowym, choć nadal często tańszym niż za granicą. Ale ten rynek się rozwija, ceny rosną, zaś inwestorzy, którzy kilka lat temu tworzyli kolekcje, dziś mogą liczyć zyski.
Wahania gospodarczej koniunktury od razu mają odbicie na polskim rynku sztuki współczesnej. Ostatnio wycofała się z niego część stałych klientów galerii obrazów. Inwestują w nieruchomości, przynoszące obecnie łatwiejszy zysk. Ale czy na pewno większy? W Polsce płótna twórców znanych i już wysoko cenionych w USA czy krajach Europy Zachodniej są obecnie często kilkakrotnie tańsze niż za granicą. I dotyczy to także malarzy współczesnych.
– Od dawna już na Zachodzie większość obrotu dziełami sztuki stanowią prace współczesne – mówi Iza Rusiniak, kierownik Galerii Sztuki Współczesnej DA Rempex. – Ta tendencja jest coraz bardziej widoczna i u nas. Mniej więcej od czterech lat na aukcjach organizowanych przez Rempex zwiększa się systematycznie udział malarstwa współczesnego. To sprawiło, że od listopada 2005 r. "współczesne" i "dawne" zostały rozdzielone. Kwotowy poziom sprzedaży tych grup zaczyna się już zrównywać.
Ciekawe jest porównanie cen krajowych i zagranicznych, osiąganych przez płótna twórców średniego pokolenia. Na przykład na obrazy Michała Zaborowskiego w amerykańskich i kanadyjskich galeriach trzeba wydać dziś kilkakrotnie więcej niż w Warszawie. I znacznie więcej niż kilka lat temu. Podobna prawidłowość dotyczy także dzieł polskich artystów od dawna już na świecie znanych i uznanych. Andrzej Starmach, właściciel Starmach Gallery, który od lat sprzedaje oleje swoich ulubionych twórców, m.in. Jerzego Nowosielskiego i Tadeusza Kantora, w latach 70. XX w. mógł je nabywać po 100 dolarów. Teraz ich światowe ceny to 30 – 40 tys. dolarów.
– W Polsce jeszcze do niedawna rekordy cenowe padały tylko przy zakupach obrazów artystów takich jak Malczewski czy Ślewiński – dodaje Iza Rusiniak. – Ale minęły czasy szalonych licytacji na prace średniej wartości. Nikt już nie przepłaca za Kossaka… Od dwóch lat rekordy biją za to prace z drugiej połowy XX wieku. W 2006 r. olej Tadeusza Kantora został sprzedany za 120 tys. zł, natomiast rok wcześniej obraz Wojciecha Fangora zmienił właściciela za 100 tys. złotych. Fangor od dawna ma wysokie ceny w USA – na aukcji Sotheby's w Nowym Jorku w marcu 2006 r. za jego pracę uzyskano 72 tys. dolarów. Jeszcze niedawno dobre reliefy Henryka Stażewskiego z lat 60. można było kupić za blisko 30 tys. zł, teraz trzeba zapłacić ponad 90 tysięcy. A jeśli konkretne dzieła weszły na najwyższą półkę cenową, to z pewnością nigdy już nie będą tańsze. Jest ich określona, skończona liczba, co ma wymierny wpływ na ich wartość.
Janina Górka-Czarnecka, właścicielka Galerii Artemis, od ponad 30 lat obserwuje branżę i uważa, że nie stracił ten, kto w swoim czasie zainwestował w twórczość Jacka Sienickiego czy Grupy Krakowskiej. Ale i dzisiaj wejście w posiadanie dzieł czołówki polskich malarzy nie łączy się z wielkim ryzykiem, chociaż nigdy nie wiadomo, ile się na nich w przyszłości zyska. Pewnie dlatego takim popytem cieszą się obrazy młodszych twórców. W ich przypadku ryzyko jest większe, lecz i potencjalny zarobek wyższy.
– Wśród przedstawicieli wolnych zawodów, młodych biznesmenów i prawników, zapanowała wręcz moda na posiadanie obrazu młodego artysty – mówi Klementyna Bocheńska, właścicielka Galerii Klimy Bocheńskiej. – To oni wykazują najwięcej odwagi przy zakupie współczesnej sztuki. Pozostaje w ich finansowym zasięgu, ponieważ jednorazowo oznacza wydatek 2 – 3 tys. zł, gdy tymczasem w USA – 4 tys., ale dolarów.
– Chętnie kupowane są prace artystów młodego pokolenia: Sławomira Tomana (3 – 7 tys. zł) i Barbary Gębczak-Janas (3 – 9 tys. zł) – potwierdza Michał Zaborowski z Galerii Karowa.
