Całej branży funduszy inwestycyjnych chodzi tylko i jedno: zgromadzenie takich aktywów, by potem móc pobierać szczodre prowizje od zysków. Kiedy stopy procentowe są niskie, pozornie bezpieczne fundusze, przynoszące stopy zwrotu wyższe niż przeciętna, rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jednak i one rozczarowały inwestorów.
James Lyle (56 l.) był strażakiem w Auburn (stan Alabama), dopóki kontuzja nie odesłała go 14 lat temu na emeryturę.
Szukając bezpiecznego miejsca dla swoich oszczędności, w 2006 r. ulokował 65 tys. dol. w Morgan Keegan Select Intermediate, krótkoterminowym funduszu obligacji.
Prospekt emisyjny obiecywał “zachowanie kapitału i dochodu” i “większą stabilność kapitału niż w przypadku obligacji długoterminowych”.
Wszystko szło dobrze do lata 2007 r., kiedy rynek hipoteczny zaczął się chwiać. By osiągnąć wysokie zwroty z kapitału, Select Intermediate na potęgę inwestował w ryzykowne obligacje hipoteczne i inne papiery powiązane z rynkiem nieruchomości, które wkrótce okazały się pułapką. Cena akcji funduszu spadła z 9,6 dol. przed rokiem do 97 centów. Lyle ulokował pieniądze w dwóch podobnych do siebie funduszach Morgan Keegan, które promowano jako bezpieczne inwestycje w papiery dłużne. Oba skończyły równie marnie, a Lyle stracił 150 tys. dol., czyli 35 proc. swojego majątku netto.
Lyle nie jest tu wyjątkiem. Emeryci Martha i Aubrey Wright z Marietty (Georgia) stracili 68 proc. z zainwestowanych 109 tys. dol., które ulokowali w funduszach Morgan Keegan. Wszyscy oskarżają ten fundusz o przedstawienie fałszywych informacji Urzędowi Nadzoru nad Branżą Finansową (Finra).
Wszechświat funduszy inwestycyjnych to 6,7 tys. podmiotów (nie licząc rynków pieniężnych), konkurujących o zainteresowanie klientów. Zdobywają je za pomocą pretensjonalnych reklam i starannie opracowanych prospektów. Całej branży chodzi tylko o jedno: zgromadzenie takich aktywów, by potem móc pobierać szczodre prowizje od zysków.
Niestety, siatka bezpieczeństwa, która miała chronić inwestorów w funduszach przed mylącymi i fałszywymi promocjami, okazała się pełna dziur. Zawsze zresztą taka była.
Pod koniec lat 80. i 90. fundusze hipoteczne o zmiennej stopie zwrotu były reklamowane jako wyżej rentowne odpowiedniki funduszy rynku pieniężnego. “Do 1992 r. 37 z nich pozyskało 20 mld dol. – akurat na czas, by upaść wraz z całym rynkiem nieruchomości” – wspomina w książce “Common Sense on Mutual Funds” (Zdrowy rozsądek w funduszach inwestycyjnych) John Bogle, enfant terrible branży (i założyciel grupy funduszy Vanguard).
Pipe Jaffray zapłacił przed 13 laty 67 mln dol. odszkodowania w ramach pozwu zbiorowego, gdy jego fundusz, który promował jako bezpieczne miejsce do zainwestowania gotówki, stracił 30 proc. wartości. On także miał portfel pełen papierów hipotecznych.
Materiały marketingowe funduszy, w tym reklamy w internecie, broszury i listy, powinny w uczciwy sposób wyważać ryzyko i potencjalne korzyści, tak jak jest to opisane w prospekcie. Prospekty liczą jednak często setki stron, co oznacza, że de facto nikt ich nie czyta. Zostawiają przy tym mnóstwo miejsca dla komunikatów brokerów, w których pozytywy są uwypuklane, a negatywy pomniejszane lub wręcz przemilczane.
