Czy po kolejnych aferach, enuncjacjach byłego przewodniczącego sejmowej Komisji Budżetu i Finansów posła Z. Chlebowskiego, rewelacjach byłego bankiera P. Vogla czy też po kolejnych naruszeniach prawa i procedur prawnych przez najwyższe czynniki urzędowe, np. w sprawie prywatyzacji PZU S.A. i ugody z Eureko możemy jeszcze poważnie traktować zapis polskiej Konstytucji, że Polska jest demokratycznym państwem prawa?
Mija właśnie 20 lat od rozpoczęcia procesu przemian i tzw. transformacji ustrojowej w naszym kraju. Minione lata, zwłaszcza w sferze gospodarczej w Polsce, to według polskich elit pasmo sukcesów, korzystnej transformacji, udanej prywatyzacji, demokratyzacji, urynkowienia procesów gospodarczych i ustanowienie państwa prawa. Jakim więc zaskoczeniem dla wielu naszych rodaków muszą być najnowsze informacje o kolejnych aferach gospodarczych takich choćby, jak afera hazardowa, stoczniowa, giełdowa, afera w MF z wideoloteriami i inne, czy też rewelacje byłego bankiera, a wcześniej bezwzględnego mordercy P. Vogla, dotyczące m.in. afery z przetargiem wartym 500 mln zł na wagoniki do warszawskiego metra z końca lat 90., czy też uchylenie przez media kolejnego rąbka tajemnicy w sprawie tzw. szwajcarskich kont osób publicznych, w tym niektórych polityków i prywatyzatorów. P. Vogel, skuteczny bankier i renomowany biznesmen, po okrutnym zabójstwie i zaaranżowanym przez służby specjalne wyjeździe z kraju w dobie nowej już polskiej demokracji spokojnie paradował po polskim Sejmie ? reprezentował zarówno zachodnie, jak i polskie firmy i instytucje w procesach prywatyzacji i w dużych przetargach. Ba, sprzedawał i to z sukcesem polskiej administracji, nawet służbom specjalnym, urządzenia i technologie do szyfrowania. Ktoś więc musiał nad nim czuwać i ochraniać go. W końcu uzyskał ułaskawienie z rąk samego prezydenta RP A. Kwaśniewskiego po skutecznej wizycie w kancelarii prezydenta u jego ministra. Człowiek, który nigdy nie odbył zasądzonej kary 25 lat więzienia za okrutne zabójstwo, spotyka się swobodnie z przedstawicielami polskiego parlamentu, kancelarii prezydenta, wicemarszałkiem Sejmu J. Królem, wysokimi przedstawicielami UOP, ministrami, politykami z pierwszych stron gazet. Proponuje on politykom, przedsiębiorcom, prezesom spółek SP dyskretne zainwestowanie ich mniej lub bardziej legalnych dochodów w szwajcarskim banku Coutss. Wydawało się, że afera Art-B czy afera FOZZ jest nie do powtórzenia w naszym kraju w obecnych czasach, że czasy aferałów odeszły w niepamięć, a ordynarne kręcenie lodów na prywatyzacji i dużych przetargach nie może się już powtórzyć w końcówce obecnego 10-lecia.