– Na pewno opłaca się zainwestować w prace, które na razie są stosunkowo niedrogie, jak Tomasza Tatarczyka (do 20 tys. zł) – uzupełnia Iza Rusiniak. – Warto też zainteresować się twórczością młodych, dobrze zapowiadających się artystów: Agnieszki Sandomierz czy Laury Paweli (1 – 2 tys. zł), bo z pewnością ceny na ich dzieła będą rosły.
Leszek Czajka, założyciel Wizytującej Galerii, także stawia na płótna Tomasza Tatarczyka, a oprócz tego – Rafała Bujnowskiego (średnio po 12 tys. zł)i Zbyszka Rogalskiego (po blisko 35 tys. złotych). Zdaniem znawców, do pewniaków należą też: Jerzy Nowosielski, Stefan Gierowski, Leon Tarasewicz, Tomasz Ciecierski, Jan Tarasin i Jarosław Modzelewski. No i z pewnością Wilhelm Sasnal, obecnie związany z galerią Hauser & Wirth w Zurychu. Widać to na aukcjach i w galeriach. Obraz Jarosława Modzelewskiego, który sześć lat temu kosztował 12 tys. zł, teraz wart jest około 80 tysięcy. Jeszcze szybciej drożała w ostatnich latach twórczość Sasnala. Ceny na jego prace (trudno osiągalne w Polsce) dochodzą w Szwajcarii do kilkudziesięciu tysięcy euro.
– Niedawno za 50 tys. zł sprzedałam dzieło pędzla Teresy Pągowskiej, za które mój klient wcześniej zapłacił 40 tys. – dorzuca kolejny przykład Katarzyna Braniecka, właścicielka Poznańskiej Galerii Nowa. – Uzyskałby jeszcze wyższą cenę, ale zależało mu na czasie.
– Walory artystyczne są jeszcze bardziej doceniane wraz ze śmiercią twórcy, oczywiście już uznanego – mówi Maria Dziopak, właścicielka Galerii SD. – Podrożały płótna Jerzego Dudy-Gracza (można je kupić od 20 do 50 tys. złotych). Ceny prac tragicznie zmarłego Zdzisława Beksińskiego wzrosły o 100 proc. (do pułapu prawie 50 tys. zł), zaś grafik Jana Lebensteina – trzykrotnie. W dodatku na ogół spadkobiercy wycofują takie prace, a galerie mają tylko te, które wcześniej zakupiły.
Tam gdzie są malarze i nabywcy, rozwijają się galerie obrazów. Większość renomowanych galerii od lat współpracuje z tymi samymi twórcami. Są zainteresowane ugruntowaniem ich pozycji na rynku, promują swoich artystów (organizują wystawy, wydają albumy, niektóre biorą udział w międzynarodowych targach sztuki). Należą do nich m.in. krakowskie: Starmach Gallery, Zderzak, Fejkiel Gallery oraz warszawskie: Program, Raster, Galeria Klimy Bocheńskiej, Wizytująca Galeria, Galeria Piotra Nowickiego, Milano. Od lat stałe grono klientów mają też warszawskie galerie Zapiecek i Karowa, a także krakowska Artemis, Poznańska Galeria Nowa i, też poznańska, Piekary. Ci marszandzi, którzy kilka lat temu kupili dosłownie za bezcen prace Maciejowskiego, Bujnowskiego czy Sasnala, na pewno zrobili świetny interes. Fortuna sprzyjała właścicielom Świetlicy Raster – Michałowi Kaczyńskiemu i Łukaszowi Gorczycy. Zaczynali od zera, jak wspomina Kaczyński – niczym desperaci bez specjalnych oczekiwań. Galerię założyli dla grupy Ładnie (w jej skład wchodzili m.in. Wilhelm Sasnal i Marcin Maciejowski). A obecnie współpracują również z Rafałem Bujnowskim, Agatą Bogacką, Grupą Azzoro, Zbyszkiem Liberą i Zbyszkiem Rogalskim. Raster to pierwsza galeria, która na taką skalę oddała głos artystom pokolenia lat 70. Po kilku latach działalności, zarabia przede wszystkim na zachodnich kolekcjonerach, którzy wcześniej dokonania "jej" artystów ocenili na targach sztuki (np. Liste – Targi Młodej Sztuki w Bazylei), albo na zagranicznych wystawach. Raster i dziś próbuje rozwijać rynek, budzić potrzeby u nowych nabywców. Organizuje m.in. Targi Taniej Sztuki, podczas których można kupić prace uznanych twórców po. 200 złotych. Za tyle właśnie dało się nabyć jedną ze 120 "kobiet życia", które Edward Dwurnik najpierw namalował na olbrzymim płótnie, a potem pociął je na odpowiednio małe kawałki.
Wystawy, w tym zagraniczne, są najlepszym sposobem promowania współczesnych polskich twórców. A przy tym to właśnie one skutecznie podnoszą ich prace na nowy, wyższy poziom cenowy. Przykładem jest malarstwo Sasnala, ale też np. Jacka Yerki, którego akryle najpierw poszły w górę w USA, a zaraz potem – w Polsce, osiągając ceny od kilkunastu tysięcy dolarów wzwyż. Ale taka (konieczna) promocja kosztuje i nie wszystkich na nią w Polsce stać. Najtrudniej jest się dostać na niezwykle prestiżowe Targi Sztuki w Bazylei. Przyjeżdżają na nie najwięksi kolekcjonerzy, marszandzi i kuratorzy z całego świata. Od kilku lat pojawiają się na nich także Starmach Gallery oraz Fundacja Foksal, ostatnio najskuteczniej promująca w świecie polską sztukę. Wiedzą, co robią i za co płacą.
– Udział w tych targach jest niezwykle kosztowny, zaczyna się od 300 franków szwajcarskich za metr kwadratowy – mówi Andrzej Starmach. – Później wydatki rosną w zawrotnym tempie.
Na Art Basel zaprezentował prace Edwarda Krasińskiego i Henryka Stażewskiego (po kilkadziesiąt tysięcy dolarów) oraz Marzeny Nowak i Jadwigi Sawickiej (po kilka tysięcy dolarów). Inne takie imprezy również nie są tanie. Pięć dni obecności galerii na targach w Bolonii oznacza wydatek 10 tys. euro, a można za te pieniądze pokazać prace zaledwie pięciu artystów. Ogniwem ułatwiającym artystom wejście do kręgu prestiżowych wystaw i targów są menedżerowie sztuki. Na Zachodzie powszechnie wspierają twórców, ale u nas należą do rzadkości – polski rynek sztuki jest dla takich jak Kuba Malke (od kilku lat współpracuje z Tomaszem Sętowskim, Jackiem Pałuchą, Dariuszem Minińskim) wciąż za ciasny. Według Wojciecha Tuleyi, prowadzącego Galerię "Art", w Polsce nie ma jeszcze miejsca dla "prawdziwego" artystycznego agenta, bez którego nie mógłby np. funkcjonować od lat mieszkający w USA Dariusz Pala. Trzyletni kontrakt z agentem (opiewający na 10 tys. dol.) gwarantuje mu rocznie trzy, cztery wystawy w liczących się galeriach i muzeach. U nas lista galerii jest na to zbyt krótka.
Coraz częściej za to ekonomiczne więzi łączą polskich artystów-malarzy ze światem biznesu. To najlepszy dowód na poprawiającą się w tej branży koniunkturę. Już dziesięć lat temu, kiedy okazało się, że Muzeum Narodowe nie ma funduszy na powiększanie kolekcji współczesnej, przyszła mu w sukurs Fundacja Zbiorów Sztuki Współczesnej MN w Warszawie, założona przez Kancelarię Prawną GESSEL. Dzięki staraniom Fundacji, zbiory MN zostały wzbogacone o 30 obrazów (m.in. Tomasza Tatarczyka, Wilhelma Sasnala, Roberta Maciejuka, Pawła Althamera). Za pieniądze uzyskane z aukcji kupowane są kolejne dzieła. Fundację wspomagają: ComputerLand, Korn/Ferry, GE Bank Mieszkaniowy, Fortis Bank Polska oraz Giełda Papierów Wartościowych. To koniunktura sprawia, że ten model się sprawdza. Od kilku lat także niektóre polskie banki oraz firmy ubezpieczeniowe korzystają z rosnącego rynku. I tworzą własne kolekcje, przy okazji zyskując miano mecenasów. Obok Pekao SA, w sztukę inwestują Kredyt Bank i BPH (ma spośród banków największą kolekcję – około 150 dzieł, w tym Edwarda Dwurnika, Ryszarda Grzyba, Jana Dobkowskiego). Zbiorem blisko 60 prac (m.in. Jerzego Nowosielskiego, Zbigniewa Makowskiego, Stefana Gierowskiego, Wilhelma Sasnala i Roberta Maciejuka) szczyci się ING Group.
– Nasza kolekcja powstała ponad dziesięć lat temu – opowiada Marek Chomka, prezes Fundacji Sztuki ING. – Wartość prac klasyków utrzymuje się co najmniej na tym samym, wysokim poziomie, niektórych, jak Stefana Gierowskiego i Jerzego Nowosielskiego, stale rośnie. Z pewnością najlepszą inwestycją okazał się obraz Wilhelma Sasnala, kupiony za 1 tys. euro – teraz jest wart blisko 20 tys. euro. Równie celne okazały się decyzje dotyczące zakupu prac Marcina Maciejowskiego, Zbyszka Rogalskiego, Pauliny Ołowskiej. Na każdą z nich musieliśmy wyłożyć od 2 do 3 tys. euro, teraz kosztują po 10 tys. euro. Opłaca się kupować młodych artystów.
– Ceny dzieł, które mamy, takich jak Ryszarda Grzyba, Jana Dobkowskiego, Henryka Wańka, Edwarda Dwurnika, nie spadną nigdy – ocenia Władysław Kołomański, zastępca dyrektora departamentu PR Banku BPH. – Najbardziej podrożały prace Dwurnika. Czy indywidualni nabywcy – choćby polscy menedżerowie – są już na tym rynku równie aktywni jak ich zagraniczni koledzy? W USA często grupa biznesmenów wspólnie kupuje obraz, który potem – rotacyjnie – wędruje do ich gabinetów. Natomiast w niektórych dużych firmach szwedzkich raz do roku za zebrane pieniądze kupowane jest dzieło, które drogą losowania trafia do jednej osoby. A u nas? Nawet system podatkowy nie sprzyja takim rozwiązaniom.
– Ukryty w marży 22-proc. VAT na dzieła sztuki nie daje kupującemu szans na odliczenie – mówi Janina Górka-Czarnecka z Galerii Artemis.
W dodatku dochodzi ryzyko związane z wyborem obrazu-inwestycji. Na świecie osoby budujące kolekcję chętnie korzystają z opinii ekspertów. U nas indywidualni nabywcy wciąż zbyt często ufają samym sobie.
– Pocieszające, że coraz mniej pojawia się w polskich galeriach klientów, którzy już w drzwiach zwierzają się, że mają do zagospodarowania dużą ścianę – mówi Wojciech Tuleya. – Cudzoziemcy odwiedzający galerię bardzo często wiedzą, ile co jest warte. Tymczasem Polacy nadal często dziwią się, że "tak drogo", porównując cenę obrazu i telewizora. Nikt na świecie nie robi już takich analiz.
Wojciech Jędrzejewski (45), właściciel agencji PR
Jego fascynacja sztuką zaczęła się od kupowania malarstwa współczesnego, m.in. obrazów Bożenny Biskupskiej, Bogdana Korczowskiego, Franciszka Starowieyskiego, Jonasza Sterna. Ma również dzieła Witolda Wojtkiewicza, Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ale z czasem jego miłość do malarstwa ustąpiła nowej pasji – fotografii. Udało mu się zgromadzić około tysiąca prac ponad 50 artystów polskich i zagranicznych.
Dariusz Rytel (35), specjalista ds. marketingu
Na początku były to zakupy raczej przypadkowe. Teraz, kiedy skupił się na artystach Rastra, są bardziej ukierunkowane. Dokonania grupy Ładnie zobaczył na wystawie zorganizowanej przez agencję, w której wówczas pracował. W jego zbiorach są prace Rafała Bujnowskiego, Agaty Bogackiej, Pauliny Ołowskiej, Marcina Maciejowskiego. Tylko nielicznych znajomych zaraził swoją fascynacją – nie wszystkich stać na sztukę.
Prace Tadeusza Kantora i Jerzego Nowosielskiego, kupowane w latach 70. po 100 dol., dziś osiągają ceny 30 – 40 tys. dolarów
{mosgoogle}
Włodzimierz Szoszuk (48), adwokat
Zaczęło się dwadzieścia lat temu od wizyty w londyńskiej pracowni Feliksa Topolskiego. Kupił wtedy jeden z jego rysunków. Później przyszła fascynacja twórczością Wiesława Obrzydowskiego. I, jak sam przyznaje, kupowanie dzieł sztuki stało się jego największą pasją. Kiedy przychodzi do kancelarii, z przyjemnością patrzy na wiszący vis-a-vis biurka obraz Józefa Szajny, który – jego zdaniem – ma w sobie pozytywną energię. Największe zadowolenie sprawia mu poznanie artysty, którego twórczość jest mu bliska, np. Jacka Sempolińskiego. Czasem udaje mu się w rzeźbiarzu odkryć – jak w Henryku Burzcy – malarza czy Jerzego Beresia namówić do stworzenia rysunku.
Obraz Wilhelma Sasnala, kupiony kilka lat temu za 1 tys. euro, kosztuje 20 tys. euro
![]() |
Autorem jest Pani Kama Zboralska, autorka książki “Sztuka inwestowania w Sztukę. Przewodnik po galeriach” Artykuł ukazał się w sierpniowym numerze miesięcznika Manager Magazin. Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie. www.manager-magazin.pl |
Przejdź na górę strony >>> kliknij
Przejdź do spisu treści porad/artykułów >>> kliknij
Przejdź do forum >>> kliknij
Przejdź do bloga >>> kliknij