Często problemem jest nie to, że informacja z ostrzeżeniem jest ukryta, ale że inwestorzy są zbyt przytłoczeni nadmiarem danych, by do niej dotrzeć. Część winy za to ponosi nadzorująca branżę funduszy Komisja Papierów Wartościowych (SEC). Jej prawnicy mają taką obsesję na punkcie długich i skomplikowanych prospektów, że nie mają czasu, by ingerować w reklamy i broszury.
SEC zmieniła regulacje dotyczące reklam pięć lat temu z powodu obaw, że twórcy funduszy wykreowali “nierealistyczne oczekiwania inwestorów” podczas bańki technologicznej, uwypuklając korzystne dane. Nowy regulamin nakłada na emitentów obowiązek umieszczenia w materiałach marketingowych numeru telefonu, pod którym można uzyskać informacje o wynikach funduszu z ostatniego miesiąca. Ulotki muszą też zawierać ostrzeżenie, że “przeszłe wyniki nie gwarantują przyszłych rezultatów”.
Kolejna reforma ma pójść dalej. Będzie wymagała od emitentów, by na początku prospektu umieszczali przejrzystą informację z głównymi danymi o funduszu, w tym o ryzyku z nim związanym. Zespół SEC zaproponował takie rozwiązanie już w 2007 r., ale branży udało się na razie storpedować ten pomysł. Zamiast rzeczowego podsumowania inwestorzy dostają dodatkowe informacje o zagrożeniach, które już praktycznie zniknęły, m.in. o handlu po godzinach. Tak wygląda odpowiedź SEC na skandale, które wstrząsnęły branżą kilka lat temu.
– Nie należy oczekiwać, że inwestor przeczyta wszystkie strony prospektu i w pełni zrozumie i zinterpretuje to, co tam znajdzie. To dlatego inwestorzy opierają się na materiałach marketingowych – mówi Steven Toskes, prawnik specjalizujący się w obrocie papierami wartościowymi z Boca Raton na Florydzie.
Finra, która ma wprowadzać w życie regulacje SEC, analizuje materiały marketingowe, by mieć pewność, że zawarte w nich stwierdzenia uczciwie oddają ryzyko, o którym mowa w prospekcie. Nie określa jednak terminu ważności samego prospektu, co również może być problemem.
Inwestorzy oskarżyli przed sądem w Massachusetts należący do banku Wachovia Evergreen Investments o oszustwo, ponieważ w prospekcie nie poinformował on rzetelnie o ryzyku związanym z jego funduszem Ultra Short Opportunities. Powodowie przyznają, że prospekt mówił o ryzyku wynikającym ze zmian stóp procentowych oraz na rynkach derywatów i papierów zabezpieczonych hipotecznie. Twierdzą jednak, że prospekt nie tłumaczył, że ryzyko to “może postawić pod znakiem zapytania podstawowy cel funduszu”, czyli zachowanie kapitału i zminimalizowanie wahań wartości.
W 2006 r. Charles Schwab pytał odwiedzających jego stronę internetową, czy “chcą osiągać wyższe zwroty ze swoich inwestycji długoterminowych bez znaczącego zwiększania ryzyka?”. Odpowiedzią miał być fundusz obligacji YieldPlus, który w owym roku stał się 18. pod względem popularności funduszem inwestycyjnym, a w szczytowym momencie dysponował 13,5 mld dol. aktywów.
Jedynie ci, którzy dotarli do strony trzeciej liczącego 30 stron prospektu YieldPlus, odkryli ostrzeżenie, że problemy na rynku hipotecznym mogą sprawić, że fundusz zacznie tracić pieniądze. We wrześniu Schwab wydał aneks do prospektu, a ściślej rzecz biorąc, do drugiej jego części, w której informował, że ponad jedna czwarta środków funduszu może zostać ulokowana w papierach zabezpieczonych hipotecznie.
Mając prawie połowę aktywów w takich papierach, fundusz w marcu tracił 18 proc., a w całym 2007 r. – 35 procent. Inwestorzy zgłosili się do Finra, oskarżając firmę o przeinaczenia, i zapowiedzieli pozew zbiorowy. Rzecznik Schwab oznajmił, że ani on, ani firma nie będą komentować sprawy.
Autorem jest Pani Emily Lambert
Tekst pochodzi z miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl