Brylanty są świetną lokatą kapitału. To kamienie szlachetne, które niezależnie od zmian ustrojowych, wymiany pieniędzy czy spadku akcji zawsze mają wartość. Ale, aby przyniosły spodziewany zysk, muszą mieć zespół cech, które określa tajemnicze "4 C".
Szajką przemytników brylantów dowodzi Zuza, która ginie w tajemniczych okolicznościach. Na trop przestępców wpada kontrwywiad. Unieszkodliwiony łącznik z Kairu zostaje zastąpiony doświadczonym oficerem, który przejmuje kontrabandę i materiały szpiegowskie. Do akcji wkracza piękna i niebezpieczna kobieta. Emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie trwa…
Nie, to nie jeden z odcinków Bonda, ale polski film kryminalny z czasów PRL- u, który przypomniał o dobrach luksusowych, jakich wtedy mieć nie wypadało. "Brylanty pani Zuzy" z 1972 roku obejrzeć teraz można (na DVD) nie tylko ze względu na niezły wątek sensacyjny. Tytułowe brylanty symbolizują luksus i wywołują pożądanie, niezależnie od charakteru ustroju w jakim bohaterowie działają.
Skąd ten blask?
Dla Lesława i Wacława Janickich, braci bliźniaków, aktorów, którzy grali w Teatrze Tadeusza Kantora, brylanty mają szczególne znaczenie. Niespodziewanie nawet dla siebie przejęli rodzinną firmę. Firma Jubilerska B-cia Janiccy powstała jeszcze w 1938 roku we Lwowie i prowadzili ją wtedy trzej panowie Janiccy: Telesfor, Hieronim i Tadeusz (ojciec bliźniaków). B-cia Janiccy przy ulicy św. Krzyża w Krakowie to jej kontynuacja. Ma ona dobrą renomę, a niejeden brylant zyskał tu "nowe życie" – niezwykły blask, dzięki szlifowi, jaki właśnie tu wykonano. Wacław Janicki jest nie tylko dyplomowanym rzeczoznawcą jubilerskim, ale jedynym w Polsce specjalistą w zakresie szlifowania diamentów. – To długa historia – opowiada – Najpierw nasz ojciec Tadeusz Janicki, naprawiał panu Wachtlowi, szlifierzowi brylantów, jego precyzyjne maszyny. Od niego się nauczył podstaw tej sztuki – mówi Wacław Janicki – a my od ojca, który używał do pracy belgijskiej szlifierki Brevete z 1850 roku. – Też na niej pracowaliśmy i mamy ją do dzisiaj w naszym zakładzie. Taką samą można oglądać w muzeum w Antwerpii – chwali się Janicki.
Bracia Janiccy w 1962 roku już po maturze po raz pierwszy zasiedli w pracowni ojca, gdy potrzebowali pieniędzy. Tadeusz Janicki powiedział: "A usiądź przy warsztacie jeden z drugim – to sobie zarobisz". – Wciągnęło mnie, kiedy zobaczyłem, że można nadać kamieniowi szlif i kształt. Diament z zabrudzeniami, to żadne cudo, wygląda nieciekawie, kamień, po który nikt by się nawet nie schylił. Ale kiedy po przeszlifowaniu wydobywa się z niego błysk, życie – to naprawdę dużą frajda – opowiada Wacław Janicki. Najważniejsze jest szybkie odnalezienie kierunku szlifu kamienia, czyli wass. Tylko przy odpowiednim jego ustawieniu w stosunku do tarczy kamień można obrobić. Diament w imadełku obraca się, po czym dociska się go do tarczy, by oszlifować. Tarcza wiruje z prędkością 1500 obrotów na minutę. Gdy czuć zapach charakterystycznej spalenizny, szlifierz podnosi kamień i obserwuje przez lupę strukturę kryształu i bada, jak na tarczę reaguje diament. Jeśli pojawia się błyszczący punkt, to znaczy, że "tarcza bierze" diament. – Po tym, jak szybko ktoś znajduje kierunek szlifu w diamencie, można ocenić jego umiejętności – wyjaśnia Wacław Janicki. – Sama praktyka w warsztacie ojca wydała mi się zbyt małym stopniem wtajemniczenia, dlatego w 1978 roku zdecydowałem się pójść na kurs do Deutsche Gemmologische Gessellschaft w Idar-Oberstein. Dzięki tym studiom Janicki poznał europejski system wartościowania brylantów, a po zdaniu egzaminów został rzeczoznawcą Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich (SRJ) i pracował w Urzędzie Probierczym.
Boom na brylanty
– Ceny brylantów rosną na rynkach światowych, bo rośnie na nie popyt, szczególnie ostatnio w Indiach i Chinach. W nastawionym na luksusy Honkongu 17 procent kobiet ma co najmniej 10 sztuk biżuterii wysadzanej brylantami – mówi Paweł Cieślik, dyrektor d.s. produkcji firmy W. Kruk. – Nie ma się co dziwić, naturalne złoża są na wyczerpaniu, wiele kopalni jest zamykanych, a popyt rośnie. Moda na prawdziwe klejnoty nastała i u nas. Nie tylko na samą biżuterię z brylantami, która w naszej firmie stanowi 50 procent całości produktu, ale na brylanty luzem, bez oprawy, które są w cenie od 500 złotych do 500 tysięcy złotych – mówi Cieślik. – W siedmiu salonach na 45 wszystkich w całym kraju sprowadzamy kamienie na życzenie klienta. Opieramy się na autoryzowanych przedstawicielach firmy De Beers kontrolującej 95 procent rynku – opowiada dyrektor, i wspomina świeżą transakcję jednokaratowego, bardzo rzadkiego okazu brylantu o idealnych parametrach, który klient kupił za 105 tysięcy złotych.