Stocznia ? pralnia ekspresowa
W tym samym czasie, gdy prezydent RP 9 lipca 2009 r. podpisywał ustawę z dnia 25 czerwca 2009 r. o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu wprowadzeniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł oraz przeciwdziałaniu finansowaniu terroryzmu, znany i skuteczny handlarz bronią wpłaca swoje 8 mln euro w przetargu na majątek stoczni w Szczecinie i Gdyni. Jednocześnie Polska wdrażała przepisy, dyrektywy UE dotyczące przeciwdziałania praktyce prania brudnych pieniędzy. Polski ustawodawca starał się w ten sposób zwiększyć przejrzystość przepływów finansowych w polskim systemie gospodarczym, rozszerzając jeszcze obowiązki identyfikacji podmiotów prowadzących podejrzane transakcje finansowe. W tym samym czasie skuteczny handlarz bronią, znany pośrednik w tej branży, El-Assir odbywał liczne spotkania i prowadził rokowania w MSP z ministrem A. Gradem, urzędnikami ARP odpowiedzialnymi za kolejną prywatyzację stoczni Szczecin i Gdynia, dla niepoznaki nazywaną przetargiem, oraz biznesowe negocjacje w sprawie zobowiązań państwowej spółki zbrojeniowej Bumar. Umiejętnie powiązał dwa cele: dążył do osiągnięcia porozumienia ugody w sprawie należnych mu od polskiego Bumaru, a zaległych prowizji idących w grube miliony dolarów ze sprawą ewentualnej prywatyzacji majątku stoczni. Czyżby polscy urzędnicy, ministrowie nie wiedzieli, że w Polsce od dawna obowiązuje ustawa o przeciwdziałaniu prania brudnych pieniędzy jeszcze z 16 listopada 2000 r.? Obowiązuje nadal polski kodeks karny i art. 299 k.k., który mówi wyraźnie o przestępstwie prania brudnych pieniędzy. Art. 36 pkt 2 tej ustawy mówi, że kto działając w imieniu lub interesie instytucji obowiązanej, wbrew przepisom zataja prawdziwe dane dotyczące transakcji, rachunków lub usług, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat, a gdy dopuszcza się tego czynu, wyrządzając znaczną szkodę, nawet do lat 8 (art. 37 ustawy). Zaś art. 35 przewiduje, że kto działając w imieniu lub interesie instytucji obowiązanej, nie dopełnia obowiązku rejestracji takiej podejrzanej transakcji, identyfikacji klienta, zawiadomienia Generalnego Inspektora Informacji Finansowej, jak i wstrzymania transakcji i blokady rachunku, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Polska już dawno ratyfikowała konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu prania brudnych pieniędzy, przechwytywania, blokowania, konfiskowania dochodów pochodzących z przestępstw, w tym handlu bronią z krajami objętymi embargiem i z organizacjami terrorystycznymi. Tego typu kwestie wszędzie na świecie należą do podstawowych obowiązków służb specjalnych każdego cywilizowanego kraju, nawet bez powoływania specjalnej tarczy antykorupcyjnej, co podobno miało miejsce w przypadku przetargu na majątek stoczniowy. Jak w takim razie człowiek, który był doskonale znany ze swej działalności, poszukiwany listem gończym, podejrzewany w niektórych krajach o współudział w zamachach terrorystycznych, np. na francuskich inżynierów w Pakistanie, mógł z taką swobodą występować w procesie prywatyzacyjnym na Wybrzeżu ? spotykać się i negocjować z najważniejszymi urzędnikami w naszym państwie? Czyżby też ktoś go ochraniał i osłaniał? Dlaczego MSW, którym kierował wówczas wicepremier polskiego rządu, nie sprawdził dokładnie inwestora ? w końcu raju podatkowego. Dlaczego mimo wprowadzenia w błąd zarówno ARP, zarządcy kompensacyjnego stoczni ? a był nim Bud-Bank Leasing, MSW kontynuowano transakcję? Mimo niedopełnienia wymaganych procedur na zakup stoczniowych nieruchomości przez tego a nie innego właśnie inwestora, to on organizował spotkanie polskiego rządu z przedstawicielami Kataru i firm z tego regionu. Przecież to właśnie na polskim państwie i instytucjach zobowiązanych spoczywa obowiązek ustawowy przeciwdziałania zjawiskom prania brudnych pieniędzy. GIIF, podlegający MF, powoływany przez premiera RP musi być poinformowany o wszelkich tego typu podejrzanych zjawiskach pod groźbą odpowiedzialności karnej i finansowej. To państwo i jego instytucje, banki, urzędnicy państwowi, a po nowelizacji jeszcze szerzej ? nawet dealerzy samochodowi czy przedsiębiorcy przyjmujący gotówkę powyżej 15 tys. euro, będący świadomi tego typu przelewów finansowych, muszą sprawdzić źródło pochodzenia takich środków i w razie potrzeby zidentyfikować podmiot dysponenta czy pośrednika, a w ostateczności zablokować tego typu transakcję. Monitorowane muszą być wszelkie transakcje powyżej 15?000 euro, a to przecież dużo mniej niż 8 mln euro wpłacone jako wadium i to poprzez konto w raju podatkowego, które powinno natychmiast zapalać czerwoną lampkę. Rada Ministrów przyjęła jeszcze w projekcie tegorocznej ustawy możliwość powołania specjalnego międzyresortowego komitetu bezpieczeństwa finansowego działającego przy GIIF, który mógłby monitorować i przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy, sporządzać listy osób i podmiotów podejrzanych o tego typu praktyki.
Czy ktoś premiera wpuścił w maliny?
Co prawda nowela ustawy o przeciwdziałaniu prania brudnych pieniędzy pod szczególny nadzór bierze osoby publiczne tzw. public persons, ale chodzi jedynie o osoby zagraniczne. MF zapomniało o naszych polskich VIP-ach. Podobno z pośpiechu w pracy nad ową nowelą. Zdumiewające były deklaracje premiera D. Tuska na jednej z konferencji prasowych, dotyczącej przetargu na majątek stoczni, gdy stwierdził: ?Nie ważne, czy stocznie sprzedamy handlującym bronią, bursztynem, złotem ? jest mi to całkiem obojętne, kto kupi polskie stocznie?. Na pytanie dziennikarki, jak Pan premier skomentuje ten fakt, że media podały, że ostatecznym nabywcą majątku stoczni jest podmiot handlujący bronią, odpowiedział już MSP A. Grad, że spekulacje medialne dotyczące inwestora zaczynają być żartobliwe. Może minister skarbu wprowadził w błąd swojego zwierzchnika. Jeszcze bardziej kompromitujące i skłaniające do stawiania zasadniczych pytań natury prawnej są kontakty i rokowania przedstawicieli ARP i MSP, z A. Gradem na czele, z przedsiębiorcą z branży handlu bronią. Jak zwykle w tej sprawie bardzo trafne wnioski wyciąga słynna blogerka Kataryna. Ciekawe, jak zinterpretują te zdarzenia i fakty przedstawiciele polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości i autorytety prawne. W 2008 r. GIIF przekazał do prokuratury 248 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa prania brudnych pieniędzy, a wartość zakwestionowanych transakcji sięgała 1,03 mld złotych. GIIF 319 razy zablokował także rachunki osób podejrzanych. Handlarz bronią, słynny już El-Assir, dość swobodnie wcześniej prowadził w Polsce swoje interesy, głównie jako pośrednik firmy zbrojeniowej Bumar. Być może, że był w tym nieoceniony i skuteczny jako agent handlowy. Czy jednak koniecznie musiał być inwestorem w polskich stoczniach i wpłacać wadium i to ze swojego konta? Skoro był kluczowym partnerem polskiego eksportera broni, dlaczego ryzykowano w tej wątpliwej transakcji prywatyzacyjnej? Wiadomo, że rynek handlu bronią rządzi się swoimi prawami ? z pewnością nie jest tak, jak uważa posłanka PO Joanna Mucha, której uroda niekoniecznie idzie w parze z przemyśleniami: ?handel bronią jest dziś traktowany tak samo jak handel pomarańczami?. Z pewnością nie jest tak, jak mówi posłanka, choć być może do swoich racji przekonała urzędników MSP czy ARP. To jednak nadal zdecydowanie specyficzny handel chroniony przez służby specjalne, gdzie liczy się przede wszystkim zaufanie i dyskrecja, gdzie rola pośredników jest ogromna. Po co więc było pakować się jeszcze w stoczniowe interesy, czy ktoś kogoś wpuścił w przysłowiowe maliny?
Chłopcy z ferajny
Jakby tego było mało, okazuje się, że w naszym kraju możliwe są prawdziwe cuda, gdy idzie o obrót gospodarczy, transakcje prywatyzacyjne, funkcjonowanie instytucji finansowych, w tym banków. Wydawałoby się, że przestępca, dobry znajomy jednego z najgroźniejszych polskich gangsterów, nie może być v-ce przewodniczącym rady nadzorczej giełdowej spółki. Otóż nie ? historia polskiego Optimusa dowodzi, że może. Jak podał ?Puls Biznesu?, Krzysztof M. w latach 90. pomagał słynnemu ?Masie? w prowadzeniu interesów. W 2006 r. znalazł się we władzach spółki IT. Technik, mechanik, bez specjalnej wiedzy i doświadczenia biznesowego nadzorował majątek giełdowej spółki. Jak to możliwe, że gwiazda show-biznesu W. Marczuk-Pazura została przedstawicielem jednej ze spółek, której właścicielem jest warszawska GPW, która ma podlegać prywatyzacji. Jakoś dość szybko ta osoba uległa wpływom tajemniczego agenta ?Tomka?, proponując udział w kolejnej polskiej prywatyzacji ? jak twierdzi szef CBA. Poprzednia zaś ofiara agenta ?Tomka?, a zarazem partnerka biznesowa, posłanka B. Sawicka także przekonywująco zapewniała o łatwości kręcenia prywatyzacyjnych lodów, tym razem na służbie zdrowia.
Jak to możliwe, że asystent ministra sportu M. Drzewieckiego, zwanego już potocznie ?Mirem?, który był podejrzany przez prokuraturę o wyprowadzanie pieniędzy z funduszy własnej partii, mógł objąć ważne urzędnicze stanowisko w Ministerstwie Sportu? Mógł rekomendować osoby związane z przedstawicielami świata hazardu i jednorękich bandytów do zarządu Totolotka. Mógł negocjować kwestie personalne z urzędnikami Ministerstwa Skarbu Państwa. Jak to możliwe w demokratycznym państwie ? państwie prawa, że nowy skarbnik rządzącej partii jeszcze do niedawna prowadził wspólne interesy z jednym z najsłynniejszych polskich lobbystów ? właścicielem agencji PR-owskiej, któremu katowicka prokuratura postawiła zarzuty wyłudzenia udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, prania brudnych pieniędzy. I choć sprawa nadal nie jest jeszcze osądzona, to pytań i wątpliwości rodzi się aż nadto. Poseł Z. Chlebowski twierdzi, że mógł zrobić co chciał, co sobie zamarzył ? mógł załatwić wszystko, ale nie chciał. Po ostatnich wynurzeniach przewodniczącego sejmowej Komisji Budżetu i Finansów posła Z. Chlebowskiego, że tak naprawdę prawdziwych lodów i lobby nie kręcił on na swych spotkaniach na cmentarzu, ale niektórzy jego partyjni koledzy w samym MF, polska opinia publiczna otrzymuje kolejny cios, że właśnie gra o naprawdę wielkie pieniądze ? o miliardy zł, związana z tzw. wideoloteriami, toczyła się właśnie w MF, że to tam byli ponoć lobbyści innego odłamu gier hazardowych ? lobby kasynowego. A przecież przewodniczący sejmowej Komisji Budżetu i Finansów zajmował się sprawami hazardu już od 2003 r. i już wówczas padały oskarżenia. Jeśli jest prawdą to, o czym poinformowały ostatnio media, że świeżo mianowany nowy prezes ZUS-u, były wysoki urzędnik Kancelarii Premiera Rady Ministrów Z. Derdziuk sam kilkakrotnie interweniował na rzecz zmian legislacyjnych w ustawie hazardowej, to jest to już prawdziwy dramat. To może niedawno odwołany, aresztowany za korupcję, już były prezes ZUS-u, który przyjął blachę na dach budowanego przez siebie domu, może okazać się mniejszym złem, bo złem już znanym. Mniej groźnym dla finansów państwa, bo w tej firmie zarządza się przecież setkami mld zł i trzeba być naprawdę poza wszelkimi podejrzeniami, możliwościami wywierania jakiejkolwiek presji czy powiązaniami z biznesem. Jeśli nie chcemy przyprawiać kolejnych emerytów o zawał serca, to tę sprawę należałoby dogłębnie i szybko wyjaśnić ? i to bez komisji śledczej. Na ile poważne zaufanie mogą mieć polscy przedsiębiorcy do osoby przewodniczącego komisji ?Przyjazne Państwo?, wizytówki rządzącej partii wiceprzewodniczącego klubu J. Palikota, gdy ten afiszuje się wręcz ze swymi pożyczkami uzyskiwanymi z firm z tzw. rajów podatkowych? I to w sytuacji, gdy cały świat stara się walczyć z rajami podatkowymi i związaną z nimi szarą, jak i czarną strefą. Również poprzez przepisy o przeciwdziałaniu prania brudnych pieniędzy. Skoro tak prominentny polityk nie potrafi rozliczyć się z finansowania własnej kampanii wyborczej, co zarzuca mu sam były przewodniczący i poseł Z. Chlebowski, czy będzie umiał się rozliczyć ze skutków innych swych decyzji i pomysłów legislacyjnych? W Polsce możliwe jest, by były bywalec mediów, prezes dużego giełdowego funduszu inwestycyjnego poszukiwany był na świecie listem gończym z podejrzeniem o udział w zabójstwie, a były prezes operatora telefonii komórkowej ukrywał się przed polskim wymiarem sprawiedliwości i to nikogo nie bulwersuje.
Największa afera III RP ? bez refleksji
W 1990 r. Sejm RP zlikwidował FOZZ. Skarb Państwa stracił na tej aferze co najmniej 350 mln zł. Głową za wykrycie tej afery zapłacił inspektor NIK-u M. Falzmann, zginął prezes NIK-u W. Pańko. Procesy karne zakończyły się dopiero po 19 latach. Większości pieniędzy nie odzyskano ? wielu wątków do dziś nie wyjaśniono. Czy komuś normalnie myślącemu mogło przyjść do głowy, że widma, a nawet aktorzy tego dramatu, mogą powrócić i to poprzez obecność w państwowym banku? Chodzi o bank BGK ? bank, którego ustawowym zadaniem od 2002 r. jest właśnie obsługa polskiego zadłużenia zagranicznego. Jeden z wysokich urzędników, były wiceminister finansów, któremu prokuratura postawiła zarzuty w sprawie FOZZ, a umorzonej ostatecznie przez Sąd Najwyższy w 2001 r., z początkiem roku znalazł zatrudnienie jako doradca prezesa BGK I. Fąfary. Kolejna osoba związana z FOZZ, pierwszy likwidator funduszu J. Dzierżyński został ekspertem BGK. Można powiedzieć ? nowe idzie, stare jedzie. Co na to polskie MF, które nadzoruje obsługę zagranicznego długu Polski i to coraz większego, bo rzędu około 200 mld euro? Nie widzi problemu. Urzędnik MF określił te fakty w sposób następujący: ?Nie wystąpiły zdarzenia, który mogły rodzić podejrzenia o prawidłową realizację zadań BGK w zakresie obsługi długu zagranicznego?. A przecież właśnie państwowe BGK otrzymało ostatnio dodatkowe kilka mld zł na pomoc dla polskich przedsiębiorstw. Czy rzeczywiście nie rodzi to żadnych obaw i żadnej refleksji? Chciałoby się zapytać: kto tutaj naprawdę rządzi? Kto rządzi w tym kraju? To już nawet nie oligarchowie, ale lobbyści, ludzie skazani między innymi za korupcję w szarej strefie, ludzie na bakier z prawem, zamieszani w najpoważniejsze afery ? to oni dziś zza kulis być może wydają polecenia politykom, posłom czy urzędnikom państwowym, traktując ich jak swych podwładnych. Czy ewidentne łamanie przepisów i procedur, przysłowiowe już kręcenie lodów, tajne negocjacje na cmentarzu co do losów ustawy, pranie brudnych pieniędzy w procesach prywatyzacyjnych i przetargach, powoływanie się na szefa szefów, oskarżenia o szpiegostwo gospodarcze przy jednej z największych polskich prywatyzacji Enei S.A. to wszystko jeszcze państwo prawa? Czy już szemrana ferajna, której wszystko wolno?
