Wiele miesięcy amerykańska waluta mocowała się z europejską i wygląda na to, że z tej batalii wyjdzie obronną ręką.
Ani głośne ostatnio problemy pożyczkodawców hipotecznych Fannie Mae i Freddie Mac, ani malejące nadzieje na podwyżki stóp procentowych w USA nie zdołały zachwiać pozycją dolara wobec euro. Od kwietnia 2008 r. kurs europejskiej waluty spadł już o ponad 8 procent. Krążące nad Eurolandem widmo znacznego spowolnienia gospodarczego robi więcej złego niż kłopoty finansistów zza oceanu, do których świat zdążył już przywyknąć.
– Do tej pory gospodarka europejska potrafiła do pewnego stopnia uchronić się przed negatywnym wpływem informacji płynących zza oceanu. Tym razem jest inaczej – tłumaczy Marcin Bilbin, analityk rynków finansowych Banku Pekao.
Kursowi euro wyraźnie szkodzi próżne oczekiwanie zmiany polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego. “Jastrzębia” retoryka obiecująca wysokie stopy procentowe dyktowane przez Euro-pejski Bank Centralny w przyszłym roku powoli przechodzi do historii. Taka perspektywa zniechęca inwestorów do kupna europejskiej waluty.
Tymczasem zza oceanu zaczynają napływać sygnały powolnego wychodzenia z kryzysowego dołka. Thomas Stolper z banku inwestycyjnego Goldman Sachs zwraca uwagę na poprawę bilansu handlowego USA, co przekłada się na wzrost amerykańskiego PKB. Za silniejszym dolarem przemawiają również spadające ceny ropy naftowej. Wraz ze spadkiem cen ropy w dół podąża kurs EUR/USD.
Nie do końca zgadza się z tym Marcin Bilbin.
– W zasadzie nie wiadomo, czy to cena ropy prowadzi kurs dolara, czy jest odwrotnie. Tak czy siak, na rynku walutowym coraz mniej jest wątpliwości, że inwestycje w dolara będą rosnąć – twierdzi analityk Banku Pekao.
– Jest wielce prawdopodobne, że jesteśmy na początku powolnego, ale długoterminowego, obliczonego nawet na kilka lat, trendu wzrostowego kursu amerykańskiej waluty – przekonuje Thomas Stolper.
Jeszcze dwa miesiące temu polscy analitycy na takie słowa zareagowaliby śmiechem. Dziś odżegnują się od prognozowania ceny amerykańskiej waluty na koniec 2008 r. wyrażonej w złotych. Z prasy zniknęły komentarze, jak korzystna na krótką metę jest silna złotówka i tani dolar, bo praktycznie za bezcen można sobie… sprowadzić zza oceanu samochód czy kupić perfumy na eBayu. Ekonomiści spodziewali się jednocześnie, że osłabiony (wobec złotego i euro) dolar zmieni kształt polskiej emigracji, a socjolodzy dopatrywali się pierwszych tego symptomów.
Dziś większość specjalistów zachowuje milczenie. Jeszcze w połowie roku byli zgodni, że tegorocznego sylwestra dolar przywita na średnim poziomie 2,28 zł, teraz analitycy uważają, że 2,50 zł za dolara to kwestia najbliższych tygodni.
Zimną krew zachowują bankowcy, którzy w ostatniej ankiecie Związku Banków Polskich stawiają na 2,16 zł za 1 dolara. Powodzenia.
Autorem są Izabela Sikorska, Paweł Zielewski
Tekst pochodzi z miesięcznika Forbes
Serdecznie dziękuję za jego udostępnienie.
www.forbes.pl