Aby lokata w brylant się opłaciła, kamień powinien mieć co najmniej 1 karat – co do tego zgodni są wszyscy rzeczoznawcy. – Dobry pierścionek z brylantem, który ma zwyżkować w przyszłości, nie może kosztować mniej niż 10 tysięcy euro – mówi Krystyna Drabińska z Warszawy, zajmująca się od 25 lat wyceną biżuterii dla domów aukcyjnych i w celach ubezpieczeniowych.
"Zaćmienie" dla wszystkich?
Zdania są podzielone. – Czegoś, co jest wielkości główki do szpilki, nie można nazwać brylantem tylko z racji tego, że się świeci. Brylancję daje tylko odpowiednia proporcja i szlif – twierdzi Krystyna Drabińska, która twierdzi, że kamień o wielkości 0,10 karata nie jest prawdziwym brylantem. Ale na rynku można się spotkać z wyrobami jubilerskimi o niedużej masie z kamieniami, które nazywane są brylantami, a ich cena jest niewygórowana. O tym, czy coś jest brylantem, czy nie – ma świadczyć certyfikat, wydawany w każdej szanującej się firmie jubilerskiej. – I tak na brylantach powyżej 0,5 karata grawerowane są numery certyfikatów. Numer ten jest nanoszony na rondystę kamienia, czyli w najszerszym jego miejscu, gdzie można go zobaczyć. Bez przeszlifowania, czyli ubytku masy kamienia nie można go usunąć, co daje sto procent gwarancji identyfikacji brylantu – opowiada Grażyna Dunin-Majewska, kierowniczka krakowskiego salonu Kruka przy ul. Floriańskiej 5. Taki certyfikat otrzyma każdy klient, który zakupi najnowszy wzór pierścionka zwanego "jedyny", reklamowanego w telewizji przez film "Zaćmienie", w którym zahipnotyzowana kobieta podąża za magicznym światłem księżyca. Kiedy zaćmienie osiąga pełnię, jej postać staje się… zwieńczającym pierścień brylantem.
Największe i najsłynniejsze okazy
W świecie:
Cullinan – największy z dotychczas odnalezionych diamentów w RPA w 1905 roku. Nazwany na cześć założyciela szybu kopalni sir Thomasa Cullinana. Kryształ, który ważył 621 g (3106 karatów) i był częścią dwukrotnie większego kamienia, zakupił rząd Transvaalu i podarował królowi Anglii Edwardowi VII na 66. urodziny. Kamień ten pocięto na 105 brylantów, są one brytyjskimi klejnotami koronnymi do dzisiaj
Hope – pochodzi z Indii, a nazwę nosi od nazwiska bankiera Henrye'go Hope'a. Błękitny diament, zwany też French Blue (w 1668 r. sprzedano go królowi Ludwikowi XIV), uważany jest za jeden z kamieni, na którym ciąży klątwa – z jego historią związanych jest aż 126 tragicznych wypadków, które przydarzyły się jego posiadaczom (bankructwa, szaleństwa, samobójstwa, morderstwa, śmierć m.in. Marii Antoniny)
Koh-i-noor – czyli Góra Światła, zwany Wielki Mogoł, jest jednym z najstarszych znanych diamentów, odnalezionym ok. 1304 r. W XV w. znalazł się w posiadaniu Babera, założyciela dynastii Wielkich Mogołów
De Beers Millennium Star – został odnaleziony na początku lat 80. ubiegłego stulecia w szybie De Beers w Kongo. Trzy lata trwała obróbka laserowa, i powstał brylant o gruszkowym kształcie, który jest dumą De Beers Millennium Collection, pokazywanej w 2000 r. w londyńskim domu korporacji
W Polsce:
Wielki czarny diament znajduje się w złotej puszce św. Stanisława w Skarbcu Katedry Wawelskiej i w koronie monstrancji Jana Kazimierza w Skarbcu Klasztoru ojców Paulinów na Jasnej Górze
Porady (Wacława Janickiego z Krakowa i Krystyny Drabińskiej z Warszawy – rzeczoznawców SRJ).
– nigdy nie ma "okazji" – brylant o dobrych parametrach musi mieć swą cenę i certyfikat wydany przez dyplomowanego rzeczoznawcę, zawierający informację o 4 C;
– tylko kamień bliski doskonałości najlepiej o wielkości od 1 karata (o dobrych parametrach) stanie się lokatą, bo w każdej chwili łatwo go będzie sprzedać;
– najlepiej inwestować w kamienie najrzadsze: o wysokiej czystości, barwie i masie od 0,5 do 1 karata, bo ich zasoby maleją;
– najlepiej kupić brylant bezpośrednio u wytwórcy, tylko wtedy otrzymamy jego indywidualny charakter;
– stary brylant jest dodatkowo cenny, bo stanowi wartość antyku
Więcej o diamentach przeczytasz w miesięczniku "Nasz Rynek Kapitałowy".
Autor: Ewa Kozakiewicz, Nasz Rynek Kapitałowy https://www.rk.pl/
Przejdź do początku tekstu >>> kliknij
Przejdź do spisu treści porad/artykułów >>> kliknij
Przejdź do katalogu polecanych publikacji >>> kliknij
Przejdź do bloga >>> kliknij
Przejdź do forum >>> kliknij