Czy tak być musi dalej?
Czy w polskich spółkach i władzach w bankach, w tym jednym z ostatnich banków państwowych, w MSP, w agencjach rządowych ciągle jeszcze brakuje miejsca dla ludzi zarówno kompetentnych, jak i uczciwych, a zarazem mających szacunek do obowiązującego w Polsce prawa i porządku prawnego? Czy łamanie porządku prawnego, np. w przypadku prywatyzacji PZU S.A. i ugody z Eureko, procedur prawnych, administracyjnych, a nawet dobrych obyczajów nikogo nie kompromituje? Taka bezkarność i puszczanie płazem przez opinię publiczną kolejnych afer ? w tym afer prywatyzacyjnych ? rozzuchwala. Jaki sens mają przepisy prawne i implementowane dyrektywy, unijne zapisy polskiej konstytucji, gdy ewidentne naruszanie prawa nie ogranicza awansów ani kariery zawodowej ? o ile jesteś chłopcem z politycznej ferajny. Czy powierzenie lisowi porządku w kurniku ma być normą w Polsce, mimo dwóch lat rzekomo udanej transformacji? Czy polskie prawo i rządzące elity mogą traktować prawo wyłącznie jako przeszkodę w robieniu biznesu, niezbędną ofiarę na ołtarzu postępu i transformacji? Kolejne afery, jak widać, naszych tzw. elit niczego nie nauczyły. Czy tak być musi, że polskie prywatyzacje, przetargi, zamówienia publiczne to musi być nadal domena aferałów i przysłowiowego kręcenia lodów? Nikt z rządzących nie zaprząta sobie głowy konsekwencjami tych nielegalnych, a często wręcz przestępczych działań ? tylko później mamy międzynarodowe arbitraże, wypłaty gigantycznych odszkodowań, jak choćby w sprawie Eureko. Grożą nam kolejne procesy przed międzynarodowym arbitrażem. Czy kontakty, nie mówiąc już o wspólnych dillach ministrów, wysokich urzędników państwowych z podejrzanymi biznesmenami, z ludźmi skazanymi za korupcję, wyłudzenia, a nawet zwykłymi przestępcami, ludźmi, którzy montują fałszywe oskarżenia wobec tych chcących bronić polskiego majątku narodowego, nie powinny kłaść się przypadkiem cieniem na karierze zawodowej i pozycji. Tylko frajerzy wierzą jeszcze w praworządne państwo polskie, troskę o dobro wspólne i godność sprawowanego urzędu. Gorzką rację ma abp J. Michalik, gdy mówi po posiedzeniu Episkopatu Polski: ?W Polsce istnieje kryzys autorytetów, a korupcja jest wielkim kłopotem wszystkich rządzących?, oraz że równie ważne jest, aby ?wszystkie partie polityczne, całe życie polityczne i społeczne w Polsce miały do dyspozycji ludzi uczciwych i prawych?. Brzmi to jak memento w rocznicę kolejnego Święta Niepodległości.
Janusz Szewczak – Autor jest analitykiem gospodarczym dla www.GazetaFinansowa.pl